Wpis z mikrobloga

Na Święta Bożego Narodzenia dostałem od Mikołaja zestaw do golenia na zwykłe żyletki. Używam go od 25 grudnia, czyli już parę tygodni więc tak na świeżo podzielę się z Wami moimi odczuciami, pewnie drugi raz napiszę podobny tekst za następne dwa-trzy tygodnie i później po pół roku, zobaczymy jak bardzo mi się perspektywa zmieni.

Dotychczas używałem (od na pewno 15 lat co najmniej) maszynki systemowej Gilette Mach3 + pianka do golenia w żelu tej samej firmy (różne modele, nie przywiązywałem do tego aż tak dużej wagi). Zamieniłem to teraz na taki zestaw:
- Maszynka na żyletki Muhle r89
- Pędzel z włosia syntetycznego (jakoś nie chciałem borsuczego, bardziej przemawia do mnie syntetyk ;))
- Mydło do golenia Proraso zielone w tyglu
- Zestaw żyletek testowych (cały czas w użyciu)
- Po goleniu balsam Nivea zakuiony w Rossmanie* (na to akurat wpadłem po kilku pierwszych użyciach)

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, że na golenie żyletkami schodzi dużo więcej czasu i zacząłem się w niektóre miejsca przez to spóźniać początkowo. Już samo wyrabianie piany zabiera nam dużo więcej czasu w stosunku tego, co do stajemy z puszki z żelem. Z drugiej jednak strony mydło z tygla jest nieporównywalnie lepsze i pod kątem konsystencji (bardziej kremowe) i zapach bardziej mi podchodzi (ale to akurat pewnie kwestia "modelu). I właśnie używanie pędzla z mydłem chyba zrobiło ogólnie największą różnicę na początek i każdemu polecam nawet, jeśli chce zostać przy maszynce systemowej. Raz, że nakładanie dużo dokładniejsze i przyjemniejsze a dwa, że piana lepszej jakości według mnie. No tylko, że trochę dłużej.

Druga rzecz - wcześniej nie zwracałem aż tak bardzo uwagi na to, jak dokładnie jestem ogolony ale na pewno przy maszynce na żyletki mamy większe "czucie", tzn lepiej czujemy czy golimy zarost, czy jedziemy po skórze. Maszynką systemową od razu jechałem pod włos i goliłem się "na raz" ale też nie zwracałem aż tak na efekty, chociaż były wystarczające aby nie robić poprawek (zwykle). Przy goleniu na żyletki jestem w sumie bardziej wymagający ale też łatwiej zrobić sobie "pupę niemowlaka". Tylko że trzeba do tego dwóch przejść + ewentualnie poprawek tam, gdzie nie zebrało.
Na minus maszynki na żyletki jest na pewno to, że dużo łatwiej mi było się ciachnąć i tak jak do tej pory (przy systemowej maszynce) na prawdę nie pamiętałem co to zacięcie tak teraz zacinam się gdzieś raz na parę dni i to niezależnie od maszynki. Czy to zależy od umiejętności? Na to pytanie pewnie odpowie następny post za 2 tygodnie czy miesiąc, na ten moment jestem zdania, że skoro tamtymi nie trzeba mieć umiejętności a tymi trzeba, to z tymi jest coś nie tak ( ͡° ͜ʖ ͡°). Jednak dokładność i przyjemność z golenia (oraz wiara, że przestanę się ciachać) jest na tyle duża, że na pewno na razie zostanę przy żyletkach.

Po goleniu maszynką na żyletki skóra jest na pewno bardziej podrażniona (pewnie wynika to z ilości przejść) więc zacząłem używać balsamu do golenia co uważam za duży plus. Powinienem zrobić to wcześniej :) Przetestuję sobie różne balsamy jednak na pewno przy nich zostanę.

Włosy po ogoleniu się maszynką na żyletki są "inne". Wydaje mi się, że zarost jest ostrzejszy. W połączeniu z tym, że golimy się dokładniej mamy dziwny efekt, bo przez długi czas jesteśmy świetnie ogoleni, ale jak już lekko obrośniemy to zarost jest bardziej agresywny, jakby "ostrzejszy". Da mnie, gdzie golę się codziennie (a jak wychodzę z domu wieczorem to wieczorem muszę też się ogolić, więc nawet i 2x dziennie) było zaskakujące, jednak nie wpływa jakoś na ocenę. Po prostu tak jest, to taka cecha, ani plus ani minus.

Jeśli chodzi o aspekt ekonomiczny to na pewno w dłuższym oknie czasowym maszynka na żyletki jest bardziej ekonomiczna. Żyletki są na tyle tanie (między 30gr a 1.2zł za sztukę), że można je wymieniać niemal co golenie i portfel tego mocno nie odczuje. Maszynkami systemowymi potrafiłem golić się nawet więcej niż tydzień (co dla żyletki jest raczej nieosiągalne), jednak cena jest większa niż 10zł za sztukę. Czyli w skali 30 dni mamy ok 50zł za wkłady systemowe i powiedzmy 7-8zł za żyletki (dobrej firmy, za byle jakie marketówki pewnie z 2zł). 42zł na 30 dni daje nam w roku prawie 500zł oszczędności na samych żyletkach, czyli zakup fajnej maszynki na pewno się zwróci (nawet jakby miała kosztować i 200zł). Tu nie ma co gadać.

Podsumowując moje pierwsze wrażenia:
+ dokładność i czucie golenia
+ zacząłem używać kosmetyków do twarzy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
+ ekonomia
+ można próbować różnych żyletek i w końcu pewnie dojdę do swojej ulubionej
+ niezniszczalność
- czas
- ciacham się
- podrażniona skóra (łagodzone balsamem, ale sam fakt)

#golenie #golibroda #barber (dla zasięgu)
  • 10
@kefas_safek: ja polecam żyletki Feather, są mega mega mega dobre, Perma Sharp trochę gorsze ale bardziej „uniwersalne”, Wilkinson z Rossmana jest taki se, podobnie Bolzano.

Zresztą, dużo zależy od zarostu. Jak będziesz testował i stwierdzisz, że coś jest nie tak z daną marką, to daj sobie z nią spokój. Golenie ma być miłe.
kup sobie ałun w kamieniu i uzywaj za kazdym razem po goleniu.


@Nowa_Zielonka_: no właśnie to nie jest dla mnie rozwiązanie problemu. Rozwiązaniem byłoby nie zacinanie się. Tak jak ktoś niżej napisał, golenie ma być przyjemnością. Nie po to zmieniałem system na żyletki, żeby teraz się ciachać i używać ałunu na ciachnięcia, nieprawdaż?
@Pjongjanska_ferma_zolwi: Cały czas się golę :). Przerobiłem kilka mydeł, to co na samym początku miałem (proraso) zupełnie mi nie podeszło, testowałem jeszcze Barbus - bardzo fajne mydełko, polecam i ktoś tu mi z wykopu polecił taylor of old bond street - i te są zdecydowanie najlepsze. To jeśli chodzi o mydełka. Jeśli chodzi o same żyletki to po różnych testach zostałem przy featherach i teraz już nawet się nie łudzę, że