Wpis z mikrobloga

1866 + 1 = 1867

Tytuł: Fado
Autor: Andrzej Stasiuk
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★

O ósmej rano jest cicho i biało. Potem mgła powoli idzie do góry i pojawia się rozproszone złote światło. Widać krzewy i drzewa w ogrodzie, potem płot i reszta pejzażu powoli wraca na swoje miejsce. Szron znika z trawy. Na gałęziach lśnią srebrne pajęczyny. Ale wciąż jest cicho, cicho i zimno. Słychać pojedyncze krople spadające z północnej połaci dachu do rynny. To jest jesień, połowa października.


Dziś znów jest październik. Kolejny raz – już piętnasty, od kiedy Fado zostało wydane po raz pierwszy. Bardzo różni się od października opisanego w zawartym w tym tomie eseju Połowa października, powrót. Nie wiem jak było o ósmej rano, bo wtedy jeszcze spałem, teraz jednak jest ciepło. Kiedy to piszę, kilka minut przed czternastą, termometr na kuchennym oknie pokazuje 20,6°C. Jakby to nie była jesień, a dopiero koniec lata. Obserwuję od kilku lat coś jakby przesunięcie pór roku o miesiąc czy dwa. Koniec zimy w marcu i na początku kwietnia, później gorące lata zaczynające się może od sierpnia i trwające może do początku listopada. Może to pory roku nie zwracają uwagi na kalendarz, a może to kalendarz, którym posługujemy się w tym pędzącym, dynamicznym świecie zajęty zapełnianiem się kolejnymi doniosłymi wydarzeniami nie nadąża za rzeczami najprostszymi, za zmieniającą się naturą.

Wczoraj też był ciepły dzień. Wybrałem się na spacer. Widziałem od dawna już zaorane pola. Na wyraźnych jeszcze bruzdach nieśmiało wyrosła trawa. Jej soczysta zieleń w promieniach październikowego słońca odcinała się od brązu ziemi i błękitu bezchmurnego nieba. Jakby dawała – być może złudną – nadzieję, że uda nam się uniknąć ciapy i pluchy, której należałoby się lada dzień spodziewać. Że pominiemy szarą jesień z jej deszczami i szarą zimę z roztapiającym się śniegiem. Że nie bacząc na prawa fizyki, ignorując ciągłość czasu, od razu przeskoczymy do wiosny.

Ten widok wywołał we mnie ochotę sięgnięcia po prozę Stasiuka. Wróciłem, włączyłem czytnik, wszedłem w zakładkę My books, dotknąłem piktogramu przedstawiającego lupę, wpisałem hasło „Stasiuk”, na rozwijanej liście zaznaczyłem opcję Unread. Wybrałem prawie na chybił trafił, choć nie do końca. Dotknąłem palcem tytułu Fado chyba dlatego, że najbardziej ze wszystkich przykuł moją uwagę. Przywołał wspomnienia z wycieczki do Portugalii, z wizyty w Coimbrze, gdzie miałem niebywałą przyjemność słuchać fado na ulicy, w tym miejscu, skąd ono pochodzi. Fado to muzyka smutku, melancholii, nostalgii. Nazywana jest „białym bluesem”. To w ogóle zabawne, że nazywając rzeczy musimy szukać ich odpowiedników. Tak jak Marek Dyjak, którego płytę Moje fado, nawiasem mówiąc też uwielbiam, nazywany jest polskim Tomem Waitsem, a Petersburg (czasem też Wrocław, a pewnie i inne miasta) nazywany jest Wenecją Północy. Jakby Dyjak nie mógł być po prostu Dyjakiem, Petersburg Petersburgiem, a fado fado.

