Wpis z mikrobloga

W Ekstraklasie jeszcze nie ma ostatniego miejsca, no to jest chociaż w Lidze Europy. To, że Legia przegrała trzy kolejne mecze z Napoli i Leicester, nie stanowi żadnego zaskoczenia. Ale ile musiało po drodze się ułożyć, żeby dało to spadek z pierwszego na ostatnie miejsce… Już nawet tutaj wszystko przestało sprzyjać.

Ostatnie tygodnie pokazują, że zawsze może być gorzej, ale ten mecz nie mógł nam dużo bardziej zaszkodzić. Legia i tak była z góry skazana na porażkę i nawet mimo że znowu przyjęła trzy gole, nie było tak źle. Dla mnie głównym powodem do zmartwień po tym meczu jest kontuzja Muciego, który jako jeden z nielicznych miał jakieś przebłyski. Innych zawodników mi nie szkoda, może poza Misztą, który nawet nie był w stanie zacząć meczu od udanej interwencji, mimo że musiał tylko złapać wolno lecącą piłkę. To kolejny mecz, w którym się pogrążył, ale już było jasne wcześniej (przynajmniej dla mnie), że wiosną trzeba dla niego szukać innego rozwiązania.

Właściwie to pozostałych też powinno mi być żal, to co mają w głowach, musi być bardzo obciążające. Jednak niektórych zachowań na boisku zupełnie nie rozumiem. Naprawdę rzadko zarzucam komuś, że się nie stara, a tutaj zawodnicy Leicester byli wręcz wprost odpuszczani przez legionistów. W początkowych fragmentach odstawaliśmy na każdym polu, nie było żadnych prób nawiązania walki. To, jak taktycznie leżymy, to jest inna sprawa. Ale nie było już nawet tego co z Napoli, gdzie gra mogła się podobać mimo przewagi rywala.

Obraz gry potem uległ poprawie, do przodu Legia była w stanie coś zagrać, nie mówię, że nie. Pod nieobecność Josue, Luquinhas i Martins starali się wziąć grę na siebie. W miarę sensownie podłączał się Mladenović. I byłoby naprawdę ok, ale tracąc trzy gole na trzy strzały celne w pierwszej połowie, nie jesteśmy w stanie nic zrobić. To zrozumiałe, że z takim rywalem gole łatwo wpadają, ale nawet w takim meczu można mieć wrażenie, że trochę za łatwo.

Nie podobało mi się, że Gołębiewski znowu zaczął Johanssonem jako jednym z trójki stoperów i Ribeiro na prawym wahadle. To wprawdzie tylko szczegół, ale wydawał się oczywisty do poprawy. Ustawienie zostało skorygowane i to aż tak dużo nie pomogło, bo i tak straciliśmy potem dwa gole. Jednak mam wrażenie, że właśnie wtedy odblokowane zostały ofensywne możliwości Legii. W tym ustawieniu można coś próbować wypracować, ale to i tak dopiero wtedy, gdy uporządkowana zostanie gra w obronie. W tej chwili chyba nie mamy wyjścia. Cały czas trzeba czekać na powroty Boruca i Nawrockiego. Jędrzejczyk i Wieteska muszą odpocząć, mieli już udział przy tylu straconych golach, że to aż przerażające. Rozumiem też, że Rose nie przekonał do siebie na początku pracy Gołębiewskiego, dziś szansę dostał Hołownia, co jest ok. Powtórzę już w kolejnym wpisie, personalia nie są aż tak ważne, bo w zasadzie wszyscy zawodzą, ale obecny skład ewidentnie nie jest w stanie wydostać się z dołka. Być może zawodnicy, którzy w dużej części ominęli ten kryzys, będąc z dala od boiska, teraz będą w stanie coś wnieść po swoich powrotach.

W końcu był rzut karny dla Legii w pucharach ( ͡° ͜ʖ ͡°) No i znowu niewykorzystany. Dobrze, że tym razem chociaż udało się skorzystać z dobitki, ale nomen omen to i tak tylko powód do kolejnego dobicia się – nawet tak dobra okazja do zdobycia bramki może nas dodatkowo pogrążyć.

Druga połowa została potraktowana już raczej jak sparing przez obu trenerów. Jeżeli u nas szansę dostali nawet Celhaka i Włodarczyk, to ciężko o wyraźniejszy sygnał. Ale nie mam o to pretensji, ławka i tak była bardzo uboga, a mecz przegrany. Pozostaje się cieszyć, że Leicester nie przycisnęło nas bardzo mocno i nie dołożyło kolejnych goli.

