Wpis z mikrobloga

@BrakPomysluNaNick: takie kwiatki są skutkiem żenująco niskich stawek dla tłumaczy, cięcia kosztów na korekcie i cięcia kosztów... chyba wszędzie w biznesie wydawniczym. ¯\_(ツ)_/¯ bo ile osób coś takiego zauważy? a książki się sprzedały, to najważniejsze. na zajęciach z tłumaczeń literackich na studiach mieliśmy specjalny blok na wyłapywanie takich błędów wśród wydanych już (!) tłumaczeń.
  • Odpowiedz
@BrakPomysluNaNick Dlatego od 10 lat nie tykam książek tłumaczonych na polski. Jest to bardzo trudna i żmudna praca, żałosna płaca. Chociaż jestem zdania, że jak ktoś ma robić źle, to nie powinien w ogóle. Jako tłumacz bywały momenty, kiedy nie podejmowałem się materiału, bo mnie odrzucał i zrobiłbym krzywdę czytelnikom. W Polsce tłumaczy się na pałę, bo na tym nie da się porządnie zarobić, ale jakoś trzeba budować portfolio. A wydawcy nie
  • Odpowiedz
@red7000: problemem jest też często to, że za tłumaczenie książek zabierają się osoby które się do tego zwyczajnie nie nadają. Najprostszym przykładem są chyba wszelkiego rodzaju książki specjalistyczne. Miałem nieprzyjemność czytać trochę literatury związanej z #informatyka i nie raz porównując polskie i oryginalne wydanie widać, że tłumacz nie ma pojęcia o zagadnieniu którego dana książka dotyczy. Błędy w nazewnictwie, dziwne spolszczenia branżowych określeń, przekręcenia zdań spowodowane niezrozumieniem tematu - to jest
  • Odpowiedz
@janeeyrie: Rozwijając mój komentarz, to tłumaczenie tego slowa jest zbędne, gdyż sam czytałem kilka książek, gdzie "wormhol" pojawia się bez tłumaczenia. Jest to pojęcie znane większości fanów fantastyki i nauki. Można powiedzieć, że wchodzi już do j. polskiego podobnie jak: selfie, lockdown, czy topless ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz