Wpis z mikrobloga

Mirki jest sprawa. W sumie nie wiem co robić i może jestem nieco przewrażliwiony, ale po kolei.

Mieszkamy z #rozowypasek razem pod jednym dachem już parę lat. Znam jej zachowania i wszelkie odchyły od normy są sporadyczne, ale niepokojące. W dużym skrócie różowa wróciła ostatnio z home office do normalnego trybu pracy. Przy okazji zmiany budynku (w teorii jako awans, w praktyce ogarnięte osoby z konkretnym stażem dostają niejako z automatu takie przenosiny) zmienił się jej przełożony. Został nim Jacek.

No i jak pewnie się domyślacie o Jacku będzie ta historia. Różowa chciała się pokazać z jak najlepszej strony, a Jackowi, mimo jej jak najlepszych starań wiecznie coś nie pasowało. Tutaj zrobiłaś nie tak jak mówiłem, tutaj przyczepił się braku zwięzłej formy w dokumencie, który napisała. Powiecie, że jasne - jest jej przełożonym i ma prawo wymagać. Ale dochodzimy do sedna sprawy.

Różowa dostaje sporo dodatkowych zajęć, które siłą rzeczy wykonuje w domu, bo w regularnym czasie się nie wyrabia. Inni mają podobnie. Na sugestie, że jest coś nie halo i nie powinna tyle w domu pracować zderza się z betonem i brakiem zrozumienia innych.

Oprócz natłoku zadań, Jacek często potrafi napisać do niej w środku nocy lub późnym wieczorem na ich wewnętrznej platformie (całe szczęście nie na telefon ani na msg) jakie błędy popełniła i co poprawić, co wywołuje duży stres u różowej.

I teraz nie wiem co robić. Z jednej strony podpada mi to pod mobbing, Różowa jednak twierdzi, że da sobie radę i żebym nie interweniował u Jacka. Ja zaś z kolei uważam, że jak na 10latkę dostaje za dużo zadań domowych i powinienem o córce pogadać z nim jako wychowawcą na wywiadówce.