Wpis z mikrobloga

Legia przełożyła nie te mecze co trzeba, proste. Zamiast grać u siebie ze strefą spadkową, to woleli wyjazdy do Radomia i do Wisły Kraków. Tylko to było powodem porażek, nic więcej.

Tak serio, to wiadomo było, że ten wyjazd nie będzie łatwy, a od gry co trzy dni nie uciekniemy – to będzie nasza konieczność do końca roku. Niby będzie luźniej, bo dochodzi sześć meczów pucharowych w cztery miesiące, zamiast ośmiu meczów w dwa miesiące. Ale poza przerwami na kadrę nic nam to nie daje, każdy środek tygodnia będzie zajęty. Trzeba na to znaleźć sposób.

Absolutnie nie zdziwił mnie przebieg pierwszej połowy i nikogo nie powinien. Dokładnie tak samo wyglądało to przy okazji naszych poprzednich meczów na stadionie Wisły. Trzeba było przetrwać ten fragment i spróbować swoich szans w drugiej połowie, ale możemy się cieszyć, że nie przegrywaliśmy wyżej. Wynik jest tutaj bardzo mylący. Wisła ponownie przewyższała nas odbiorem, pressingiem, wybieganiem. Wygrała środek, który u nas nie istniał. Do Slisza schodził najczęściej Lopes, rzadziej Luquinhas i Muci. Ja wiem, że futbol staje się apozycyjny i każdy piłkarz musi umieć zagrać wszędzie w obecnych czasach. Są jednak pewne granice. To nie są środkowi pomocnicy i zwyczajnie pewnych rzeczy nie czują. Lopes i tak ogarnia nieźle, jak na takie rzucanie po pozycjach, ale np. Muciemu bardzo brakuje przewidywania bez piłki. Z nią przy nodze widzi dużo i potrafi też wiele, ale gdy trzeba było zebrać odbitą piłkę, najczęściej był źle ustawiony. Nie jest też zaskoczeniem, że Ciepiela, debiutujący w takim momencie, może nie dać sobie rady. Sam Slisz nie był w stanie tego ogarnąć samodzielnie, a że sam jeszcze popełnił kilka poważnych błędów, to tak się skończyło.

Początek drugiej połowy wyglądał obiecująco. Sytuacje Muciego i Emreliego dawały nadzieję, choć przy tej drugiej można kręcić nosem, że już wtedy należało to wykończyć. Wydawało się, że okres nieco lepszej, choć i tak nienadzwyczajnej gry, zostanie zwieńczony wyrównującym golem, ale szczegół zadecydował o jego nieuznaniu. Trochę więcej ostrożności Emreliego w polu karnym i nic by się nie stało, no ale niestety. Być może ten gol sporo by zmienił, zamiast tego jego anulowanie nie pobudziło Legii, to już w zasadzie był koniec. Niby zostało jeszcze około 30 minut, a i tak już Legia do takiej postawy się nie zbliżyła. A to nie było nic wielkiego – w przypadku tych sytuacji wystarczyło wymusić błąd Wisły albo wykorzystać jej otwarte ustawienie. Nie trzeba było jej nie wiadomo jak rozklepać od tyłu. Poza tym fragmentem nie wznieśliśmy się chociaż na minimalny poziom wymagany w tej lidze. Jeżeli chce się chociaż zremisować, 20 minut przyzwoitej gry to zdecydowanie za mało.

Jeszcze odniosę się do niesławnej „taktyki Michniewicza” i że gramy ciągle tak samo. Chciałem tylko zauważyć, że w drugiej połowie przeszliśmy na czterech obrońców, a kilku zawodników w ciągu meczu zdążyło obskoczyć ze trzy pozycje na boisku. Ostatecznie nie przyniosło to efektu (wizualnie tylko na 20 minut), ale nie było to z tego powodu, że trener nie próbował nic zmienić. Próbował, ale widocznie przestrzelił z wyborami. Przy czym w pewnych przypadkach chyba wszystko jedno, kogo by wystawił. Mało kogo można po tym meczu wyróżnić, najbliżej przyzwoitej noty byliby obrońcy, gdyby wszyscy nie popełnili błędu przy kontrze bramkowej.

