Wpis z mikrobloga

Twarze się zmieniają, historia pozostaje taka sama. Ludzie nie uczą się na błędach i brną w swoje - bo jedynym ich atutem jest status społeczny, którego tak bardzo boją się utracić. Kim są ci ludzie? To pozostawiam wam do interpretacji.

Proszę nie dodawać tagu patostreamy, gdyż tekst jest skierowany przede wszystkim do "normików".

Zdjęcie stanowi pewną podpowiedź. Jak najbardziej proszę się nim sugerować.

KONONOWICZ I MOJA SPOŁECZNA TEORIA OBCIACHU

Krzysztof Kononowicz, podobnie jak i inni przedstawiciele patostreamów, przy wszystkich swoich innych zaletach, ma to do siebie, że jest dla współczesnej humanistyki wyzwaniem niepodjętym jeszcze, lub podjętym w stopniu niewystarczającym. Korzystając z zauważonej przeze mnie luki w wiedzy o współczesnej kul­turze polskiej, wobec rosnącej konkurencji na rynku speców od kultury, postanowiłem sformułować kilka krótkich tez, by potem - w sukces patostreamów nie wątpię - móc być uznanym za „kładącego podwaliny" i „przecierającego szlaki”. Mój szkic, przełomowy w swoim założeniu, tym różni się od innych prac kononologicznych, że swojej postulowanej przełomowości nie ukrywa, wręcz przeciwnie - obnosi się z nią i chce z niej uczynić swój atut.

Teza 1. Obciach (żenada, wiocha, cringe) jest społecznie skonstruowanym terminem używanym przez jedne grupy w celu napiętnowania drugich. Wytwarza się w ten sposób hierarchia: osoba A mówiąc, że B lub związana z nim osoba B to obciach, piętnuje ją i sytuuje niżej w hierarchii. Może istnieć obciach wzajemny: osoba B jest obciachowa dla A, A zaś - dla B. Obciachowość jest stanem subiektywnym. Kryterium two­rzenia hierarchii jest szeroko pojęte pole smaku/gustu estetycznego. Problem estetyki i estetyzacji, jak po­ucza nas Mike Featherstone, jest jednym z kluczowych dla postmodernizmu problemów, co nie znaczy, że obciach nie istniał wcześniej - po prostu ponowoczesność czyni zeń kwestię szczególnie ważną.

Teza 2. W tak zdefiniowanym polu możemy, odwołując się to idiomu brytyjskich kulturoznawców, mó­wić o funkcjonowaniu polityki żenady. Istnieją systemy eksperckie reglamentujące obciach (żenadę, wio­chę) i uważające się za szczególnie predestynowane do stwierdzania, co obciachem jest, a co nie. Syste­my eksperckie konkurują ze sobą o tę władzę etykietowania, zaś przeważająca część społeczeństwa, funkcjonująca poza obrębem system ów eksperckich, przyjmuje te etykiety jak swoje. Jest to polityka żena­dy w skali makro.

Teza 3. Może jednak istnieć ruch oddolnego oporu przeciwko polityce żenady w skali makro. Odwo­łując się w tym miejscu do teorii Michela de Certeau i Johna Fiske'a, STO zakłada tak istnienie polityki że­nady w skali mikro, a więc regulowanej słabiej lub w ogóle nieregulowanej przez systemy eksperckie, jak i możliwość oporu przeciw temu, co systemy eksperckie chcą zdefiniować jako żenadę, wiochę lub ob­ciach. Teoria odwołuje się tu do koncepcji partyzantki semiologicznej Umberto Eco.

Teza 4. Szczególnie znaczące dla teorii są właśnie momenty przełamania hegemonii systemu eks­perckiego (mówiąc o hegemonii, STO odnosi się do dorobku British cultural studies, których przedstawi­ciele twórczo rozwinęli koncepcję Gramsciego i pozwolili aplikować ją w ponowoczesnym, zmedlatyzowa- nym świecie wielu instytucjonalnych systemów eksperckich).

