Wpis z mikrobloga

#strangerthings 4. Wrażenia. Muszę szczerze przyznać, że ten sezon nieco mnie zadziwił, bo był inny niż wyobrażenia, które miałam po obejrzeniu jakichś wstępnych komentarzy co do czwórki dawanych właśnie przez bohaterów serialu. Miało być mrocznie i bardziej horrorowo niż zwykle, a w sumie mało zauważyłam jakichś elementów mocno odbiegających od stylistyki z poprzednich sezonów.

Historia z nawiedzonym domem i wygląd oczu jego mieszkańca-więźnia, rany bitewne Hoppera, historia Jedynki — okej, reszta raczej podobna na poziomie strachu (straszności?) do dawnych wątków, jeśli chodzi o aspekty wizualne. Na plus oczywiście rozwój historii Hoppera, przy tym wprowadzenie nowych bohaterów i języka rosyjskiego. Fajna odskocznia. Yuri mnie bawił xD Ogólnie uroniłam łzę w kilku momentach: 1. Pierwsza próba "pojmania" Max przez Vecnę. 2. Zjednoczenie Hoppera z Joyce, a później Mike'a i Eleven. 3. Śmierć Brennera. "Running Up That Hill" też mocno weszło, tak samo, jak "Dream a Little Dream of Me" i "Pass the Dutchie" xD Ścieżka dźwiękowa jak zwykle na propsie + legendarna zmiana klimatu w stylu: mamy grozę i morderstwa, następnie pojawia się wyciszenie i chill, a pod koniec gra pogodna, skoczna muzyka. Historii Eddie'go chyba nie zrozumiałam, bo ani przez chwilę nie było mi żal tego bohatera, po prostu nie wywoływał żadnych uczuć — ani sympatii, ani antypatii, hm. Tak samo tego wątku z Sinclairem i drużyną koszykarską nie rozumiem. Uważam, że nie był potrzebny. Skrytykuję też długość odcinków, bo dla mnie optymalne trwają do ok. 45 min, więc finałowy był trochę taką drogą przez mękę (musiałam rozłożyć wszystko na czynniki pierwsze, co przełożyło się na 3 czy 4 podejścia do obejrzenia do końca; każde innego dnia). Ogólnie miało nie być wątków cliché, a uważam, że były (patrz: finał). Ta walka na kilka frontów w sumie niezbyt ciekawa, gdyż jasne jest, że zwycięstwo jednego gracza prowadzi do sukcesu innego.

No nie wiem... Albo się starzeję, albo potrafię przewidywać przyszłość. Poprzednie sezony jakoś lepiej mi się oglądało, ale może to tylko jeden z błędów poznawczych. Tak jak z grami — kiedyś niby szczena opadała, dziś te same o wiele słabiej bawią przez postęp technologiczny itd. Relacja à la miłosna Nancy ze Steve'em fajna, fajna. À propos, ciekawe, czy aktorka grająca Nancy dalej jest w realu z aktorem grającym Jonathana. Wtedy to byłoby niezłe kombo — nieoficjalnie w serialu zadurzona w innej postaci, tzn. u boku swojego rzeczywistego partnera gra laskę, której myśli są już tak naprawdę ukierunkowane na innego boya... Czyli podsumowując, dla mnie sezon rozpoczął się w czwartym odcinku, potem nastąpił powrót do laboratorium w Hawkins i mielenie po raz kolejny wspomnień Eleven, pod koniec jakaś akcja i dłuuugie, po części przewidywalne, zakończenie. Całość oceniam na takie solidne 6.5. No nie wiem, chyba konwencja mi się przejadła. #recenzja #netflix