Na pewno może być problem z grą wahadłami jak dotychczas. Hołownia zastępujący Mladenovicia jeszcze jakkolwiek się broni, ale Jędrzejczyk po drugiej stronie, a także Skibicki, nie dadzą tego samego co Juranović. Nie może się skończyć tak, że całą ofensywę opieramy na Luquinhasie, zwłaszcza gdy w składzie są jeszcze Muci czy Lopes. Innym problemem jest to, że w tej chwili mamy może pół prawdziwego skrzydłowego, co poważnie poddaje pod wątpliwość pomysł ustawienia z takimi zawodnikami. Pół roku temu Michniewicz potrafił dostosować ustawienie i założenia pod zawodników, których miał. Być może teraz będzie musiał wymyślić coś nowego.

Wielokrotnie w ostatnich dniach analizowałem sobie kadrę Legii. Nie znamy całkowitej prawdy o niej, ponieważ kilku piłkarzy jeszcze nie widzieliśmy. Na przykład z nowych transferów możemy już wstępnie ocenić Emreliego i Nawrockiego na plus, Rose, Hannę i Josue na razie na lekki minus, ale już Johansson, Ribeiro i Celhaka to na razie całkowite zagadki. Liczbowo kadra nie jest taka zła. Jest odpowiednie zabezpieczenie na bramce, środku obrony, lewym wahadle, od biedy prawym, w ataku i od biedy na ofensywnej pomocy. W tej chwili brakuje środkowego pomocnika i może kogoś jeszcze do ofensywy, ale nie wiem, czy w ogóle realne jest, że możemy na kogoś takiego liczyć.

Dlatego nie ma wyjścia – z ośmiu letnich transferów musi wypalić co najmniej połowa, ale w tej chwili nie mamy pojęcia, czy to się stanie. W dodatku trzeba będzie zbudować Muciego i kogoś z młodych, żeby uzupełniali środek lub prawe wahadło. W przeciwnym razie będziemy mieć dość często takie mecze jak dzisiaj. Jak napisałem – kadra jest stosunkowo szeroka po ostatnich uzupełnieniach, ale możemy mieć wątpliwości co do jej jakości. Wiadomo, że nie wszyscy dorównają podstawowym zawodnikom, ale niech chociaż będą w stanie nawiązać normalną walkę z przeciętnymi ligowymi zespołami. Wisła na naszym tle wyglądała dziś dobrze, ale personalnie, poza kilkoma wyjątkami, nie jest wyjątkowo mocna. Ma fajny środek, jedno mocne skrzydło i nieobliczalnego napastnika, na nas to dziś wystarczyło. W meczach ligowych musimy się przeciwstawić co najmniej tym samym, a to nie jest przecież wymaganie z kosmosu (może poza tym środkiem).

Zastanawiam się, czy zależność z gry i wyników przeciwko lepszym i słabszym zespołom jest rzeczywiście aż tak silna pod wodzą Michniewicza. Gdyby tak było, to chyba rzeczywiście trzeba by na ligę wystawiać całkowicie rezerwowy skład i w ten sposób być w każdym meczu underdogiem. Jednak nadal uważam, że wynik z Wisłą Płock był ponad stan, a bliżej naszego poziomu minimalnego powinno być to, co zagraliśmy z Wartą. Nie wiem jak, ale ci zawodnicy muszą dorosnąć fizycznie i psychicznie do takich meczów jak z Wisłą. To duże zmartwienie Czesława, jak do tego doprowadzić.

