Pracowałem kiedyś na stażu w klinice i dlatego jestem teraz bardzo mocno przeciwny aborcji. Opiszę wam tylko kilka okropnych sytuacji jakich byłem świadkiem:
- Zjawiła się 23 letnia kobieta w czterdziestym piątym tygodniu ciąży i powiedziała - "nie chcę już mojego głupiego dziecka, zabierzcie je". Lekarz zgodził się i wsadził jej do macicy kable rozruchowe od stara. Zostawił je podłączone na sześć dni do akumulatora.
- Ośmiolatka, która nawet nie była w ciąży; chciała mieć aborcję. Lekarz się zgodził - ukradł dziecko i zaszył w brzuchu dziewczynki. Jak obudziła się z narkozy - lekarz powiedział jej, że będzie matką zdrowego sześciolatka. W dziewczynie obudził się instynkt i chciała dziecko zatrzymać, ale lekarz kazał ją wynieść na podjazd za kliniką i przejechał jej po brzuchu swoim nowym Lexusem.
- Zmusili mnie abym podpisał papier, że nie będę pił z pojemnika na odpady medyczne (na szczęście podpisałem się jako ktoś inny).
- Jeden z lekarzy wynalazł urządzenie do wywoływania aborcji. Wyglądało jak termometr bezdotykowy, ale po wycelowaniu w cokolwiek wywoływało u obiektu aborcję - nawet u drzew, ptaków czy żab. Niedługo potem przenieśli go do centrali.
- Recepcjonistka rzucała z okna lakierem do paznokci i grzebieniami w starsze osoby.
- Asystenci zbudowali "abośłizgawkę" - w sumie było to fajne bo ta ślizgawka łączyłą waginę kobiety z niszczarką piętro niżej. Przynajmniej płód miał chwilę dobrej zabawy.
- Najstarsze abortowane dziecko miało prawie siedemdziesiąt lat. Nikt nie chciał wierzyć że to dziecko - dopóki jego żona nie przyniosła zdjęć.
- Lekarze wpychali czasem kobietom do waginy przeróżne rzeczy - kierownicę od roweru, nos klauna, kalendarz, a raz - w okresie świąt - wszystkie paczki, które nie zmieściły się do pobliskiego paczkomatu.
- Przy każdej aborcji lekarz krzyczał - "A masz BACHORZE!" i naciskał przycisk, który uruchamiał wesołą melodyjkę i konfetti. Na koniec dnia były też wtedy dla każdego darmowe kebaby.
Recepcjonistka rzucała z okna lakierem do paznokci i grzebieniami w starsze osoby.
@placebo_: Pamiętam, jak w podstawówce typek, który tego dnia był dyżurnym odpowiadającym za czystość sali i tablicy, miał nielubianej przez siebie nauczycielce zrobić kawę, więc zrobił ją, napluł, wymieszał grzebieniem, który znalazł w szufladzie jej biurka a potem ten grzebień sprzedał przez okno jakiejś babci za złotówkę.
- Zjawiła się 23 letnia kobieta w czterdziestym piątym tygodniu ciąży i powiedziała - "nie chcę już mojego głupiego dziecka, zabierzcie je". Lekarz zgodził się i wsadził jej do macicy kable rozruchowe od stara. Zostawił je podłączone na sześć dni do akumulatora.
- Ośmiolatka, która nawet nie była w ciąży; chciała mieć aborcję. Lekarz się zgodził - ukradł dziecko i zaszył w brzuchu dziewczynki. Jak obudziła się z narkozy - lekarz powiedział jej, że będzie matką zdrowego sześciolatka. W dziewczynie obudził się instynkt i chciała dziecko zatrzymać, ale lekarz kazał ją wynieść na podjazd za kliniką i przejechał jej po brzuchu swoim nowym Lexusem.
- Zmusili mnie abym podpisał papier, że nie będę pił z pojemnika na odpady medyczne (na szczęście podpisałem się jako ktoś inny).
- Jeden z lekarzy wynalazł urządzenie do wywoływania aborcji. Wyglądało jak termometr bezdotykowy, ale po wycelowaniu w cokolwiek wywoływało u obiektu aborcję - nawet u drzew, ptaków czy żab. Niedługo potem przenieśli go do centrali.
- Recepcjonistka rzucała z okna lakierem do paznokci i grzebieniami w starsze osoby.
- Asystenci zbudowali "abośłizgawkę" - w sumie było to fajne bo ta ślizgawka łączyłą waginę kobiety z niszczarką piętro niżej. Przynajmniej płód miał chwilę dobrej zabawy.
- Najstarsze abortowane dziecko miało prawie siedemdziesiąt lat. Nikt nie chciał wierzyć że to dziecko - dopóki jego żona nie przyniosła zdjęć.
- Lekarze wpychali czasem kobietom do waginy przeróżne rzeczy - kierownicę od roweru, nos klauna, kalendarz, a raz - w okresie świąt - wszystkie paczki, które nie zmieściły się do pobliskiego paczkomatu.
- Przy każdej aborcji lekarz krzyczał - "A masz BACHORZE!" i naciskał przycisk, który uruchamiał wesołą melodyjkę i konfetti. Na koniec dnia były też wtedy dla każdego darmowe kebaby.
Komentarz usunięty przez moderatora
@placebo_: Pamiętam, jak w podstawówce typek, który tego dnia był dyżurnym odpowiadającym za czystość sali i tablicy, miał nielubianej przez siebie nauczycielce zrobić kawę, więc zrobił ją, napluł, wymieszał grzebieniem, który znalazł w szufladzie jej biurka a potem ten grzebień sprzedał przez okno jakiejś babci za złotówkę.
https://www.wykop.pl/wpis/54761385/aborcja-mam-bliskiego-przyjaciela-ktory-kiedys-byl/
•́ ‿ ,•̀