Wpis z mikrobloga

Niewiele zabrakło do idealnej końcówki rundy. Ostatni mecz był słabszy od kilku poprzednich, choć i tak Legia potrafiła już odstawiać większe cyrki w ostatnim meczu roku kalendarzowego.

To, że mamy problemy ze strzelaniem goli, wiadomo nie od dziś. Ostatnio i tak pod tym względem nie było najgorzej, ale tym razem zabrakło kogoś skutecznego. Co mają więcej zrobić Josue i Mladenović pod kątem kreacji, jeżeli żadne z ich genialnych podań nie jest wykorzystane. Mimo że dziś Legia nie była wyjątkowo kreatywna, nie miała aż tak długich okresów, w których zepchnęłaby przeciwnika w szesnastkę, to sytuacji było wystarczająco dużo, aby strzelić jednego gola, który przesądziłby sprawę. Jednocześnie czyste konto z tyłu jest dużym sukcesem. W poprzednich meczach gole wpadały tam bardzo łatwo, a teraz Tobiasz wybronił nam kolejny punkt. Może trzeba było znowu, aby coś przepuścił, aby Legia odrobiła straty. Bo wychodzi na to, że ostatnim meczem, który wygrała po objęciu prowadzenia 1-0, to 3-0 z Wisłą Płock w pucharze, a w lidze 1-0 z Wartą.

Biorąc pod uwagę sytuacje z obu stron, remis nie krzywdzi nikogo. Jednak odczucia mogą być nieco inne. U nas był niewykorzystany rzut karny i gol nieuznany po VAR, a także pudła z idealnych pozycji. Śląsk natomiast nie mógł znaleźć sposobu na Tobiasza, który bronił w sytuacjach, gdzie miał na to niewielkie szanse. Wydaje się, że byliśmy odrobinę bliżej, ale ostatecznie nie ma to znaczenia. Najbardziej można chyba żałować spalonego Muciego, bo tam przynajmniej wreszcie coś wyszło, oprócz tego drobnego szczegółu, bo w pozostałych sytuacjach trzeba mieć już duże pretensje o wykończenie. Legia miała raptem jeden celny strzał w pierwszej minucie i od tej pory ani razu nie skierowała piłki w bramkę, nawet jeżeli zawodnicy byli tuż na wprost od niej.

W aktualnym zestawieniu Legii widać, że jeden z napastników ma być bardziej od walki fizycznej, a drugi ma szukać gry bardziej technicznej. Tak przynajmniej tłumaczę to, że Carlitos wszedł za Muciego. Gdyby obaj grali obok siebie, prawdopodobnie byliby stłamszeni fizycznie. A tak Rosołek mógł rozbijać obrońców i robić miejsce dla pozostałych. Trzeba przyznać, że i Muci, i Carlitos mieli przebłyski. Normalnie mogłyby to być akcje na miarę kluczowego gola, ale nie tym razem. Z kolei Rosołek może lepiej teraz pracuje poza polem karnym, ale zupełnie zatracił umiejętności strzeleckie. Do tej pory, jeżeli gdzieś się sprawdzał, to w polu karnym. Mógł nie pokazywać nic ciekawego przez cały mecz, ale w odpowiednim momencie znaleźć się pod bramką i wykończyć akcję. W tej rundzie strzelił tylko z dystansu z Wartą, a nie wykorzystał wielu znakomitych okazji. Może i chciałoby się zobaczyć Kramera, ale dla niego była to jeszcze mniej udana runda. Mamy odpowiednią liczbę napastników, ale ani jednego przekonującego. Tak więc żeby przyszedł ktoś nowy, ktoś musiałby odejść, a dwóch z nich dopiero co przyszło. Dlatego bardziej pozostaje nam liczenie, że któryś z nich odpali z opóźnionym zapłonem, co może być ryzykowne. Zresztą na innych pozycjach może być podobnie.

W innych formacjach mieliśmy problem związany z tym, że Mladenović był wyczerpany po pucharze, a Wszołek po kontuzji. Mimo to Serb zrobił, co do niego należało, ale nie zostało to wykorzystane. Baku po wejściu na prawą stronę kilka razy szarpnął, znowu pokazał się nieźle w defensywie, ale zmarnował niezłą sytuację, więc też nie można go ocenić wyjątkowo pozytywnie. W środku Josue robił co mógł, choć był to trochę jego słabszy występ, podkreślony zmarnowanym karnym. Trzeba jednak pamiętać, jak ważny był chociażby w środę, czego wtedy nie zaznaczałem. Podobał mi się Kapustka, za to słabiej wyglądał Slisz i może on też potrzebował zmiany po pucharze. Bardzo dużo kłopotów narobił sobie i drużynie nieudanymi przyjęciami piłki, których ostatnio było mniej, ale znowu wróciły.

W defensywie znowu odważne było postawienie na Ribeiro. W rozegraniu to nie był zły pomysł z uwagi na lewą nogę, na swojej połowie nawet jako tako wychodzenie spod pressingu wyglądało. Gorzej było już na połowie Śląska. Jednak przede wszystkim w zwarciach fizycznych, zwłaszcza z Exposito, Ribeiro był słabszy i nic dziwnego, bo do tego lepiej nadałby się typowy środkowy obrońca. Zapewne Śląsk celowo próbował wykorzystać tę słabość w defensywie Legii i mogło to mieć swoje konsekwencje. Ostatnio regularnie w trójce stoperów musi u nas grać ktoś, kto nim nie jest, a i tak jakoś sobie z tym poradziliśmy, patrząc na końcówkę rundy.

