Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Jako były bywalec #blackpill - to nic nie daje panowie.
Możemy siedzieć na tym portalu i godzinami pisać o pigułkach, mokebe, gadzich mózgach i czymkolwiek innym. Ale wiecie co z tego wynika? Zamieniamy się w bandę zgorzkniałych #!$%@?ów. Większość z nas ma te 1x-2x lat (wiadomo, że są też ludzie starsi), a mentalnie zachowujemy się jak jakieś komunistyczne relikty wrogie wszystkiemu wokół. Wylewamy swoje żale, który każdy oprócz wtajemniczonych ma w dupie.
Jak często w kontekście blackpillu pada pospolite słowo "zazdrość"? Nigdy. Stawiamy się na moralnym piedestale, #!$%@? o głupotach, ścianach, body countach i innych #!$%@?, w głębi duszy ZAZDROSZCZĄC tym, którym się powodzi. Powiedzcie, że nie. Powiedzcie, że to nie jest zazdrość, która przerodziła się we wrogość.
Powiedzcie, że gdybyście byli oskarem to żylibyście w celibacie.

Skoro "rozgryźliśmy grę", skoro stoimy momentami wręcz w opozycji do redpillu, odmawiamy próbowania i chłodnego, wykalkulowanego podejścia do tematu, to dlaczego marnujemy swoje życia na coś tak trywialnego?
Na początku #blackpill był wybawieniem, bo znalazłem ludzi podobnych sobie, takich którzy odpadli z gry, jeszcze przed naciśnięciem "start". Blackpill pozwolił mi zrozumieć, pewne rzeczy, pomógł mi się nie załamać, ale na dłuższą metę, jest wyłącznie pomnikiem mojego niepowodzenia.
Blackpill jest potrzebny, ale nie do tego, by pełnić rolę katapulty z której strzelasz do niewiernych. Jest potrzebny, bo jest nową perspektywą dla wielu ludzi borykających się z niepowodzeniami. Blackpill powinien być pomocną ręką dla określonych jednostek a nie #!$%@?ą internetową inkwizycją.
Tę #!$%@?ą grę nakręcają nawet nie sami zainteresowani, a pospolite trolle czerpiące przyjemność z oglądania waszych niepowodzeń. Kto siedzi/siedział na tym tagu odpowiednio długo, dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Najczęściej wasi blackpillowi idole to nawet nie są jedni z was. Zwolnijcie czasami, przyjrzyjcie się najgłośniejszym krzykaczom, wejdźcie na ich profile, prześledźcie historię, zestawcie swoje wnioski i rozczarowanie stanem rzeczy z ich bezrefleksyjną wrogością. Jeżeli tylko będziecie chcieć, to zweryfikujecie ich od razu.

Związki to jest coś zajebistego i jeżeli uważasz, że masz szansę, go for it. Ale jeżeli stwierdzisz, że to game over to dlaczego nadal marnujesz czas? Dlaczego wylewasz swoje żale w internecie, zamiast robić rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność?
Brakuje mi bliskości. To jest już ten żałosny punkt mojego życia, gdzie zamiast seksu, chciałbym po prostu kogoś przytulić. Ale uznałem, że game over to game over.
Usunąłem konto na wykopie, ułożyłem sobie kilka rzeczy w głowie i zacząłem zajmować się rzeczami, które czynią mnie szczęśliwym człowiekiem. Jeżeli kiedyś się uda kogoś pozna, to się uda. Nie zaprzątam tym sobie głowy każdego dnia.
Zmieniłem pracę z dobrze płatnej na taką, którą wykonuję z uśmiechem. Podłapałem kilka hobby, dzięki którym udało mi się znaleźć znajomych. Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że żyje mi się zajebiście jako kawaler, bo dawka niezależności jaką to generuje, jest #!$%@? przepiękna.
Miewam momenty, gdzie patrzę na znajomych, ich partnerki (i opcjonalnie dzieci) i nawet trochę mi przykro. A wtedy wyskakuję na rolki z dobrą muzyką na słuchawkach, na koniec jazdy wyciągam Piotrka na piwo w pobliskim barze, a wieczór spędzam przed konsolą, #!$%@?ąc pizzę z Da Grasso i smażąc takiego blanta, że o ja #!$%@?ę.
Mam 25 lat i wiem, że nie muszę być najlepszy, najsilniejszy, najpiękniejszy. Wiem, że nie muszę spełniać niczyich oczekiwań, a jedyne wyzwanie jakie sobie stawiam, to to, żeby po prostu być szczęśliwym człowiekiem.
Zamiast siedzieć na portalach, zamiast koncentrować się na przegranej sprawie, robię to co sprawia mi przyjemność - tj. po prostu żyję. I to żyję swoim życiem, a nie projekcją życia innych.
Jestem szarakiem, ale szarakiem, który ma narzędzia, żeby sobie tą szarą egzystencję ubarwić.