To był jeden z tych meczów, które zostały przegrane już przed ich rozegraniem. Wydarzenia na boisku tylko to potwierdziły. Szkoda, że znajdujemy się w sytuacji, w której takie mecze nawet specjalnie nie ekscytują, a przynajmniej w moim przypadku tak było. Ze Spartakiem będzie teoretycznie poważna stawka i przeciwnik niby bardziej w zasięgu, ale skoro pokonał on Napoli dwa razy… Nie wiem, ta grupa jest tak pokręcona, że aż się to nie mieści w głowie.

Jak zwykle też w Legii potrafią odwrócić uwagę od samego meczu. W końcu jest, wylazł Mioduski. No i chyba lepiej byłoby, gdyby się nie odzywał. Możecie określić mnie przewrażliwionym na tym punkcie, ale dla mnie był to kompletny brak szacunku wobec Gołębiewskiego. Już i tak mało kto traktuje obecnego trenera poważnie, ale właściciel nawet nie stara się utrzymywać pozorów. Nie widzę sensu tak jednoznacznego opowiadania się za Papszunem. Równie dobrze Raków też może teraz wpaść w kryzys, może nie taki jak my, ale na przykład wypaść z realnej walki o mistrzostwo. Mogą się zdarzyć różne inne rzeczy, przez które Papszun nie będzie już tak atrakcyjnym wyborem. A przynajmniej spodziewam się, że mogłyby one dość łatwo wpłynąć na zmianę decyzji, nawet jeżeli teraz Mioduski niby jest do niego przekonany.

W każdym razie to było tylko dalsze ośmieszanie się. Po lekturze tej rozmowy nie poczułem się ani trochę lepiej. Wręcz przeciwnie, mam coraz mocniejsze wrażenie, że w klubie nie mają żadnego pomysłu na to, co robić dalej. Łatwo zrzucić wszystko na poprzedniego trenera i zawodników, ale ktoś ich też do tego zespołu sprowadził. To, że na papierze każdy z nich bronił się, to nie znaczy, że można z nich stworzyć pasujący do siebie i zgrany kolektyw. Mimo, że teoretycznie w tym wywiadzie jest uderzenie się w pierś, to dużo jest też zrzucania odpowiedzialności na innych i przekonania, że dużo w tym czasie zostało zrobione prawidłowo.

Jestem tym wszystkim zmęczony i chciałbym zobaczyć nowe rozdanie, ale nie wśród trenerów i zawodników, tylko we władzach klubu. Niestety musiałby się pewnie stać prawdziwy kataklizm, aby realnie do tego doszło. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się, że Mioduski coś załapał i zaczął podejmować racjonalne decyzje. Szybko okazało się jednak, że nic się nie zmieniło. Ciężko mieć nadzieję, że teraz wyciągnie wnioski i zacznie prowadzić klub jak należy. To samo dotyczy innych osób w zarządzie… Naprawdę przykro na to patrzeć i w takich okolicznościach przegrana z Leicester właściwie nic nie znaczy. Najgorzej, że szansa, jaką był awans do grupy Ligi Europy, została zupełnie zaprzepaszczona, a wydawało się, że od właśnie tego sukcesu wreszcie moglibyśmy ruszyć do przodu.

Teraz to, co naprawdę ważne, czyli mecz z Jagiellonią. Jeżeli wróci Boruc (a do tego przecież Josue), to może, może… Nie, tak naprawdę to nie mam nadziei, choć czasami naprawdę mi się wydaje, że to nie może trwać wiecznie. Ostatnio nawet widziałem wyliczenie od ostatniego zwycięstwa Legii w lidze. Byłem przekonany, że ktoś nie umie liczyć, jakie 64 dni, człowieku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to już trwa ponad dwa miesiące i końca nie widać… Nie będę taki jak większość naszych miłych gości na tagu i nie będę życzył kibicom innych klubów przeżywania czegoś takiego. Wprawdzie i tak często trzeba się mierzyć z porażkami, ale nie w takich seriach i nie błyskawicznie po osiągnięciu sukcesu. To jest po prostu niewyobrażalne, co tutaj się dzieje ( ͡° ʖ̯ ͡°)

#kimbalegia #legia
  • 1