Wpis z mikrobloga

@miud #miud #tylkomiud druga pasta w starym stylu

Działo się to w czerwcu tego roku. Moja zmiana poszła do geodety po blueprinty, a ja zostałem pilnować materiałów. Minęło pół godziny i wciąż nikt nie przychodził. Jako że po sześć godzin dziennie pracuję w tartaku, robota weszła mi w krew - nie mogłem siedzieć na belkach i nic nie robić.

Ale nie mogłem też rozpocząć pracy sam, bez planów.

Belki miały po dziesięć metrów każda, ważyły #!$%@? dużo ton. Wsiadłem do dźwigu - mimo, że nie miałem uprawnień - i zacząłem bawić się belkami. Najpierw ułożyłem je w trójkąt, potem przekształciłem go w gwiazdę Dawida. Następny był pentagram, potem podwójny pentagram. Mijały kolejne godziny. Uruchomiłem magnes i podniosłem metalowy blok. Do spodu każdego przyczepiają metalowe rury. Zacząłem rysować tak skontruowanym rysikiem koło wokół pentagramu, potem losowe, hebrajskie i japońskie znaki, jakich uczy się jeden z moim synów (zakała rodziny, siedzi w domu zamiast pracować z ojcem w tartaku, ogląda jakieś bajki o ufoludkach z oczami wielkości połowy heblarki). Przestałem gdy na niebie zebrały się ciemne chmury. Dlaczego wcześniej ich nie zauważyłem? Nie mam pojęcia. Naraz powietrze przeszył huk. To błyskawice trzaskały gdzieś niedaleko. Tartak posiadał zamocowane na dachu piorunochrony, ale nie dźwig. Wyskoczyłem w kabiny i zacząłem złazić po niestabilnych schodkach. Zardzewiałe małe #!$%@? były cholernie śliskie. Upadek z takiej wysokości to śmierć na miejscu, mój #!$%@? syn dostałby #!$%@? odszkodowania. Po moim trupie, pomyślałem, i właśnie wtedy stało się TO. Piorun #!$%@?ął w sam środek stworzonego przeze mnie pentagramu. Krople deszczu, kawałki belek, ziemia i pył zdmuchnęły mnie ze schodka. Na szczęście folie złagodziły upadek. Cegły przeszywały powietrze z szybkością #!$%@? dużo dżontów na milisekundę, gdy biegłem pochylony przez kałuże, szukając kasku. Jeśli się zgubi, będę musiał zapłacić 11 euro za nowy.

#!$%@? jego mać.

Wybiegłem zza dźwigu i zobaczyłem to

Demon! Ja #!$%@?! Co to #!$%@? ja #!$%@? #!$%@? #!$%@?! Opuść to miejsce, wielki pedale bo będę miał #!$%@? tak #!$%@?

eeee

Dwadzieścia metrów wysokości, połowę tego w pasie, ryj paskudny jakby blachą wyklepany, oczy niczym czerwone reflektory ostrzegawcze! Latają belki wokół #!$%@?, jedną nawet grzebał se w uchu jak wykałaczką, ba, zapałką!

KRRAAA

CZŁOWIEK MAŁPA NAJWIĘKSZY ZBRODNIARZ WOJENNY W MOIM TARTAKU

Jedna z jego wielkich #!$%@? łap wystrzeliła w moją jechuchryste stronę PUŚĆ MNIE #!$%@? DARŁEM SIĘ JAK OPĘTANY

ARCHANIELE GABRIELE USŁYSZ ME WOŁANIA

ZSTĄP NA ZIEMIĘ UKAŻ NAJWIĘKSZEGO ZBRONIARZA WOJENNEGO

NIECH NA #!$%@? CZYMPRĘDZEJ SPADNIE #!$%@? PAŃSKI #!$%@?

Niebo pękło i wrota do królestwa niebieskiego otwarły się przedwcześnie, z nich już Archanioł Gababriel #!$%@?, na rumaku złocistym patrzę! Toż to PAPIEŻ POLAK NAJWIĘKSZY RUMAK GWAŁCICIEL, jednak kucem byłeś i w kuca się obrócisz

W akompaniamencie trąb jerochyńskich zaszarżował na COWIEKA MAŁPEN AJWIĘKSZEGO i zagrzmiało i ten TRRRAAACH a on KRRAAAA a ja #!$%@?

Padłem na kolana w błoto, mocząc pomięte dżinsowe ogrodniczki niemieckie za 21 euro

Trąby powietrzne miotały niebiosami dwaj superherosi niczym odyseusz i krotop w milologi afrykańskiej kłębiły się, ich sylwetki zwierały się co chwilę z piekelnym brzdęgiem kling ognistych, by za chwilę znaleźć się po przeciwnych stronach nieboskłonu i kontynuować szarżę straszliwą a ja, ja wtedy wzniosłem ręce do góry

Popatrzyłem w górę, na czerwone od krwi krople deszczu.

Popatrzyłem na czarne wyzierające zza miotających się po niebie budynków, drzew, samochodów, belek, kur i krów

Popatrzyłem na me ręce, uniesione wysoko, hen

Były pełne drzazg
  • 1