Wpis z mikrobloga

#perfumy #150perfum 331/150
Mancera Wave Musk (2011)

Uwaga! Jeśli nie po drodze wam z mocnymi syntetykami to lepiej nie sprawdzajcie Wave Musk. Dawno nie wąchałem tak ordynarnie sztucznego tworu, który ostatecznie okazał się i tak lepszy niż się spodziewałem.

Wave Musk to miało być połączenie świeżych, morskich akordów z kremową i owocową świeżością. A co się okazało? Między innymi to, że ich klimat okazał się być zdecydowanie ciepły i nie są to perfumy w moim mniemaniu na lato, więc te „wave” kojarzące się z morskimi falami niechaj was nie zmyli. Fale są ale piżmowe a nie morskie. Dziwią mnie te paski na fragrantice, bo według mnie nawet wiosną byłoby ciężko je nosić. Kremowość i delikatna słodycz to sprawka połączenia piżma z kwiatem pomarańczy. Przypomina to trochę kolońskie perfumy oparte na neroli. Morskie akordy nadają ociupinkę świeżości ale przykryte w szczególności grejpfrutem i odrobiną czarnej porzeczki nie błyszczą zbytnio. Pachnie to trochę jak jakiś krem do rąk. Reszty składników podawanych na listach nie wyczuwam.

Od cytrusów przez piżmo, wszystko pachnie tutaj syntetycznie, więc fani dobrze zbalansowanych, naturalnych kompozycji mogą w tym miejscu skończyć czytać tę recenzję. Taka absolutna sztuczność to coś co nie zawsze musi być złe bo znam sporo perfum, które są całkowicie generyczne a mimo to w lecie robią doskonałą robotę, a przykładem niech będzie tutaj dobrze wszystkim znany Cool Water Davidoffa. W Wave Musk razi głównie słodycz, która jest mdła przez co im dłużej te perfumy leżą na skórze tym bardziej robią się odpychające, a w pewnym momencie ma się ich już po prostu dość. Słabe jest też to, że są to perfumy linearne i nie zmieniają się za bardzo na skórze, mimo tego, że są przeładowane składnikami. Warto też dodać, że jest to zapach zdecydowanie bezpośredni i atakuje nas syntetycznym grejpfrutem od samego początku co w połączeniu z chemicznym piżmem nie wygląda dobrze. Zdecydowanie brakuje tutaj balansu.

Mam ewidentnie problem z morskimi zapachami, bo to już kolejny „marine” który miał wodorosty, jakieś nuty mineralne czy sól morską, a ja czułem jakiś dziwny krem waniliowy, a nie to co powinienem i za cholerę bym nie nazwał tych perfum morskimi. Podobnie miałem ze Squidem czy 40 Knots Xerjoffa gdzie też było wszystko tylko nie morze, chociaż oba, a w szczególności Squid dawał jednak swoim aromatem sporo świeżości. Wave Musk po pierwszych testach mi się nawet spodobał i sporo sobie po nim obiecywałem, po drugim globalu mnie zmęczył a po trzecim postanowiłem się go pozbyć.

Mimo agresywnego aromatu nie jest to jakoś specjalnie powalający zapach w kwestii parametrów. Trwałość około 7 godzin, projekcja dobra. Po godzinie osiada przy skórze, wcześniej pachnąc jednak bardzo wyraźnie.

Mancera to ogólnie dziwna marka. Nie ma ona aż tyle słabych kompozycji co zbliżone klimatycznie Montale, ale jednak jest dużo nudy i można odnieść wrażenie, że ich perfumy są robione na #!$%@?. Poza kilkoma wyjątkami też nie ma co liczyć na jakąś wysoką jakość czy oryginalność. Wave Musk na tle reszty perfum Mancery wypada całkiem nieźle, chociaż do poziomu takiego Red Tobacco się nawet nie zbliża.

Nie na lato to.

zapach: 6,0/10
trwałość: 7,0/10
projekcja: 7,0/10
cena: 120 ml za 300 zł.
dr_love - #perfumy #150perfum 331/150
Mancera Wave Musk (2011)

Uwaga! Jeśli nie p...

źródło: comment_1623645860jIDshnpxg6G6fvnEngvuJ3.jpg

Pobierz
  • 19
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 7
@Qtavon: mnie doświadczenie nauczyło, żeby bezwzględnie unikać Montale i Mancery ( ͡° ͜ʖ ͡°) nawet Sensual Insticnt, które swoją drogą lubię, ma to specyficzne dna, przez co musiałam je sprzedać
  • Odpowiedz
@dr_love: Trudno o oryginalność i jakość, jeżeli w ciągu 15 lat chemiczny Piotruś stworzył pod obiema markami pon. 220 kompozycji. To już dawno przestało być niszą.
  • Odpowiedz