Wpis z mikrobloga

@Niedobry: Większość niestety nie przeżyje spotkania z taką żmiją - gorzej mogłoby być tylko w przypadku gdyby była to daboja łańcuszkowa, niemrawiec albo kobra królewska. Z tego co czytałem sami Khmerzy rzadko podejmują decyzję o wizycie w wyspecjalizowanych szpitalach, które notabene i tak mają niedobory surowicy (jest droga ma krótkie terminy ważności i musi być przechowywana w określonych warunkach). Zazwyczaj kończy się to właśnie wizytą u lokalnych znachorów a ofiary ukąszeń
@roo-bin: No wlasnie, wlasnie... Dziekuje za rozwiniecie tematu.
Zwlaszcza o tych szpitalach i surowicach.
Dodam tylko juz od siebie ze co prawda nie kazde ukaszenie konczy sie wstrzyknieciem maksymalnej dawki jadu, ale:
To raczej jak czlowiek ma szczescie tylko np. przechodzic obok.
Bo taki nadepniety wezyk, a o to nietrudno w tym ichnim syfie to juz pewnie bedzie sie bronil z automatu wszystkim tym co ma...
@roo-bin: 3 koła zielonych za wizytę w szpitalu (do tego w sytuacji zagrożenia życia), w kambodżańskim (według "(s)expatów") raju wolności bez sanepidu i podatków ? Nie to co w zamordystycznej Europie by zapłacił co najwyżej jakieś grosze, nawet jeśli nie jest obywatelem, za to w azjatyckich rajach by tych asów wypieprzyli na chodnik, bo obcokrajowiec to w końcu już nie człowiek.
@darth_invader: podejrzewam, że nawet i więcej bo liczę po cenach za fiolkę leku podanych w podlinkowanym artykule (60 $ za dawkę a w przypadku poważniejszych ukąszeń potrzeba około 40 dawek), do tego dolicz pobyt w szpitalu. Warto też zauważyć, że to artykuł z 2015.

Podczas jednego z moich ostatnich pobytów w Kambodży mieliśmy sytuację gdzie przy zachodzie słońca przy wejściu do świątyni Bayon dziewczynę z Chin ugryzła małpa. Zaprzyjaźniony Khmer zawiózł