Wpis z mikrobloga

#kilofyirewolwery #kir3lowcywprdlu

Slippin' Billy - Rewolwerowiec

Gregwood i Billy przemierzali okolicę nasł#!$%@?ąc i wypatrując jakichkolwiek śladów, które mogłyby naprowadzić ich do zagubionych kompanów, albo bandy Henry’ego Dodge’a – a już najlepiej to do jednych i drugich. Po dłuższym czasie milczenie postanowił przerwać Gregwood:

- Wczoraj była kłótnia o niedźwiedzia, czy tam niedźwiedzicę.

- Ach daj spokój. Jakbyśmy nie mieli nic do roboty, tylko spierać się o płeć zwierzaka.

- Ja tam akurat się nie zamierzam z nikim użerać. Swoje wiem - na szczęście potrafię jeszcze ocenić czy to samiec, czy samica.

- Tak? To powiedz mi proszę, bo szczerze mówiąc to nie mam pewności.

- Pewnie. Słuchaj, to po prostu jest…

- Czekaj, czekaj! Widziałeś to?

- Mhm…

W odległości zaledwie kilku metrów przed łowcami głów błysnęło fioletowe światło. Zarówno Billy jak i Gregwood byli w stanie przysiąc, że jeszcze chwilę temu w zasięgu wzroku nie było widać żywej duszy. Teraz jednak, właśnie tam gdzie pojawił się ów błysk, znajdowała się jakaś postać. Jeźdźcy podjechali niepewnie, przygotowani na ewentualne wyciągnięcie broni i rozpoczęcie walki. Postać jednak – jak się okazało kobieta, lecz ubrana co najmniej niecodziennie a wręcz dziwacznie – rozglądała się nieco zagubiona, a gdy poszukiwacze Henry’ego Dodge’a zbliżyli się praktycznie na wyciągnięcie ręki, spojrzała na nich (szczególną uwagę zwracając na dłonie, które spoczywały na rewolwerach) i powiedziała powoli:

- Spokojnie, nie szukam kłopotów. W ogóle to niekoniecznie chciałam się tutaj znaleźć. Gdziekolwiek jesteśmy.

- Kim jesteś?

- Zanim odpowiem na to pytanie, proszę abyście powiedzieli mi jedną rzecz. Błagam, powiedzcie że jesteście jakimiś cosplayerami.

- Czym jesteśmy?

- Niedobrze… Rozumiem, że o Discordzie czy smartfonach też nie słyszeliście?

- Obawiamy się, że nie. – mruknął Billy coraz bardziej zdezorientowany tą sytuacją

- Stało się coś bardzo złego. Prawdopodobnie nie uwierzycie mi, ale zgaduję, że nie mam innego wyjścia niż powiedzieć prawdę… Z pewnością nie wyglądam na tutejszą i nie ma szans, żeby wam wmówić, że jest inaczej.

- Powiedz prawdę. Pracujesz dla Dodge’a, tak?

- Nie wiem o kim mowa. Jestem… Jestem twórcą światów. Potrafię kreować całe krainy, z zamieszkującymi je istotami –
niekoniecznie ludźmi. Najprawdopodobniej znajdujemy się zresztą w takim właśnie tworze – nie powstał on jednak z mojej ręki, gdyż nie tak wygląda moje ostatnie „dziecko”. Mam wiele imion – niektóre nadałam sama sobie, a moim ulubionym jest Lacuna.

- Czyli jesteś… Bogiem? Twórca światów, hę? W takim razie nie powinnaś się nas bać. Ba, mogłabyś nas z łatwością pokonać, czyż nie?

- Nie ja was stworzyłam jak już wspomniałam. Nie powinnam się była w ogóle tutaj znaleźć, ale niestety czasami dzieją się rzeczy nieprzewidywalne. Pochłonięta pracą nad nowym projektem nie zauważyłam, że przelałam w niego zbyt wiele życia. To, co miało pozostać w świecie fikcji, stało się moją nową rzeczywistością. Próbuję wrócić do swojego macierzystego wymiaru, ale trafiam w przeróżne miejsca – tym razem jest to Dziki Zachód.

- Billy…

- Wiem. Ekhem, to bardzo ciekawe co mówisz. Widzisz, brzmi to jednak cokolwiek dziwacznie.

- Dziwacznie… Dziwacznie to się zrobi jak wrócę do swojego świata i będą mnie pytali gdzie zniknęłam. Nieważne. Jak widzicie nie jestem groźna – nie jestem elementem żadnej pułapki, ani nie chcę was zaatakować. Jednakże potrzebuję wyciągnąć pewną rzecz ze swojej kieszeni. Czy mogę was prosić o zezwolenie na wyciągnięcie ów przedmiotu?

- Co to za przedmiot?

- Jeszcze sama nie wiem.

Billy chwycił za rewolwer i wycelował w kobietę.

- Niech będzie, ale zrób to powoli. Zapewniam Cię – jeśli cokolwiek knujesz, ja zdążę wystrzelić przed Tobą.

- Spokojnie, jak już mówiłam nie szukam kłopotów. Powoli sięgam do kieszeni… I proszę! Hmmm…

- Wygląda jak kompas.

- Mhm. Pozwolicie, że coś w nim sprawdzę? – kobieta zaczęła majstrować przy urządzeniu.

- Nie! Odłóż to. Pójdziesz z nami. Może jesteś tylko szalona, ale to nie oznacza, że nie możesz ściągnąć na nas niebezpieczeństwa. Nie zrobimy Ci krzywdy, ale musisz robić to co każemy.

Kobieta spojrzała prosto w oczy najpierw jednemu, potem drugiemu łowcy głów. Obaj poczuli się jeszcze bardziej nieswojo, szczególnie że Lacuna uśmiechnęła się, jednocześnie wciąż grzebiąc przy kompasie… jeśli to w ogóle był kompas.

- Już wszystko wiem i na szczęście zaraz mnie tutaj nie będzie. Dowiedziałam się także kto jest twórcą tego świata. Pozdrowię go od was.

- Co? Kogo? Słuchaj, jeśli natychmiast tego nie odłożysz to…

- Aku, a kogóż by innego?

- A kto to jest ten cały… Dobra dość teg…

Przedmiot podobny do kompasu zabłysnął nagle fioletowym światłem, a kobieta zniknęła z oczu Gregwooda i Billy’ego. Ot po prostu – w jednej chwili stała przed nimi, w następnej już Jej nie było. Mężczyźni rozejrzeli się z niepokojem. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Tajemnicza postać dosłownie wyparowała.

- Billy… jedźmy stąd, co? Najlepiej oddalmy się od tego miejsca jak najszybciej.

- Nie musisz mi mówić. Wio!
Pobierz
źródło: comment_160781458056bIf5b5nXKXwdytZaUyTU.jpg