Po raz pierwszy od pewnego czasu najlepszym zawodnikiem Legii na placu był Tobiasz. Nie jest to chwalebne dla pozostałych, ale przynajmniej możemy mówić o bramkarzu, który dodaje drużynie kilka punktów w sezonie. W zeszłym sezonie zamieszanie na tej pozycji było ponadprzeciętne, również jeszcze rok wcześniej były zmiany. Blisko było w sezonie 2019/20, aby jeden bramkarz rozegrał cały sezon od deski do deski. Jednak z powodu przesunięcia końcówki sezonu Majecki musiał opuścić ostatnie kilka kolejek, bo Monaco nie pozwoliło na pozostanie w Legii dłużej niż do 30 czerwca. Przez to wystąpili wtedy także Muzyk i Cierzniak. Zmierzam do tego, że brakowało nam stabilizacji na tej pozycji, choć był okres, kiedy Boruc bronił regularnie i na wysokim poziomie. Teraz wreszcie jest szansa, że będzie tu spokój, choć to dopiero półmetek.

Zresztą chciałem ostatni mecz w roku wykorzystać do pewnych podsumowań. Ostatecznie Legia zimuje w niezłym miejscu. Gdyby nie Raków, można by tę rundę ocenić jako świetną, a tak perspektywa może się nieco zmieniać. Mimo wszystko drużyna została pozbierana po jednym z gorszych sezonów w historii. Większość tych zawodników już tu grała, ale np. Tobiasz, Kapustka czy Rosołek odegrali wtedy marginalną rolę. Żaden z letnich transferów nie okazał się wielkim wzmocnieniem, choć w pojedynczych meczach coś dawały, jak Carlitos, czy Augustyniak, nawet Pich miał udział przy ważnym golu z Górnikiem. Dorobek punktowy jest niezły, choć oczywiście blednie przy wyczynach Rakowa. Jak na to, że na początku sezonu nie potrafiliśmy wygrać z Koroną i dostaliśmy trójkę od Cracovii, to w cztery miesiące przeszliśmy długą drogę – do poziomu, w którym byliśmy w stanie rywalizować z czołówką ligi jak równy z równym, zamiast wyraźnie od niej odstawać, a z pozostałymi regularnie punktowaliśmy.

Spora część tych punktów została zdobyta po mało widowiskowych meczach, jednak oprócz słabej formy dużo zastrzeżeń miałem także do podejścia trenera i zawodników, które było bardzo minimalistyczne. Wiele razy się upiekło, a potem nastąpiła zmiana, co przy korekcie ustawienia znacząco pomogło. Legię wreszcie dało się oglądać, co nie od razu przyniosło efekt, ale od połowy października (czyli zaledwie miesiąca), można mieć poczucie, że zmierza w to niezłą stronę.

Dużym pozytywem jest postawa zespołu u siebie, nie przegraliśmy przy Łazienkowskiej żadnego meczu (6-2-0). Bilans na wyjazdach jest wyrównany (3-3-3), ale bardzo dużo tych meczów było granych u czołówki ligi. Licząc pierwszą dziewiątkę tabeli, wiosną udamy się tylko do Szczecina i Grodziska Wielkopolskiego. Jeżeli nie będzie tak, że wszystko wymiesza się od nowa, to powinno to dla nas oznaczać teoretycznie łatwiejszy terminarz. Ok, teraz nawet wyjazd do 11. Śląska nie jest dla nas łatwy. Za to nie powinno być już tak ciężko jak teraz, kiedy musieliśmy grać w Częstochowie, Poznaniu, ale i Łodzi, Płocku, Mielcu czy Krakowie.

Do tego jest jeszcze Puchar Polski, w którym wyeliminowaliśmy zespół z I ligi, który nam nie leży, oraz dwa z Ekstraklasy. Realnie rzecz ujmując, pozostaje on naszą szansą na trofeum. Łatwiej będzie pokonać Raków w jednym meczu niż odrobić do niego 9 punktów straty. Oczywiście nie takie rzeczy już robiliśmy w lidze, ale Legia była wtedy mocniejsza, a przeciwnicy słabsi. Poza tym odrabianie zaczynało się jeszcze jesienią. Teraz sprawa jest jasna – jeżeli Raków nie zdobędzie tego mistrzostwa, skompromituje się kompletnie. Wobec nas nie ma wielkich oczekiwań. Może to okaże się dla nas atutem w dalszej części sezonu, ale najpierw trzeba skoncentrować się na obronie drugiego miejsca i niewmieszanie się w te niższe.

Jak zasugerowałem wyżej, nie jestem specjalnie optymistą co do transferów zimowych. One są potrzebne, ale bardziej na podstawie wymiany zawodników słabszych na lepszych niż poszerzenia kadry, a już na etapie pozbycia się tych pierwszych może być problem. Obawiam się, że prędzej opuści nas któryś z czołowych graczy, jeżeli nie teraz, to latem. Dlatego bardziej liczę na to, że któryś z letnich transferów odpali wiosną. Nawet jeżeli będzie to choćby dwóch zawodników, a pozostali utrzymają obecny poziom, to już będzie niezłe wzmocnienie. Jednak aktualna pozycja Legii nie może sugerować, że to już gotowa drużyna. W tym roku wykorzystaliśmy grę Lecha w pucharach i słabsze wyniki Pogoni, choć te zespoły i tak są tuż za nami. Wiosną może być jeszcze trudniej i na to się nastawiam.

Tymczasem żegnam się po całkiem udanej rundzie. Ekstraklasa dopiero za dwa i pół miesiąca echhhh. Nawet nie wiem, czy będę w ogóle mundial oglądał. Katar jako taki mam gdzieś, bo skoro można było oglądać mistrzostwa w Rosji, to można i te. Jednak pogoda prawdopodobnie skutecznie mnie dobije i zniechęci do robienia czegokolwiek. Oby u Was było inaczej.

#kimbalegia #legia