Wpis z mikrobloga

51/52 --> #anime52
Saekano: How to Raise a Boring Girlfriend (recenzja 2 sezonów anime + filmu)

MAL: https://myanimelist.net/anime/23277/Saenai_Heroine_no_Sodatekata
Kitsu: https://kitsu.io/anime/saenai-heroine-no-sodate-kata
AniList: https://anilist.co/anime/20657/Saenai-Heroine-no-Sodatekata/

Miałem straszne motylki w brzuszku podczas filmu. Niesamowite przeżycie.

Fabuła, ale najpierw o postaciach:
Wszystko zaczęło się od malowniczego (acz wylanego betonem) japońskiego pagórka, gdzie pięknej dziewczynie spadł z głowy beret, a przegryw otaku podniósł go i doznał olśnienia - “zrobię symulator randkowy, a ta białogłowa będzie główną bohaterką!”. Szukał, drążył, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć… A nie, to nie ta opowieść. Znajdują ją już następnego dnia, bo jest to jego koleżanka z klasy, której nie zauważył przez cały poprzedni rok szkolny i dopiero zaczynając drugą klasę liceum, zdał sobie sprawę z jej istnienia.

Premise jest nieco głupi - wspomniana wyżej licealistka, która jest cicha, normalna, a może nawet troszeczkę nudnawa i zbyt zwyczajna, na skutek dziwnej fantazji głównego bohatera posłuży jako model dla bohaterki gry VN (Visual Novel). W zasadzie podczas ich spotkania nie nastąpiło nic wyjątkowego, ot była nieco ładniej ubrana, a cały czar tej sytuacji dopowiedziała sobie chora głowa protagonisty.

Ciężko idzie ten wstęp… Najpierw musimy się wrócić jeszcze do samego protagonisty. W sumie nie jest aż tak bardzo self-insert bo jest faktycznie otaku, który uwielbia anime, LN i VN, ale jednocześnie jest znanym blogerem i recenzentem, którego opinie mają faktyczny wpływ na ilość sprzedanych kopii danego dzieła. Ale żeby zrobić VN nie wystarczy być otaku, który dużo gra.
W zestawie dostajemy też blondwłosą hafu z bogatego domu, która nosi dwa kucyki, jest typową tsundere, piękna, lubiana w szkole - ale ma ten sekret, że w domu tworzy porno doujiny i jest całkiem znana i poważana w tym świecie.
Jej rywalką jest ciemnowłosa, ułożona i stonowana senpai, która uwielbia teasować protaga. Ta z kolei jest autorką light novelki, którą uwielbia i wielokrotnie recenzował na blogu główny bohater.

Ale po co Was zanudzam tymi postaciami? Ano dlatego, że wokół tej czwórki toczy się fabuła anime. Oczywiście zarówno drażniąca się z nim senpai, jak i przyjaciółka z dziewczynka z tsundere, się w nim #!$%@?ą - czasami mówią to wprost, czasami są to tylko sygnały. Ostatecznie zgadzają się żeby z robić z nim grę. Ot, taki standardowy trójkąt miłosny, jednak w tym wypadku, anime jest świadome tego czym jest, ale o tym w dalszym punkcie recenzji. No i siedzi z nimi też nudna szara myszka, którą trzeba wytresować.

Dynamika tego zespołu w przypadku trzech pierwszych postaci jest dość oczywista. Protag-otaku nie interesuje się dziewczynami 3D, choć jest świadomy ich uczyć. Blond-tsundere i czarnowłosa-senpai się o niego sprzeczają, ale w tym wszystkim jest jeszcze szara myszka i akurat jej imię, choć zwykle nie wymieniam ich w recenzjach, chcę żebyście zapamiętali - Katou Megumi. W tym całym cyrku to ona jest jedyną normalną osobą. Pomaga przy projekcie ile może, jej reakcje są normalne - nie jest jakoś zawstydzona tym że jest sama w pokoju nastoletniego chłopca, czasami przygotuje jakiś obiad, przekąski, dogaduje się z resztą dziewczyn. No i właśnie dlatego tytuł brzmi “How to raise a boring girlfriend” bo sama w sobie jest spoko osobą, ale nie jest na tyle przerysowana, aby być ciekawa na standardy anime.

Podsumowując pierwszy rozdział recenzji, który zajmuje stronę A4 i już wiem, że mało kto przeczyta te wypociny - początkowe odcinki nie są jakoś szczególnie zachęcające, a opowiadając komuś o tym anime można go prędzej niechcący zniechęcić do obejrzenia.