Teza 5. Społeczność kononologów, być może zbyt śmiało czerpiąc inspirację z teorii językoznawczych, stanowi, że ob­ciach, przez analogię do znaku językowego, jest arbitralny i jedyne, co wiąże go z rzeczywistością, to umo­wa społeczna. Naturalną konsekwencją tej tezy będzie stwierdzenie, że w Innych, hipotetycznych warun­kach, to co jest obciachem dziś mogłoby się stać jego odwrotnością, dla którego to pojęcia wciąż szukamy nazwy, która byłaby odpowiednio trendy. Odrzucenie tezy piątej nie musi pociągać za sobą odrzucenia ca­łej teorii - może powstać odłam naukowców badających, czy w samym przedmiocie jest coś, co prede­stynuje go do bycia obciachowym, i czy może istnieć przedmiot, który nigdy nie będzie obciachem. Bada­cze pracujący w ramach takiego podejścia, które nazwiemy roboczo antropologią wiochy, będą często historykami sztuki, podczas gdy badacze akceptujący tezę o arbitralności, będą częściej wywodzić się z pola nauk społecznych. Ojcem Założycielem i patronem skromnej i na razie jednoosobowej Katedry Badań nad Obciachem, która z czasem stanie się Instytutem, by niewiele później całkiem zasłużenie przekształcić się w Wydział, mianujemy nieżyjącego już Pierre'a Bourdieu, bowiem bardzo bliska nam i w pewnym sensie dająca nam punkt wyjścia do badań jest jego teza, że Kant nie miał racji definiując sąd estetyczny jako bezinteresowny, bo w istocie jest dokładnie przeciwnie - służy on dystynkcji, odróżnieniu się od-, i jest społecznie bardzo istotny. Akt klasyfikacji na podstawie kryterium smaku, przekonywał Bourdieu, mówi nam wiele tak o klasyfikującym, jak i o klasyfikowanym, a - co istotniejsze - również o świecie społecznym, w którym klasyfikacja taka odgrywa dużą rolę. Patostreamy, obciach i pornografia: nic nie rozumiem, bo mi zakazali słuchać.

Oczywiście nie oglądam patostreamów i Kononowicza. Tym, co mnie w niniejszym szkicu zajmie, to - wprowadzona przez słówko „oczywiście" - pozorna naturalność takiego wyboru estetycznego i jego, w moim położeniu, nieuchronność. W istocie, nawet gdybym chciał, nie mógłbym w sposób uprawniony i jawny oglądać patostreamów, nie narażając się na kpiny. Studiując tam, gdzie studiuję, mieszkając tam, gdzie mieszkam, i będąc pod wpływem takich a nie innych systemów eksperckich Instytucjonalnych jak uniwersytet czy większość dzienników, nieinstytucjonalnych jak moja przyjaciółka, która twierdzi, że zna się na sztuce, żeby posłuchać expose Kononowicza mogę w przybliżeniu zastosować cztery taktyki:- przybrać ironiczny wyraz twarzy, tak, żeby wszyscy widzieli, i wzdychać o tempora! o mores! (łacina niekonieczna, ale, wciąż jeszcze, pożądana), przebrać się za kogoś innego (wąsy!) albo założyć anonimowe konto na stronie internetowej niczym - jak niegdyś - jechało się do innych miast by móc względnie anonimowo zajść do peep show lub innego zakazanego miejsca,- obwieścić wszem i wobec, że „muszę” , bo po pijaku plagiaryzuję o 2 rano czyjś tekst sprzed 20 lat i chcę „zrozumieć społeczeństwo",- słuchać sam i cicho, żeby nikt nie usłyszał, że słucham.

Narzucające się podobieństwo do taktyk korzystania z pornografii, z której przecież „nikt nie korzysta”, w tym samym sensie, w jakim „nikt nie ogląda patostreamów”, pozwala nam dostrzec ważny efekt działania społecznie wytworzonego obciachu: jest nim poczucie winy i swoista schizofrenia na linii prywatne-publiczne, czy może oficjalne-nieoficjalne. Jeżeli systemy eksperckie, które mówią: nie oglądaj Kononowicza, nie słuchaj Ich Troje, są dla nas ważne, a mimo to oglądamy, cień schizofrenii i poczucia winy musi się na nas położyć. „Europejczyk używa kina, ale się go wstydzi” , miał powiedzieć Irzykowski. Problem w tym , że dawne systemy eksperckie (a jest takim systemem na przykład grupa normików którzy wciąż wysyłają paczki i donejty), tracą obecnie swoje znaczenie. Społeczeństwo obywa się bez nich lub wytwarza własne. Dawni eksperci, jak zobaczymy w zakończeniu, muszą, proszę wybaczyć darwinizm, dostosować się, albo zginąć (z uniwersum dyskursu medialnego, rzecz jasna). Żyjemy w „epoce normików” , diagnozował Wiesław Godzic. To najważniejsza chyba lekcja z Big Brothera - co innego wiedzieć, że przeciętny Polak czyta pół książki rocznie, co innego zobaczyć w porze największej oglądalności, że - będąc Majorem Suchodolskim - z jedną książką można przeżyć trzy miesiące w naszpikowanym kamerami i mikrofonami burdelu na Szkolnej 17 i jest fajnie. Nie ma słowa „fajnie” w języku polskim, przekonywano mnie w liceum. Nie ma? Chodzi o to, że kiedyś „masy" mogły mówić tylko w symbolicznym obrębie tego, co proponowały im elity kulturalne, ostatnio zaś to elity kulturalne, żeby być usłyszane, musiały udać się do „masowego" programu. Chcę ustalić, dlaczego miejsce do siedzenia wskazał im właśnie Krzysztof Kononowicz.

