Wpis z mikrobloga

tajger jak spojrzał w okno. Styczniowy, zimny poranek nie zwiastował dobrej pogody. Mateusz wstał, delikatnie, tak by nie obudzić śpiącej obok żony - Gosi Kupiec, która wtuliła głowę mocno w poduszkę. tajger kochał ją mocno, ale miał do niej lekką zadrę - żona, niegdysiejsza miss województwa łódzkiego roku 2013 - mogła pozwolić sobie na dłuższy sen. Prowadziła kanał na YouTube poświęcony wizażowi, makijażowi i modzie. Nawet teraz jej filmiki notowały setki wyświetleń i generowały przychód. Relacje "Live" miały jeszcze większą oglądalność, a duża grupa adoratorów zalecała się do Gosi, wysyłając bogate donate'y (tylko za jeden stream żona tajgera inkasowała średnio 3500 zł). Mateusz mimo pracy na w miarę wysokim stanowisku, również starał się odrobinę dorobić jako YouTuber. Nie szło mu jakoś źle, ale kwota ok. 3000 zł za miesiąc była jedynie kroplą tego, co zarabiała małżonka. Na szczęście pracował jako kierownik sklepu Auchan w łódzkiej galerii M1 na Brzezińskiej, więc dzięki pensji 7000 zł na koncie co miesiąc było czterocyfrowe saldo. Stanowisko to piastował dzięki doświadczeniu, jakie zdobył na podobnej pozycji w sklepie Mila. Pamietał doskonale ten dzień, gdy dostał tam jeszcze premię za udaremnienie kradzieży z zaplecza sklepu. Dzięki jego szybkiej interwencji, podwładni szybko zamknęli główną bramę, dzięki czemu włamanie nie powiodło się. Ale to już przeszłość... Droga do M1 może nie była daleka, ale warunki były fatalne. Śnieg przy dodatniej temperaturze tworzył błoto na drodze, a pługi miały być dopiero uruchomione przed południem.
-Cholerna zima! - zaklął w myślach tajger. -Jechać autem czy jednak MPK? - kontynuował, zastanawiając się.
Miał bowiem do dyspozycji mazdę oraz własnoręcznie skonstruowany pojazd "ToTo", a to z powodu bzika na punkcie motoryzacji. ToTo jednak czekał na cieplejsze dni ze względu na otwartą konstrukcję. Zadziwiał wtedy wszystkich w M1, gdy ToTo kręciło bączki na parkingu. Zawsze robił ten popis z driftowaniem, uwielbiał go wręcz.... Ale to była zima....
-Echh... - rozmarzył się tajger. Spojrzał na zegarek - dochodziło piętnaście po szóstej. Szybki prysznic, ubranie się do pracy i jeszcze śniadanie zajmie mu najwyżej 30 minut. Wykąpał się więc nawet szybciej, na śniadanie przygotował bułki z przepyszną pastą jajeczną oraz pomidorami koktajlowymi, które żona kupiła w Lidlu. Po śniadaniu umył zęby i jeszcze użył dezodorantu. Znów rzucił okiem na zegarek - 6:57.
-Hmm, niezły wynik.
Ucałował żonę, zakładał kurtkę i ubierał się już do wyjścia, gdy nagle w przedpokoju zamajaczyła nieduża sylwetka.
-Tatusiu, czemu musisz tak wcześnie wychodzić z domu? - rzekła córeczka, Amelka.
Tajger nie lubił tych momentów, gdy musiał rozstawać się z rodziną, nawet na te kilka godzin, gdy musiał być w pracy. Córka była jego oczkiem w głowie.
-Kochanie, tatuś jedzie do pracy po to, żeby zarobić na chlebek, a poza tym tatuś ma sporo obowiązków.
-Tato, ale co tam musisz robić?
-Widzisz Amelko, tatuś musi nieraz pilnować, żeby w sklepie nie brakowało towarów, by materiały dojechały. Generalnie rzeczy tego typu.
-Tato, a kiedy wrócisz do domu?
-Spokojnie córeczko, tata będzie w domu popołudniem. Mama zaprowadzi cię do przedszkola, jak zwykle, a jak wrócisz, tatuś przygotuje dla ciebie niespodziankę.
Amelka ucieszyła się na tę myśl. Tata zawsze kupował jej prezenty. Mama też, ale to ojciec dbał przede wszystkim o to, by córeczka miała dużo zabawek i bardzo dużo z nią rozmawiał. Gosia też, ale tak naprawdę jedyna córka państwa Kupiec czuła większe przywiązanie do ojca. Tajger założył buty, ucałował córeczkę i szybko poprawiając kurtkę, zamknął drzwi i przekręcił klucz. Śnieg w ten ostatni dzień stycznia zacinał mocno, stwierdził więc że lepiej będzie jechać MPK. Udał się więc na przystanek na Wycieczkową. Przypomniało mu się, by ustawić termostat na 25 stopni, zanim wyszedł. Ale spokojnie, piec automatycznie zaskoczy, gdy Gosia poprawi wskaźnik o dwa stopnie w górę, a podajnik ekogroszku dosypie odpowiednią ilość do spalenia... Pomału dotarł na przystanek Wycieczkowa - Woskowa, gdy dochodziła 7:13. Widać było już z daleka sunący autobus linii 51A.
-Ech, ciekawe co dziś przyniesie dzień... W każdym razie nie lubię poniedziałków i oby ten szybko zleciał. - pomyślał Tajger wsiadając do autobusu.

