Wpis z mikrobloga

A trzeciego dnia zmartwychwstanie.

A gdy was wodzić będą do synagog i do urzędów, i do władz, nie troszczcie się, jak się bronić i co mówić będziecie. Duch Święty bowiem pouczy was w tej właśnie godzinie, co trzeba mówić.

-(Łuk. 12:11-12)

I tym cytatem z Pisma Świętego zaczynam mój pierwszy wpis po zmartwychwstaniu. A ludziom którym nie podobają się moje wpisy proponuję nauczyć się korzystania z #czarno zamiast zawracać głowę jakże nieludzko przepracowanej moderacji. Wy serca nie macie, szukacie tylko pretekstu by przedstawić ich w czarnych barwach.

31.12.2020. Godzina 22:30. Chudy mężczyzna, siedząc na wersalce nad którą wisiało na całej powierzchni ściany multum obrazów z motywami chrześcijańskimi, wybiera kontakt "Asa" z telefonu. Przykłada do ucha telefon. Naprzeciwko niego siedzi pan grubszy, który właśnie robi przerwę na maślankę. "Asa" nie odbiera.

Sytuacja powtarza się przez jakieś 10 minut. Chudy mężczyzna w końcu rzuca telefonem oraz bluźnierstwem w stronę osoby pijącej maślankę. Pan grubszy zaczyna płakać, gdy agresor wstaje i kieruje się do kuchni, a z niej - w prawo, do ciemnego korytarza, który prowadzi ku miejscu, które tylko oni znają.

"Usiądź, proszę ciebie! Zadzwonię po jakąś ładną panią dla ciebie, tylko usiądź" - zakończone płaczem - mógł usłyszeć z ciemnego korytarza. Mógł, ale nie słyszał. Jego myśli bowiem były skoncentrowane na łonie natury.

Godzina 23:30. Chudy mężczyzna, ubrany jak syberyjski poławiacz ryb, z plecakiem na ramieniu, siada na przewróconym pniu. Ściąga torbę na zgniłe liście. Wokoło niego jest leciwa warstwa śniegu. Stopą odgarnia go sprzed siebie, wyciąga z plecaka białe butelki i kładzie je na czarnej łacie mokrej i zimnej ziemi, jaką przed chwilą stworzył. Z kieszeni produkuje reklamówkę.

Po niecałych dwóch minutach szuka schronienia przed zimnem w reklamówce. Jest tam bardzo ciepło, gdyż z niej nie wychodzi przez najbliższe pół godziny.

Jednakże nic nie trwa wiecznie.

Mężczyzna zostaje zmuszony do wyciągnięcia głowy z reklamówki przez przeraźliwe hałasy. Rozglądając się dookoła siebie dostrzega, że już nie jest w lesie, lecz w częściowo zniszczonej kamienicy. W oddali słychać odgłosy samolotów i zrzucanych przez nie bomb. Przez okno można dostrzec ludzi ubranych w koszule, którzy rzucają kamieniami w uzbrojone w karabiny i pistolety osoby, ubrane w zielone mundury.

"Da--dawaj broń", powiedział chudy mężczyzna, choć nikogo nie było w jego pobliżu. Nie mógł podnieść się z fotela. W tym stanie spędził kolejne dziesięć minut, nie mając nawet chwili przerwy na to, by przestać się bać. Poczuł przyjemne ciepło w okolicach pośladków. Zaczął słyszeć z ulicy mężczyzn śpiewających Mazurek Dąbrowskiego.

W końcu do jego zniszczonego mieszkania wchodzi Niemiec w masce przeciwgazowej. Zrzuca go z fotela. Chudy mężczyzna traci przytomność.

Nazajutrz chudy mężczyzna budzi się. Ponownie jest w lesie. Dookoła niego leży sześć białych butelek - opróżnionych. Gdy próbuje wstać czuje, jak coś mu krępuje nogi.

To były jego własne spodnie, spuszczone do kostek. Mężczyzna był nagi od pasa w dół. Niezgrabnie wstaje, okrywa swoje nogi, zakłada plecak i kieruje się w stronę obrzeża lasu.

Słońce jeszcze nie wzeszło, ale na niebie był widoczny brzask. Musiało być po siódmej rano. Chudzielec staje na najbliższym przystanku autobusowym i czeka. I czeka. I czeka. I czeka. Nikt nie przyjeżdża. Dopiero po godzinie stania intensywnie zaczyna się wpatrywać w tablice z rozkładem jazdy.

"In. In. In. For. Informat. Informacja. Pan. Pana. Że. W dup... dniu. Jeden jeden, dwadzieścia jeden. Auto... auto... busy. Linii. Dwadzieścia osiem i dwadzieścia dziewięć. Nie. Ku. Ku. Kupują. Za ut. utrzedzenia. Prze. Prze. Prasza. My. Ooo, jacy oni mądrzy są. To ja taksówkę zamówię!"

Postał tak jeszcze z minutę, rozglądając się dookoła siebie. Wsadził ręce w kieszenie - ale nie mógł znaleźć telefonu.

Wiedział, że stojąc naprzeciwko zoo trzeba iść w lewo. Więc ruszył. Po 90 minutach łażenia z podejrzanie mokrymi i lepkimi spodniami w końcu dotarł pod zielone ogrodzenie, które dzielnie i niezbyt skutecznie strzegło czerwonego, drewnianego domu.

"KSIEK! SZYSZTOF!"

Na reakcję nie trzeba było czekać długo. Bramka została otwarta dla jego. Wszedł do domu. Tam znajomy pan grubszy go ugościł, porządnie zreprymendował, napalił w piecu, oraz wyjął wczorajszy bigos z lodówki. Chudy mężczyzna jednak pilnie musiał iść do toalety.

Z wypiekami na twarzy zaczął się rozbierać i wyrzucać wszystko jak leci do pralki. Ale najbardziej upragniony moment miał nastać za chwilę. Usiadł na porcelanowym krześle, zaparł się i... poczuł ogromną ulgę. Natychmiast wstał i z ciekawości (oraz strachu) zajrzał do miejsca, w które przed chwilą się załatwił.

Było tam coś białego i okrągłego, niewiele mniejszego od kurzego jaja. Podnosi to z ogromnym obrzydzeniem dwoma paluszkami.

Była to piłeczka ping-pongowa. Na niej czarnym markerem było napisane PATO.

Mężczyzna wygrzebał brudne ubrania z pralki i się ubrał. Po czym po raz ostatni krzyknął:

"KSIEK!"

FIN.

#kononowicz #patostreamy #muremzawalentym
  • 3
  • Odpowiedz
@PodlaskiZorro piękna opowieść, ale powiedz kto ty w końcu jesteś? Pijak-artysta z Wrocławia, Walenty czy Mavon? Boście uciekli nagle na raz na te discordy i trochę jestem zdziwiony, że ktoś z was w takim ambitnym stylu wraca
  • Odpowiedz