Broń Boże nie odbierajcie tego jako atak. Dla wszystkich, którym nie wyszło, mam ogrom empatii, bo jestem taki jak Wy. Wiem, że wielu z was ze strony kobiet doświadczyło przykrości. Ja po dekadzie pamiętam spojrzenia pełne obrzydzenia i niewybredne komentarze na temat mojego wyglądu czy statusu materialnego moich rodziców. Ale wiem, że Ci ludzie mają na mnie #!$%@?, pewnie nawet mnie nie pamiętają lub pamiętają przez mgłę, więc nie zamierzam pozwolić, żeby ich słowa były cierniem w moim boku czy definiowały to, w jaki sposób traktuję innych, Bogu ducha winnych ludzi.

Nie chcę żadnego z was oceniać, po prostu chcę wam powiedzieć, że świat ma do zaoferowania dużo więcej niż penisa i waginę, i jeżeli uważamy że w jednym polu nie mamy szans, to warto radości z życia szukać gdzieś indziej.

#przemyslenia #przegryw #zwiazki

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63bdd241ad9913f25926afbc
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Wesprzyj projekt
  • 13
Związki to jest coś zajebistego i jeżeli uważasz, że masz szansę, go for it. Ale jeżeli stwierdzisz, że to game over to dlaczego nadal marnujesz czas? Dlaczego wylewasz swoje żale w internecie, zamiast robić rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność?


@AnonimoweMirkoWyznania: ale co to za #!$%@??

Typowi blackpillowcy których znam
- programiści 15k z autyzmem/autystyczny biznes B2B
- gymcele
- jacyś maratończycy inni sportowcy

Typowi redpillowcy których znam:
- nadgodziny w korpo
@AnonimoweMirkoWyznania: dużo racji, mam podobny punkt widzenia ale to ja, MÓJ punkt widzenia bo mam pewne alternatywy: hobby, umiejętność szybkiego uczenia się, no i garść relacji koleżenskich/przyjacielskich z roznymi ludzmi, miałem nawet dziewczyne przez pewien czas(OSKIIIIIII!!!!!!!). Weź pod uwagę że są tutaj lduzie którzy nie mają gdzie "pójść" ani do kogo się zwrócić, nie mają zbyt wielu alternatyw, nie mają znajomych a do tego nie sa zbyt inteligentni i/lub maja deficyty
zmeczonyzyciem: To są fakty, sam jestem już zgorzkniały i sfrustrowany, chociaż bardizej to pierwsze. Temat relacji i związków/kobiet jest dla mnie niczym kryptonit dla Supermana. Ogólnie z tego co zauważyłem np. na siłowni to ludzie mnie lubią, uważają, że jestem w porządku człowiekiem. Parę razy miałem syutacje, w której dziewczyny myślały, że jestem typem "ruchacza" gdzie rzeczywistość jest w zupełności inna. Jedynymi wygranymi na tych całych blakc i red pillach są