Tytuł świetnie określa zawartość. Jest inna niż wczorajsze październikowe popołudnie. Bardziej jak ten ranek sprzed kilkunastu lat opisany przez Stasiuka. Melancholijna, nostalgiczna, zimna. I piękna, mimo wszystko. Na początku autor opowiada trochę o wschodzie, choć patrząc z naszej, również wschodniej, perspektywy, to ten jego wschód znajduje się w tym przypadku raczej na południu. Dostajemy kilka migawek z Rumunii, Albanii, Czarnogóry. Później opowieści o śmierci, cmentarzach i przemijaniu, w najlepszym, refleksyjnym wydaniu, jak to u Stasiuka. W międzyczasie garść refleksji na temat poszerzenia Europy o ten wschód, po akcesie nowych państw w 2004 roku, ze świeżej jeszcze wtedy perspektywy. Trochę rozważań o nieistniejącej przyszłości i subiektywnej przeszłości. O człowieczeństwie papieża, takim codziennym i zwykłym, związanym na przykład z goleniem się, skonfrontowanym z jego obrazem jako wspaniałego i będącego gdzieś ponad zwykłymi ludźmi Ojca Świętego. I na koniec crème de la crème, przynajmniej jeśli chodzi o mój gust, kilka tekstów osobistych. O pamięci, córce, dzieciństwie na wsi. Napisanych wspaniale, aż żal, że się skończyły. A może i nie, bo w takiej dość skondensowanej formie być może wybrzmiewają mocniej, nie nudzą, nie popadają w banał. A może tam po prostu nie ma już nic więcej do napisania.

Dotykam ekranu czytnika „przewracając stronę” i pojawia się menu główne. Skończyłem. Dość ironiczny jest fakt, że czytam o nostalgii, która kojarzy mi się też z szelestem papieru, na bezdusznym, elektronicznym urządzeniu. Cóż, tym razem wygoda wygrała z nostalgią. Zresztą nostalgia sprawdza się chyba bardziej wewnątrz niż na zewnątrz.

Siadam do komputera i piszę te kilka słów, może nie tyle o książce, co o wrażeniach okołoksiążkowych, bo to właśnie dla nich czytam tego autora. Staram się zachować ten tekst, na tyle na ile potrafię, w podobnym tonie, w jakim są te które przed chwilą czytałem. Nie, nie próbuję być drugim Stasiukiem, mam cały czas w głowie ostrzeżenie Włóczykija z Opowiadań z Doliny Muminków: ”Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia.”. Chcę tylko jeszcze przez chwilę zatrzymać w sobie ten nastrój, rozkoszować się nim. Skonfrontować rozważania autora z moimi. Spróbować odpowiedź na pytania, które zadał i sformułować te, które ja po lekturze zadam sobie sam.

Wśród tych pytań jedno powraca jak bumerang po książkach jego autorstwa: czy zachwycam się tym wiosennym polem widzianym jesienią, bo czytam Stasiuka, czy czytam Stasiuka, bo zachwycam się tym polem? Nie znam odpowiedzi, ona zresztą nic by chyba nie zmieniła. Efekt jest ten sam, a proces z każdą kolejną jakby posuwał się trochę do przodu. Nie umiem go zatrzymać czy odwrócić, a nawet nie próbuję, bo przecież tego nie chcę.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter
GeorgeStark - 1866 + 1 = 1867

Tytuł: Fado
Autor: Andrzej Stasiuk
Gatunek: litera...

źródło: comment_1633437880H6dDDpYaPdoVlOrPbGafIP.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@ali3en: Wszystkie jego książki, które przeczytałem, oprócz wywiadu Życie to jednak strata jest wrzuciłem w tym roku na tag. Tylko z tymi ocenami to jest tak, że część z nich pewnie bym zmienił.
Nie do końca wiem czemu tak się stało, ale wydania ksiązkowe zacząłem czytać dopiero niedawno, wcześniej to były pojedyncze eseje. I jak to bywa z eseistami, chyba bardzie skupiłbym się na tytułach pojedynczych tekstów niż książek. Tak
  • Odpowiedz
@ali3en:

Zadanie okazało się trudniejsze niż przewidywałem, bo nie mogę odkopać tytułów tych pojedynczych esejów, które gdzieś tam kiedyś czytywałem. Ale ponieważ obiecałem, to chcą się choć po części wywiązać, niżej zamieszczam listę tytułów, które zrobiły na mnie szczególne wrażenie zamieszczonych w tych tomach, które czytałem w tym roku (pomijam Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, bo sprawdziłem, że masz ją już za sobą. Choć niektóre mogą się powtarzać w kilku różnych zbiorach.

Dziennik pisany później
3 – taki tytuł ma ostatni esej, choć żeby go całkiem poczuć, uważam, że warto wcześniej
  • Odpowiedz
@ali3en: A, zapomniałem, że w opowiadaniu Grochów jest jedna ze scen, które najbardziej mnie uderzyły w ogóle. Pisałem o niej w swoim wpisie na temat tej książki - uprzedzam, jeśli nie chcesz nie zaglądaj tam - tutaj ukryję w spojlerze.

  • Odpowiedz