Wpis z mikrobloga

#zwiazki #coolstory #rozowepaski

Tl;dr Opowieści z młodości mojej mamy o poszukiwaniu męża oraz absztyfikantach, którzy się do niej zalecali 30 lat temu (pyroprzeznaczeniowane).

Jakiś czas temu odwiedziłem mamę, a ponieważ pociąg powrotny miałem dopiero za ponad godzinę, to zacząłem z nią rozmawiać o beznadziejnej sytuacji na rynku świń. Mama, jak to typowa mama powiedziała, że fajny ze mnie kawaler i prędzej czy później jakąś odpowiednią pannę poznam, a potem zmywając naczynia, zaczęła opowiadać, jak proces poszukiwania partnera wyglądał u niej. Kilka opowieści już wcześniej słyszałem, ale przyznaję, że bardzo ciekawie było spojrzeć na mamę, nie jak na mamę, ale na młodą dziewczynę, do której chłopcy kiedyś smalili cholewki.

Krótki opis mojej mamy: lat ok. 55, córka stolarza i nauczycielki, wychowywała się na wsi, od 18 r.ż. pracuje jako pielęgniarka, 160cm wzrostu, długie czarne włosy (do tej pory takie ma, chociaż nigdy się nie farbowała, tylko czasem mnie prosi, żebym wyrwał jakiegoś siwego, jak już znajdzie) zawsze była szczupła i chyba całkiem ładna. Mama dużo czasu poświęcała na ogarnianie gospodarstwa, bo babcia była trochę nieporadna i leniwa, pomagała dziadkowi w polu i drobnych remontach, opiekowała się rodzeństwem. Na potańcówki nie chodziła, chociaż czasem koleżanki ją próbowały wyciągać, ale ona wolała siedzieć w domu i czytać książki.

Opowieści nie są chronologiczne, bo spisywałem na szybko w pociągu to, co mi się udało przypomnieć.

Chłopiec nr 1 – Robert. Fajny chłopak, fajnie się gadało przy kawie i na spacerach, ale kiedyś mama wracała z pracy i spotkała go, jak się zataczał pijany przez miasto. Zapaliła się jej lampka ostrzegawcza i nie chciała się z nim dalej widywać. No ale koleżanka ją namówiła, bo to przecież fajny facet jest. No i dała mu drugą szansę. Znowu kawka, spacery wszystko super, ale po jakimś czasie sytuacja się powtórzyła i mama go skreśliła. Potem się dowiedziała, że był z pato rodziny i jego matka też ostro chlała.

Chłopiec nr 2 - Antoś był pielęgniarzem. Super chłopak, ale tylko jako kolega.

Chłopiec nr 3 - moja mama ma brata, ten brat miał dziewczynę (czyli moją ciocię), a ona siostrę, która była właśnie z chłopcem nr 3. Pewnego dnia chłopiec ten przyjechał do mamy domu, zastając jej brata. Pogadali sobie o motorach, ale wujek pyta, czy do niego wpadł, a on, że „nie, do twojej siostry". Wujek zdębiał, bo przecież to chłopak siostry jego dziewczyny, a nic nie słyszał, żeby zrywali. Powiedział, że mamy nie ma w domu i wrócił na chwilę, żeby ją uprzedzić. Mama, jak to usłyszała, to wyskoczyła przez okno i przemknęła przez pole do koleżanki. Potem jeszcze 2 razy ją nawiedzał w domu, ale mama się nie chciała z nim spotkać i w końcu dał jej spokój.

Chłopiec nr 4 - górnik. Bardzo ładny chłopiec, ale taki nieśmiały. Mama próbowała go trochę rozkręcić, ale koniec końców nie dało się z nim pogadać, wiec nic z tego nie wyszło.

Chłopiec nr 5 - milicjant. Szpanował tym, że miał cezetkę. Mojej mamie tym nie zaimponował, bo nie interesowała się aż tak motocyklami, a poza tym jej brat woził ją cezetką.

