Wpis z mikrobloga

#blacklivesmatter #alllivesmatter #lgbt #przemyslenia #bekazlewactwa

Generalnie sianie dezaprobaty względem „All Lives Matter” jest widocznie uzasadnione przez skrajną lewice, po prostu tych żyć nie można wrzucić do jednej puli gdzie wszystkie życia mają znaczenie... Musi być słowo „black” i to nawet nie „Afroamerican”... Przecież to tak jawny rasizm i to nie tylko ukierunkowany w białych, ale i samych Afroamerykanów.
Niech mi ktoś powie, że to nie jest przemyślane, a ten ruch nie jest specjalistycznym narzędziem. Cel jego istnienia wydaje się jasny...
Jakby ktoś nie ogarnął celu to już tłumaczę:
Chodzi o to, że nie zależy „im” na prawdziwej równości. Oni mają pozostać uciśnioną grupą, która nigdy nie będzie równa, a każdy biały człowiek jest współodpowiedzialny za grzechy swoich przodków i musi błagać o odkupienie. To właśnie ich logika, która prowadzi do braku zachowania tej mitycznej równości o którą tak postulują...

W moim słowniku słowo „tolerancja” nie istnieje, bo równość wynika sama z siebie, nie potrzeba do tego tolerancji. To tak jakby powiedzieć: „Jesteś inny kolego, ale ja toleruję twój kolor skóry, czy twoje dziwactwa, bo jestem TOLERANCYJNĄ osobą.”

Szczerze to mam to gdzieś, bo te rzeczy są dla mnie niezauważalne i tak właśnie powinna objawiać się prawdziwa równość, a nie wymuszona „tolerancja”. Napić się mogę z każdym, no chyba że udzielasz się na tagu przegryw, wtedy to nie.