Wpis z mikrobloga

#covid19 #covidwpolsce
Jestem rozwalony, ten kraj nawet teoretycznie nie istnieje.

1. Rozłożyło mnie 30 października (lekkie objawy, myślałem że gardło), po 5h dodzwoniłem się na teleporadę. Lekarz kazał się obserwować i w razie czego dzwonić w poniedziałek.
2. W poniedziałek kontakt i skierowanie na testy, w międzyczasie współpracownik to samo. U niego zaczęło się w niedzielę.
3. Wymagane zapisy na testy, dzwonić od 7-14, bez tego nie przyjmują. Poniedziałek odpadł, bo telefon był wyłączony już po 13.
4. We wtorek telefon na zapisy włączyli po 9. Dobra, zapisany na piątek 6.11 (do tego czasu kwarantanna ;).
5. Kumpel jakimś dziwnym trafem zapisany 2 dni wcześniej - czyli na środę.
6. W piątek otrzymał wynik. Pozytyw.
7. Dzisiaj 09.11 telefon z sanepidu, żeby poinformować mnie, że .... uwaga!... mam kwarantannę do 10.11, bo miałem kontakt 30.10 ze współpracownikiem.
8. Pani dopiero po moich uwagach musiała poszukać, że mam kwarantanne dłużej. Szkoda, że jeszcze testu nie było widać.

To jest tragedia. Dzisiaj mija 10 doba moich objawów, nic nie wiem, rodzina nic nie wie (całe szczęście jeszcze nie mają objawów), sanepid nic nie wie. Przez ten czas można było chodzić i zarażać. A my się izolujemy od ludzi.