Według mnie było tak. Oficjalnie Kononowicza nie było. Zinstytucjonalizowane systemy eksperckie w postaci połączonych sit telewizji publicznej z Danutą Holecką, TVN, Polsatu, Michała Białka i innych mediów nie widziały lub nie chciały widzieć; kulturoznawcy i socjologowie, gremium przyznające Fryderyki, stacje radiowe też nie. Ja też nie wiedziałem o Kononowiczu - bo i skąd. Psychologia społeczna opisuje rzecz doskonale - otaczamy się ludźmi podobnymi do siebie, a potem przeceniamy powszechność własnych postaw i sądów. „To niemożliwe, że będzie druga fala koronawirusa” orzekliśmy zgodnie w rodzinie przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi. Nikt nie znał nikogo, kto chciał kolejnej kwarantanny. Tak samo „nikt” nie słyszał o patostreamach. Intelektualiści, jeżeli mieliby dowiedzieć się o donosicielstwie i antyspołecznym zachowaniu Kononowicza, dowiedzieliby się z mediów. Przyjrzyjmy się więc mediom. Moja, być może szalona, teoria zakłada, że zarządzający mediami (systemami eksperckimi) wiedzieli o fenomenie Kononowicza, ale (przez jakiś czas) nie pozwalali mu zaistnieć symbolicznie. To teoria spisku, podobna do tej, że rząd amerykański już dawno przechwycił w Roswell latające talerze, ale wciąż to ukrywa, tyle że bardziej prawdopodobna. Medialny system ekspercki, jakkolwiek zadufany w sobie by był, nie może nie zauważyć istnienia gospodarstwa domowego, który sprzedaje setki nagrań i gromadzi dziesiątki tysięcy widzów na swoich kanałach - wszystko to zaś bez wsparcia jakiegokolwiek innego systemu eksperckiego. Gdy Kononowicz sprzedawał kolejne expose, powtórzmy, bez reklamy czy jakiejkolwiek promocji w mediach, działało nie dość, że poza medialnym uniwersum symbolicznym, to jeszcze niejako poza rynkiem - nagrania były dostępne za darmo, dumpingowo je emitowano wobec wyśrubowanych cen abonamentów w HBO czy Netfliksów z największych wytwórni, zmagających się (dlaczego?) z powszechną praktyką piractwa. Gospodarstwo domowe dawało wielkie, perfekcyjnie przygotowane show. (Od estetyki, rozumianej tu jako system arbitralnych wyborów społecznych, chcę abstrahować). Mój telewizor na ten temat milczał. Nie ma w Polsce lepszego przykładu niż fenomen Kononowicza, by zobrazować, dlaczego i jak bardzo mylą się teoretycy kultury masowej, którzy chcieliby widzieć społeczeństwo jako bezwolną masę zatomizowanych jednostek sterowaną przez wszechpotężne media. To wizja częsta wśród intelektualistów, pozwalająca im trwać w przekonaniu, że wystarczy znaleźć dostęp do Kurskiego, by uzyskać wpływ na ludzi. A tu trzeba partyzantki, komentował Umberto Eco, trzeba zająć pierwsze krzesło przed każdym telewizorem, walczyć o znaczenia i nigdy nie spocząć na laurach.

