Wpis z mikrobloga

Po prawie dwóch miesiącach totalnego odizolowania wróciłem do rodziny. Zdałem sobie przy okazji sprawę z pewnych rzeczy. M.in jak bardzo destrukcyjne jest poczucie samotności. Im dłużej trwało osamotnienie, tym strach przed wszystkim był coraz większy. W przededniu wyjazdu słyszałem nawet upalanie gumy w nocy z drugiego końca miasta. Każdy dźwięk budził we mnie przerażenie.

Momentalnie, gdy zamieniłem słowo z żywym człowiekiem (mamą) moja pewność siebie urosła do poziomu chada. Wszystko, co niemalże bezmyślnie chłonąłem wcześniej na wykładach zaczęło się układać w jedną całość, a rzeczy niemożliwe przeze mnie do wykonania nagle pojawiły się w zasięgu ręki.

Oczywiście dalej twierdzę, że jestem introwertykiem i wolę towarzystwo max 2 osób, ale niezmiernie potrzebuję kontaktu z żywym człowiekiem chociaż raz dziennie. Wystarczy świadomość tego, że w pobliżu jest ktoś, z kim mogę porozmawiać, i że jednak nie wszyscy chcą mnie zabić za samo istnienie.

Niestety z obecnymi zdolnościami interpersonalnymi oraz charyzmą na poziomie martwego dzika mogę co najwyżej pomarzyć o ogarnięciu sobie znajomego/dziewczyny, a co za tym idzie samodzielnym życiu w większym mieście bez huśtawek emocjonalnych i neetowania. Entuzjazm po przyjazdach na stancję z domu rodzinnego maleje liniowo, by w końcu osiągnąć dno i doprowadzić mnie do żałosnego płaczu.

Nie tak sobie wyobrażałem życie. Nie uwzględniłem naturalnych potrzeb w swoim projekcie na lepsze jutro (,)

#przegryw #samotnosc
  • Odpowiedz