Fabuła - ROBIMY GRĘ… ale tak naprawdę to VN:
A więc mamy ilustratora (autorkę porno doujinów) oraz osobę odpowiedzialną za scenariusz i dialogi (autorkę popularnej light novelki). Szczerze nie wiem jak wygląda robienie VN i jak się ma to do robienia gier. Na pewno jest prostsze o tyle, że całość opiera się na prostym skryptowaniu - kto mówi, co mówi, jakie jest tło, jaka muzyczka w tle i jakie obrazki powinny się wyświetlać. Trochę klepania w klawiaturę, ale ktokolwiek rozgarnięty powinien sobie z tym poradzić, dlatego sam proces nie jest szczególnie ciekawy.

Pierwszy sezon to zdecydowanie bardzo mało tworzenia gier, a w dużej mierze zapoznanie z postaciami i ich indywidualne przygody. Na przykład blondyna potrzebuje pomocy z tworzeniem doujina bo zaraz będzie Comiket albo senpajka zabiera protaga do hotelu, a to z kolei szara myszka idzie z nim na otwarcie galerii handlowej. Więcej teasowania widza ładnymi obrazkami niż samej treści, ale już na tym etapie zaczyna się przemycanie informacji o tym, że życie artysty - pisarza, ilustratora, twórcy gier, a nawet muzyka to ciężki kawałek chleba.

To jest dobry moment aby powiedzieć, że przez większość anime można odnieść wrażenie, że to otaku-protag chce zrobić swoją wymarzoną grę, a z racji tego, że dziewczynki się w nim bujają (a Katou w sumie nie ma nic lepszego do roboty) to postanawiają mu pomóc, nawet jeśli wymaga to poświęcenia ich bardzo drogiego i ograniczonego czasu. Pomimo tego, że same bohaterki twierdzą, że zupełnie tak nie jest to moim zdaniem DOKŁADNIE TAK JEST.

W tym przedsięwzięciu, główny bohater tak naprawdę siedzi z założonymi rękoma i mówi “to jest niefajne - popraw” i jego praca jako producenta/directora kończy się na dyrygowaniu oraz “programowaniu”, a raczej wklepywaniu tekstu i obrazków do samej gry pod koniec produkcji. Rola producenta mniej lub bardziej (raczej to pierwsze) ma wpływ na końcowy kształt produkcji. Wkład directora w grę - jak najbardziej. Tylko na ile ma to naprawdę sens gdy dyryguje dwu- (w zasadzie to trzy-, a potem cztero-) -osobowym zespołem? Nie wiem, ale w moich oczach jest trochę bumelantem, który co rusz trafia na blokadę twórczą, dokłada pracy senpajce i blond-tsundere, narzeka na efekty i tak dalej.
Wbrew pozorom Katou bywa bardziej przydatna. Sama jest chętna do nauki programowania, aby obciążyć protaga, przygotowuje jedzenie dla zespołu, chodzi po zakupy - w skrócie to pełni wszystkie niezbędne zadania niezwiązane bezpośrednio z tworzeniem gry, ale też ma swój wkład poprzez komentowanie obecnego kształtu produkcji.

Deadline - jedyny sposób na rozwój:
W tym całym nieszczęsnym tworzeniu VN - gatunku anime, za którym średnio przepadam bo zwykle wychodzą dość biednie, Saekano wypada całkiem dobrze. Nie dlatego, że samo robienie gry jest ciekawe, ale mówi o problemach artystów. Z jednej strony ilustratorka ma blokadę i coraz więcej rzeczy wyrzuca do kosza, bo nie jest to dostateczna jakość, ale z drugiej strony dzięki temu, że czuje presję (w tym wypadku ze względu na ilustratorkę w konkurencyjnym zespole) to tworzy swoje magnum opus.

Pojawiają się wątki totalnej blokady po stworzeniu dzieła - jak sobie z tym poradzić, jak wygląda dobry producent, który motywuje do działania itd. Równocześnie mamy wątek pisarza, gdzie widzimy, że tworzenie książki, a tworzenie scenariusza do gry to zupełnie dwie różne sprawy. Widzimy krytykę, która pcha do rozwoju i ogromny postęp dzięki odpowiedniej krytyce ze strony otaku, który zjadł zęby na visual novelkach.

Ostateczne ich pierwsza gra (i spoiler - druga też) kończy się sukcesem, natomiast sam aspekt growy chwilami bywa traktowany po macoszemu. Nie jest to New Game, ale tak naprawdę ciężko aby cokolwiek dorównało temu tytułowi, bo to są wyżyny jeśli chodzi o prezentację branży gier. Natomiast Saekano nadal wydaje się być w miarę sensowne, przynajmniej z tych tytułów, które oglądałem/rewatchowałem. Na pewno w kwestii tworzenia visual novelek jest to najprzyjemniejszy tytuł z jakim miałem do czynienia i szczerze wątpię, że podczas swojej przygody oglądania i rewatchowania dzieł o branży gier zmienię swoje zdanie.
Trochę boli mnie brak poświęcania jakkolwiek czasu na aspekty techniczne. Jak powstają rysunki? No otaku-director mówi, że mają być zrobione, blond-tsundere narzeka, ale po jakimś czasie magicznie się pojawiają w grze. Proces twórczy? Nieznany. Muzyka? Ma być i się pojawia - żadne studio, ogarnianie sprzętu ani nagrania nie są prezentowane. To samo jeśli chodzi o marketing i wiele innych aspektów.
Należy się pochylić nad aspektem scenariusza i dialogów. W tym wypadku director oraz czarnowłosa-piękność-pisarka faktycznie podchodzą do tego iteracyjnie. Przede wszystkim pisarka zaczyna od nakreślenia scenariusza i całej fabuły, a raczej ścieżki fabularnej, bo ostatecznie gra ma trzy różne ścieżki i nawet nie pamiętam czy pisała ona jedną czy dwie z nich. Po nakreśleniu scenariusza pisane są dialogi, które są wrzucone do gry, sprawdzane jak wypadają w interaktywnej formie, następnie przepisywane, poprawiane i tak dalej. Sporo czasu poświęcono interakcji senajpki i protaga oraz aspektowi fabularnemu gry i w zasadzie jestem zadowolony z tego co zostało zaprezentowane. Głębsze wejście w technikalia byłoby na plus, ale i tak jest całkiem przyjemnie.

Podsumowując - fabuła, scenariusz i dialogi są w miarę dokładnie pokazane i przeanalizowane. Proces programowania też dostał swój czas antenowy. Wszystko inne jest potraktowane po macoszemu - twórcy anime bardziej skupili się na przedstawieniu problemów artystów niż na tym jak powstają różne elementy gry.

Podwójna zdrada:
Przed rewatchem, zupełnie nie pamiętałem, że Katou jest tak dobrą postacią. Dobrą zarówno pod względem zarysu jako postać, jak i “dobrą” jako faktyczna cecha charakteru. Niczym sam Jezus Chrystus pomaga zespołowi pomimo tego, że nieraz zapominają o jej istnieniu. Stara się chociaż nikt od niej nie wymaga i za każdym razem przypomina otaku-protagowi, że w sytuacji kryzysowej, gdyby projekt był zagrożony, zawsze jest do jego usług. I w tym miejscu kogut zapiał po raz pierwszy, ponieważ w sytuacji kryzysowej ten nieszczęsny przegryw zawodzi i gdy potrzebna jest pomoc to zupełnie zapomina o swojej oddane koleżance.

Drugi wątek to załamanie zespołu po premierze gry. Jedna ma blokadę twórczą, druga ma pracę, a ostatecznie pojawia się tam jeszcze ciekawszy wątek na długą osobną dyskusję, którego nie chcę spoilerować. Meritum jest takie, że protag jako producent jest zbyt pobłażliwy, nie pcha dziewczyn do rozwoju i wszystko wybacza, przez co tak naprawdę stoją w miejscu. Gdy jeszcze w pierwszym projekcie istniała presja czasu, tak w przypadku kolejnej gry zespół się rozlatuje bo producent/director nie jest w stanie zapewnić im dalszego rozwoju.
Oczywiście ich miejsce zastępuje inna dziewczynka, która już pojawia się wcześniej w fabule, chociaż z tego co wiem to anime pomija dwie tomy mangi, więc mamy płynny skok czasowy i w filmie obserwujemy już produkcję kolejnej części gry.