Teoria masowa nie działa. Powiedziano w telewizji, żeby nie głosować na Dudę, bo zmieni konstytucję? Powiedziano. Przeszedł do drugiej tury. Było coś w telewizji o Kononowiczu? Nie było. Szał tłumów na jutubach. Nie być w telewizji - żenada. (Pre)historia Kononowicza pokazuje nam więc sytuację, w której media wiedzą, ale nie powiedzą. Są figurą systemu paternalistycznego, systemu, który „wie lepiej” . W tym sensie telewizja w Polsce jest (i już będzie) paleotelewizją, czyli telewizją, która wytwarza relację nadawca-odbiorca na podobieństwo relacji mistrz-uczeń. Piszę to, by zobrazować arbitralność wyboru, co pokazywać (skoncentruję się na telewizji), a co nie. Zwracam jednak uwagę, że o ile obciach, jak go nazywam, społecznie wytworzony, jest koniecznością - system oparty na sądach estetycznych musi być stabilny i fakt, że są i rzeczy obciachowe, i nleobciachowe, właśnie tę stabilizację mu zapewnia - o tyle w tym przypadku mamy do czynienia z obciachem wytworzonym przez elity władzy (bo jest w istocie władzą decydowanie, co puścić, a czego nie) i na dodatek obciachem nleprzedstawionym. Kononowicz miał być obclachowy, bo niepokazany w telewizji. Trudno będzie mnie przekonać, że uprawnione, bo emitowane, strofy „trzeba zmienić konstytucję” czy „kto umrze ten umrze” , a nawet „ajsem tibiti” , są istotnie i jakościowo różne od przemilczanych „miasto Białystok to jest miasto bandyckie, mordercze” czy „młodzież od lat dwunastu będzie miała zakaz korzystania z Internetu” . W modelowej sytuacji wszystkie te poetyckie propozycje byłyby jednakowo dostępne dla publiczności, która „wyprodukowałaby'’ niektóre z nich jako obciachowe, a niektóre zaakceptowała.

W omawianym przypadku jednak w sprawę wmieszała się paleotelewizja, usiłując zawęzić w ybór (Jeszcze raz pytam: dlaczego Zbigniew Stonoga, a Kononowicz - nie?). Nie przeczuwała, że będzie to jedno z ostatnich jej posunięć przed śmiercią. Mówiąc krótko - paleotelewizja, wraz z innymi mediami, rozumując zgodnie z założeniami teoretyków masowości, założyła, że jeśli czegoś (wybranego arbitralnie) nie pokaże, to tego nie będzie: jak zasłonię oczy, zrobi się ciemno i nikt mnie nie znajdzie. Jak domyśla się każdy, kto grat w dzieciństwie w chowanego, założenie to okazało się być błędne. Dalszy rozwój wydarzeń, Danuta Holecka i cień Frankensteina. Zatrzymaliśmy się w punkcie, w którym telewizja i inne media wiedzą o Kononowiczu, ale nic nie robią. Czekają, aż zignorowany kandydat na kandydata sam zrobi się obclachowy dzięki ich polityce żenady. Tymczasem Kononowicz rośnie w siłę, między innymi dzięki temu, że nie ma go w telewizji! Działa tu opisywana przez Fiske'a i de Certeau przyjemność słabego (pozbawionego władzy systemów medialnych) ze sprzeciwienia się silnemu (sprawującym rządy nad znaczeniami systemom). Gdy to, co ważne dla kilku milionów ludzi, nie ma swojej reprezentacji w mediach, ludzie zaczynają tworzyć swoje przyjemności w opozycji do mediów. To niebezpieczne dla paleotelewizjl - ekwilibrium Kononowicz-Suchodolski (oraz ludzie pociągający za sznurki) urosło już w siłę na tyle, że to oni mają władzę określenia jej jako obciachu. Prowadzona przez media polityka żenady obraca się przeciw nim - zamiast w porę zasymilować Kononowicza i jego menedżera, odrzucili fenomen, który, według logiki paleotelewizji, nie powinien był tego przetrwać. Tymczasem zepchnięcie na margines wzmocniło go i teraz w glorii powraca po przynależne mu honory wraz z wypierającą stary, paleotelewizyjny porządek, neotelewizją - Internetem.

#kononowicz #muremzawalentym

P.....o - Twarze się zmieniają, historia pozostaje taka sama. Ludzie nie uczą się na ...

źródło: comment_16085153525Fn90eSthqmiY8sqmub0Cb.jpg

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz