Wpis z mikrobloga

W dniu spadnięcia rakiety produkcji radzieckiej na Przewodów, w wyniku czego zginęło dwóch obywateli RP, przewidywałem, że mógł to być nieszczęśliwy wypadek w związku z intensywną obroną p-lot Ukrainy. Ukraińcy bronili się przed dronami i pociskami balistycznymi, które masowo przecinały ukraińskie niebo, by godzić w ich tzw. infrastrukturę krytyczną.
Wszystko, co zostaje wystrzelone, musi kiedyś spaść. Dotyczy zarówno tysięcy nabojów 5.45x39, 7,62x39, 14,5x114 jak i amunicji kierowanej typu rakiety z Igieł, Stingerów, Piorunów, zestawów Osa, Buk czy S-300 (zakładając, że zawiódł samolikwidator).
Podejrzewałem, że w rejonach przygranicznych zdarzało się to częściej, jednak obywało się bez ofiar a rząd albo nic nie wiedział albo przymykał oko w imię większego dobra. No bo umówmy się, pierwsza rakieta przekracza granicę i od razu zabija ludzi? Przy tak niskim zaludnieniu na km2 w tym rejonie? Sasza, prosze
Jednak dzisiaj rozkminiam, dlaczego tak powolnym krokiem toczy się śledztwo w sprawie tej tragedii.

Mam powody, by przypuszczać, że nadal jest to rosyjska prowokacja/akcja specjalna.
Mogła to faktycznie byc rakieta z zestawu S-300, jednak wystrzelona nie przez Ukraińców a przez Ruskich. Spytacie, że niby jak, skoro to poza zasięgiem tej rakiety z terenu Federacji Rosyjskiej?
Ano stąd, że mogło to być ukartowane już wcześniej. Rakietę można było zmodyfikować i uzbroić w boostery, które nadałyby jej większy zasięg. Można było jej zamontować inny system naprowadzania, by trafiła w jakieś źródło ciepła, w stylu właśnie ciągnik, budynek, auto. Rakieta startuje, może nawet kilka takich rakiet, Ukraińcom nie udaje się jednej zestrzelić, bum.
I teraz my podejrzewamy Ukraińców, oni nic nie wiedzą, bo być może nie mają nawet baterii S-300 w tamtym rejonie (i bym w sumie się nie dziwił, bo to system do atakowania obiektów latającym na wysokim pułapie a takie coś bym umieszczał bliżej centrum kraju niż nad granicą) i zarówno żołnierze, jak i dowódcy pewni siebie mogą meldować prezydentowi, że to z całą pewnością nie ich pocisk. Bo to prawda, więc po co mają się przyznawać do czegoś, czego nie zrobili?
Ziarno niepewności zasiane, ochładzamy nieco stosunki, Zełeński w naszych oczach nie przyznaje się do błędu, klin wbity.
Skąd taka hipoteza? No bo wydaje mi się, że żołnierze próbujący zestrzelić ruski pocisk nie powinni się czuć w żaden sposób odpowiedzialni za taką tragedię, jaka spadła na Przewodów. Nie mają po co to zatajać i bać się kary. Po prostu pełnili swoje obowiązki przy sprzęcie, który mają. Nie ma powodów, by Ukraińcy kłamali przełożonym. Za dobre mamy stosunki w tych trudnych dla nich czasach.
Co sądzicie?
#przewodow #ukraina #wojna #rosja
SlenderCzester - W dniu spadnięcia rakiety produkcji radzieckiej na Przewodów, w wyni...

źródło: comment_1668801221xoe4qxCb372VomjVmGUgFX.jpg

Pobierz
  • 8
@SlenderCzester: Zełenski dostaje raporty od dowódców wojskowych, ci dowódcy od wojskowych na niższych szczeblach. Mogło być też tak, że na dole ktoś spanikował, wystraszył się konsekwencji albo po prostu pomylił, przekazał wyżej informację, że to rakieta rosyjska nie ukraińska, to poszło do góry aż do Zełenskiego, nikt tego nie zweryfikował (to najdziwniejsze, ale działały emocje), a sam Zełenski jak powiedział "nie ma powodu, żeby nie ufać swoim dowódcom". A potem sprawa
I teraz my podejrzewamy Ukraińców, oni nic nie wiedzą, bo być może nie mają nawet baterii S-300 w tamtym rejonie (i bym w sumie się nie dziwił,


@SlenderCzester: jak poszło po torze balistycznym, bo stracili nad tym kontrolę, to mogli nawet pewnie spod Kijowa tym strzelać i doleci.

imho wersja @JPRW: najbardziej prawdopodobna