O nieudolności, jak i sukcesach otaku-producenta można powiedzieć wiele. Z jednej strony dzięki presji czasu i swojej nieugiętości jeśli chodzi o stworzenie gry, z której byłby dumny, wycisnął wszystko co najlepsze z dziewczynek i stworzył arcydzieło, które było chwalone przez graczy. Dziewczynki zaliczyły level up, zdobyły doświadczenie i tak dalej.
Z drugiej strony - większość czasu nie robił nic. Albo się obijał, albo miał problem z blokadą twórczą, albo jego komunikacja z zespołem ubolewała. O tym, że “gdzie się uczy i pracuje…” to nawet nie wspomnę, bo jest to jednak romcom i ten aspekt jest do wybaczenia, jednak wielokrotnie zubaża on warstwę fabularną i prezentację faktycznego stanu i rozwoju gry.

Typowy szkolny harem, ale w sumie bez czwartej ściany:
Anime czasami pośrednio, a czasami wprost łamie czwartą ścianę. Przede wszystkim bohaterowie tego trójkąta, a nawet czworokąta miłosnego są w pełni świadomi, że są do bólu archetypowymi postaciami. Blondynka wie, że jest typową tsundere przyjaciółką z dzieciństwa, która boi się pójść krok dalej. Czarnowłosa senpai wie, że jest typową chłodną szkolną pięknością osiągającą sukcesy i teasującą głównego bohatera. No i sam protagonista, który jest głupim otaku, na którego z jakiegoś magicznego powodu lecą dziewczęta. Choć w tym wypadku faktycznie ma on parę pozytywnych cech i nie jest to typowy self-insert.

To nie jest żadna dekonstrukcja gatunku, pastisz, parodia ani nic w tym stylu. To jest po prostu romcom, który wie że jest romcomem, ma postacie pasujące do klimatu, które robią dokładnie te same rzeczy, które pojawiają się w tego typu produkcji. Zabawa polega na tym, że czasami te wydarzenia są mocniej uwydatniane i przesuwane leciutko dalej niż “Twoja typowa komedia romantyczna”. W tym wszystkim, postacie nadal pozostają świadome, że to tylko serial (głównie w OVAch) oraz są świadome, że ich akcje są… typowe. Ot, senpajka mówiąca do tsundere-blondyny, że hehe przyjaciółka z dzieciństwa nigdy nie wygra i powinna się bardzo starać i wiele innych przykładów, które ciężko podać mi z głowy.
Jest sztampowo, wiele wydarzeń to cliche, ale są na tyle dobrze zrealizowane, że jest śmiesznie, przyjemnie lub po prostu fajnie. Anime wygrywa realizacją, niekoniecznie samą fabułą.

Postacie poboczne istnieją, natomiast nie są tak ważne dla fabuły. Mamy kuzynkę, która gra na gitarze i robi muzykę do visual novelki, ale pojawia się pod koniec pierwszego sezonu i w sumie nie ma jej aż tak często na ekranie. Młodsza przyjaciółka z dzieciństwa - jest spoko, potem dołącza do teamu, jest rywalką tsundere jako rysowniczka i ją motywuje do działania. Jest jej brat udający złota. Jest jakiś tam super gamedev. Czy to jest ważne w tym momencie i zachęci Was do obejrzenia? Nie. Dlatego LECIMY DALEJ.

Jak wytresować szarą myszkę?
W tym wszystkim naprawdę mało powiedziałem o tytułowej szarej myszce, a dokładniej “boring girlfriend”. Katou to po prostu cicha dziewczyna, która nie ma potrzeby się wyróżniać, ale jest normalną uczennicą. Nie “normalną” na standardy anime tylko rzeczywiście jest to osoba, która mogłaby istnieć w prawdziwym świecie.
Po pierwsze - ma swoje życie, którego aż tak dużo nie widzimy, ale jest wspomniane o tym, że odwiedza rodzinę albo była na wspólnych wakacjach. Dobrze się ubiera, podczas wypadu do galerii handlowej zachowuje się normalnie. Nie jest zawstydzona jak jest sama w pokoju nastoletniego chłopaka. Słowem - nie nazwałbym jej jakimkolwiek śmiesznym “-dere” tylko po prostu zwykłą, cichą osobą. Na początku nie wiemy o niej nic.Chodzi z protagonistą do klasy i dzięki temu że przeżył z nią (z jego perspektywy) moment rodem z gry, wreszcie zaczął ją zauważać. Im dalej w las, tym więcej się o niej dowiadujemy i poznajemy jak normalną osobę. Również sama bohaterka z czasem się zmienia ze względu na wpływy otoczenia.