Chłopiec nr 6 - Adaś bajerant. Fajny był chłopak, świetnie się z nim gadało i jakiś czas się spotykali, mama myślała, że to już to. Ale los bywa przewrotny. Pewnego razu wychodząc z pracy, coś ją podkusiło i zamiast pójść standardową trasą, poszła na około przez pobliski park. "Ja patrzę, a tam Adaś z taką Agnieszką siedzą na ławce i się migdalą. O ty oszuście! Nie ma dla ciebie miejsca w moim życiu." Potem Adaś z tą Agnieszką się pobrali i nawet mama pracowała akurat na oddziale, jak ta Agnieszka leżała w połogu. Zapytałem, czy w ramach zemsty odłączyła temu noworodkowi respirator albo "przypadkiem" wyślizgnęło się z kocyka na posadzkę. Mama tylko się uśmiechnęła pod wąsem. Mam nadzieję, że to znaczyło, że nie.

Chłopiec nr 7 - właściwie to chłop, bo miał ponad 20 lat, a mama była piętnastoletnią panienką i była druhną na weselu kuzynki. Chłop był bardzo natarczywy, szarpał mamę w trakcie tańca, był niemiły i niedelikatny. Bardzo jej się to nie spodobało, nabrała ciasta ile dała radę unieść i pobiegła do domu.

Chłopiec nr 8 – Adaś mameja. Zawsze mu leciały gile z nosa i to co chwilę wciągał z powrotem lub wycierał w rękaw, co mamę skutecznie odrzuciło.

Chłopiec nr 9 - Andrzej. Ten nie, bo był rolnikiem. Potem mama wróciła do tego tematu i wcale nie chodzi o to, że to nieprestiżowy, czy słabo płatny zawód. "My 2,5ha mieliśmy i ja od 5 klasy podstawówki musiałam pomagać w polu. Tyle się trzeba było narobić, a ten Robert miał 30ha. Ja nie będę do końca życia harować w gospodarstwie".

Chłopiec nr 10 - niedoszły student medycyny, któremu zabrakło punktów do rekrutacji, więc dorabiał sobie jako portier w szpitalu. Czasem nachodził mamę na oddziale, wtedy koleżanki mówiły "uuuu Grażynko (imię zmienione) kawaler cię odwiedził", a mama siedziała zawstydzona ze spuszczoną głową i mówiła, że wcale na nikogo nie czekała. Był bardzo fajnym, miłym chłopakiem, ale zabrakło tego czegoś.

Chłopiec nr 11 - z różnymi lekarzami mama pracowała. Niektórzy byli posępni, marudni lub milczący, a inni weseli, zawsze coś zagadali, pożartowali, zapytali czy coś się dzieje na oddziale i trzeba pomóc - po prostu fajni ludzie. Jednym z nich był chłopiec nr 11. Kojarzyła go, bo chodził do liceum obok jej szkoły i czasem widziała, jak grał w piłkę. Okazało się, że świetnie się z nim rozmawiało na wiele tematów, śmieszyły ją jego żarty, mieli podobne zainteresowania (jazda na rowerze, wycieczki w góry, kajaki, ogrodnictwo). No i tak powoli ją zabierał to na rower, w góry, czy na kajaki. Kiedyś powiedziała, że nie ma czasu się spotkać, bo miała tego dnia truskawki sadzić, to powiedział, że wpadnie do niej i jej pomoże. Potem wścibskie somsiady wyglądali zza płotu i się dziwowali, kto to taki do Grażynki przyjechoł i z nią truskawki sadzi. Powoli, powoli znajomość się rozwijała, aż w końcu zdecydowała "mój ci on". Miała wtedy 24 lata, czyli na tamte czasy była starą panną. Inne koleżanki już dawno były po ślubie, a ona miała dopiero pierwszego chłopaka. Chłopiec nr 11 miał 27 lat i to dla niego również była pierwsza dziewczyna. Zapytałem mamę: „O ty chciwa p0lko, hipergamiczna matko, ciemiężycielko! Tylu fajnych chłopaków z tagu odrzuciłaś, bo chada lekarza się zachciało?!” (ofc innymi słowami). Mama odpowiedziała, że warto było czekać, bo ona wolała wybrać raz, a dobrze kogoś, z kim będzie się świetnie dogadywać. I faktycznie rodzice byli bardzo zgodnym i szczęśliwym małżeństwem przez prawie 30 lat, póki ich zawał taty nie rozłączył kilka lat temu. Koniec.
  • 9
  • Odpowiedz