Jak zwykle po takich meczach pojawiają się rozkminy, czy trener znowu szuka sobie alibi i na ile to on jest winny porażki, a na ile prezes. Cóż, powtórzę, że na razie nie wiadomo, czy trener ma rzeczywiście w miarę mocną kadrę. W tej chwili jednak musi radzić sobie z tym, co ma, a mnie najbardziej martwią te tarcia, które ponoć wciąż mają miejsce między trenerem a zarządem. W tej atmosferze ciężko będzie tak długo wytrzymać. Mam nadzieję, że przerwa reprezentacyjna pozwoli trochę odetchnąć i poukładać wszystko na spokojnie. Wyjazdy reprezentantów nie pomogą, można o tym mówić głośno, tak jak robi to trener, ale nie może to stanowić wymówki. Najwidoczniej nie jesteśmy w tej chwili gotowi na ten poziom – gdzie trzeba grać w pucharach (a więc co trzy dni), a do tego wysyłać piłkarzy do reprezentacji. Jeszcze niedawno coś takiego było oczywistością, ale przez ostatnie lata mieliśmy zjazd pod tym względem. Jak widać, powrót nie będzie łatwy, ale jak widzę komentarze, że nie da się tego zrobić, to mnie szlag trafia. Już nie patrzę na inne kraje, ale nawet patrząc na samą Legię – graliśmy już w fazie grupowej przez cztery sezony z rzędu, a w lidze w tym samym czasie tylko raz nie zdobyliśmy mistrzostwa. A nie zawsze ta kadra była tak mocna jak w Lidze Mistrzów.

Mimo wszystko ze stratami w lidze trzeba będzie się liczyć. Jak spojrzę wstecz na te dwa miesiące, to jest naprawdę nieźle. Nie osiągnęliśmy celu maksimum, który był możliwy, zawsze chciałoby się więcej. Jednak mecze z Bodo i Slavią były bardzo pozytywne, a w lidze nie ma jeszcze całkowitej tragedii. Z Superpucharem wiadomo jak jest. Nie jest łatwo wchodzić na przerwę reprezentacyjną po porażce, będzie to jeszcze siedzieć, bo nie była to przypadkowa porażka, a niestety zasłużona. Michniewicz w końcu przełamał jedną rzecz w cyklu trenera Legii – dał radę awansować do pucharów i nie potrzebował do tego wprowadzenia nowych rozgrywek. Teraz warto by było, aby wrócił do niego pod kątem wyników ligowych, które zwykle od września-października się poprawiają. Może z teoretycznie lepszymi drużynami w lidze znowu pójdzie nam lepiej?

Nie komentowałem jeszcze losowania LE poza jednym krótkim wpisem, ale nie jest do końca tak jak chciałem. Nie wiem, czy Leicester i Napoli to ci faworyci, których akurat uda się zaskoczyć. Spartak to już co innego i na pewno będą dwa mecze pod presją – już w 1. kolejce, a potem w ostatniej (która jeszcze powinna mieć jakąś stawkę). To chyba analogiczna sytuacja jak w Lidze Mistrzów pięć lat temu – zdecydowanymi faworytami były Real i BVB, a ze Sportingiem mieliśmy powalczyć (mimo że tak naprawdę nie mieliśmy argumentów na papierze). Teraz też Spartak wygląda na mocniejszy od nas, ale podobno tam mają teraz kryzys. Może więc ta pierwsza kolejka z nimi to dobre zrządzenie losu. W każdym razie nawet jak przegramy sporo w tej grupie, to się nic nie stanie, bo po prostu byłoby to logiczne. Już i tak oszukaliśmy przeznaczenie ze Slavią. Wszystko co zrobimy, będzie na plus, i tak będę do tego podchodził. Tymczasem trzeba będzie się głowić nad tym, jak pokonać Śląsk, który wyjątkowo często remisuje i oby nas w to nie wciągnął, bo w tej sytuacji już remisy nam nic nie dają.

#kimbalegia #legia
  • 2