Tymczasem gdzieś w równoległym świecie, godzina 7:00, Łódź.
Małe, uszate stworzenie wyszło przed dom. Spoglądając się nerwowo za siebie, szybko ruszyło na przystanek Wycieczkowa - Woskowa. Akat ziś ten najbardziej piedonienty dzień w tygodniu.
-Czemu weekend nie trwa dwa miesionce? - zastanowiło się uszątko. Niewiele dalej myśląc, wyjęło telefon, włączyło jutju w telefonie i patrząc prosto w obiektyw kamery zaczęło mówić coś w dziwnym dialekcie w kierunku telefonu:
-itam itam, tego typu, zaskrobsi kanał wizofje. Trzeba iść do przodu, nie do tyłu. Kto idzie do tyłu, ten jyst fraer i sfel, jaksiemówi...
W tym czasie podjechał autobus linii 51A. Kierowca zna tego pasażera. To znany uszatnik, który musiał oddać córkę do bidula, bo jest #!$%@?ęty, a do tego bardzo zawistny. Kierowca wiedząc, z kim ma do czynienia, celowo nadjeżdża na przystanek tak, by przejeżdżając przez kałużę ochlapać jak najmocniej uszatą postać. Struga błota pośniegowego lunęła na karakana w czopce dżokejce i kapturze niczym w śmigus dyngus.
Mijając uszatą postać kierowca usłyszał tylko przytłumione "ŁOBABEN!" wypowiedziane z nieskrywaną wściekłością. Zawsze, gdy był na porannej zmianie na tej linii, uwielbiał wycinać ten numer. Wiedział też, że przystanek przy Woskowej jest na żądanie. Zwolnił więc obserwując w lusterku, jak uszata postać przebiera nóżkami, by zdążyć na przystanek. Wiedział, że nie dobiegnie. Przystanął może na 5 sekund, po czym wrzucając bieg, ruszył z przystanku mówiąc w duchu do siebie:
-tak się robi hip hop.
Tymczasem uszatnik na przystanku zaczął kontynuować fafluny do telefonu:
-nie zdążyłem wizofje, znowu uciekł mi autobus.
Nagle dostrzegł, że jutju zacięło się 10 minut temu i cały live psu w dupe.
-Łobaben - pomyślało uszate stworzenie. - No nic, odpale stryma jak bede akat wracał do domu, benc.

#bonzo
  • 6