Dynamika tej relacji od początku jest przyjemna, choć nieco dziwna. Dość szybko protagonista zaciąga ją do swojego domu i każe grać całą noc w visual novelki - anime od razu nakreśla jaki to typ relacji oraz jaką bohaterką jest Katou. Z czasem zaczyna się czuć coraz bardziej jak u siebie w domu - gotuje, sprząta, pomaga, a nawet ma klucz do domu otaku-blogera. Wszystko na zasadzie przyjacielsko-matczynej relacji.

Nie będę w tym momencie opisywał jak, dlaczego i w jaki sposób powstaje uczucie oraz która dziewczynka na końcu wygrywa, bo jakimś cudem jest to mój najdłuższy wpis… Warto jednak powiedzieć, że pod względem romansu, anime ma stale rosnący poziom, ale dopiero w filmie jest naprawdę dobre. Większość czasu serialu to fanserwisowe teasowanie widza. Nie narzekam, ponieważ wypada to dobrze i świetnie się przy tych scenach bawiłem. Natomiast wątek romantyczny zaczyna się rozwijać dopiero w dalszych odcinkach i ostatecznie wybucha w filmie. Szczerze powiedziawszy, jest to film romantyczny, z którego jestem jeszcze bardziej zadowolony niż Tamako Love Story, ponieważ zobaczyłem powstawanie uczucia od początku do końca i było w tym coś czystego, młodzieńczego, niewinnego. I to o czym mówiłem na początku - uczucie lekkości i lekkie zawirowanie w brzuszku w finałowych momentach filmu.

Tworzenie gry (visual novel), a realizm:
Oglądając ponownie dwa sezony anime, a także po raz pierwszy film, miałem nadzieję przypomnieć sobie czy ukazanie branży gier miało tam sens. I w zasadzie to… nie wiem. Rynek VN, a co dopiero doujinów i indie VN jest mi niezmiernie obce. Szczególnie, że nie gram w ten rodzaj gier. Tworzenie VN również ma się nijak do tradycyjnych gier ze względu na mniejszą złożoność. Zespół potrzebuje rysownika, osoby od scenariusza i dialogów i programista/skryptera. Przy czym ten ostatni nie jest aż tak ważny, bo istnieją silniki do tworzenia visual novelek, które są proste jak budowa cepa.

Produkcja gry jest często traktowana jako tło i priorytet przyjmują przygody bohaterów, które mimo wszystko oscylują jednak wokół zbierania materiałów, poprawiania fabuły lub szukania ludzi do tworzenia gry. O ile mnie pamięć nie myli to ciągle jest jedno z lepszych, jeśli nie najlepsze, anime traktujące o tworzeniu VN. Głównie dlatego, że istnieje tu jakieś metodyczne podejście, większość czasu to faktycznie tworzenie gry, a dodatkowo jest to dobry romcom.

Kreska:
Lubię character designy. Czy są generyczne? No są, bo reprezentują archetypy. Czy szara myszka jest przesłodka? Jak najbardziej. Ja tam duszą artystyczną nie jestem - są ładne baby, jest dużo fajnych scen gdzie się prężą przed ekranem albo zachowują słodko, jest słynna scena z zakładaniem rajstop - MAMY TO PANOWIE. Do samej gry również są dedykowane obrazki w osobnym stylu - bardzo szanuję, bo dodaje to klimatu, a kilka ilustracji wypada bardzo dobrze.

Podsumowanie:
Pozytywnie zaskoczyłem się powrotem do tego anime. Jeśli lubicie romcomy, szczególnie te nieco głupiutkie, chcecie popatrzeć na fanserwis zrobiony ze smakiem, a może po prostu na proces tworzenia gry VN - Saekano jest właśnie dla Was. Niech nie zniechęca Was wolny początek, bo moim zdaniem dotarcie do filmu jest nagrodą, na którą warto czekać.

=================
#animedyskusja #anime #film
youngfifi - 51/52 --> #anime52
Saekano: How to Raise a Boring Girlfriend (recenzja 2...

źródło: comment_1670508524sfFlIMQHWKsb7sOn6icwle.jpg

Pobierz
  • 12
  • Odpowiedz
a jakby nawet w każdym były wilki dwa to i tak sumarycznie wychodzi #!$%@?.


@kinasato: Zaśmiane. No ja tam do hajto nic nie mam. Nawet mógłbym postować tam swoje wpisy, ale nie wiem ile są warte moje cotygodniowe wypociny, które zresztą niedługo będą pewnie rzadsze, jak już dobije do tych 52. recenzji.
  • Odpowiedz
18+

Zawiera treści 18+

Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.