Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

Fuujin Monogatari (2004), TV, 1-cour
studio Production I.G

W segmencie iyashikei – kompletne zaskoczenie. Seria wpadła w moje łapy zupełnie bezwiednie, a do tego miała w sobie na tyle życzliwości, by nie zawieść mnie w niczym. Niby wyróżnia się samą metryką – nie dość że I.G, to jeszcze p. Ishii zagoniony do roli producenta przy serialu zupełnie nie w swoim stylu. Oglądamy bowiem drobne przeżycia małej grupki gimnazjalistów, wolne od wielkich uniesień serca, melancholijne i o niespiesznym, ślamazarnym wręcz tempie. FM (czy Windy Tales) to wreszcie pokaz o eksperymentalnej stylistyce, fantastycznie dwojakiej. Niby jest jakaś taka brzydka i nagryzmolona, a przy tym pozwala ta umowność kształtu na niespotykaną ekspresję.

To teatr w zasadzie dwóch aktorek – Nao (p. Kaori Nazuka) i Miki (p. Satomi Hanamura), koleżanek z gimnazjum i zarazem jedynych członkiń klubu fotografii cyfrowej, przy czym mało interesuje je na początku fotografia jako taka. Nao uwielbia robić zdjęcia chmurom, usiłując uwiecznić porywy wiatru na cyfrowej kliszy, a Miki należy do klubu dla towarzystwa. Pewnego pięknego dnia, Nao wchodzi jak zwykle na szkolny dach i widzi na nim fruwającego kota, niesionego przez podmuch wiatru. Ta dziwaczna umiejętność okazuje się być praktykowana chyba przez wszystkie koty w miasteczku, a także przez Taikiego, nauczyciela dziewcząt. Niby będą się uczyły tej sztuki, a towarzyszyć im będzie w tym chłopak Miki, Jun, jednak wcale nie kładzie serial jakiegokolwiek nacisku na owe nauki.

Cisną mi się automatycznie na usta porównania z wydanym rok później Kamichu, gdzie dziewczyna w podobnym wieku zostaje miejscową boginią, również o mocy kontroli nad wiatrem, ale tak właściwie gros jej serialu to cute girls doing cute things. Windy Tales wygrywa w moim mniemaniu owo porównanie. Po pierwsze – nacisk na moc nadprzyrodzoną jest niemal niewidoczny, najczęściej korzystają z niej fruwające w powietrzu leniwe jak diabli koty. Po drugie, gdzie w Kamichu mieliśmy częstokroć mnóstwo dynamizmu i gagów, tu w Windy Tales mamy banalne, bardzo życiowe historyjki bez morału, ot – dziewcząt życie doczesne, bez namolnej słodyczy. Po trzecie, Kamichu zawiodło mnie z racji przerażającego ubytku w jakości animacji. Serial zaczął się prześlicznymi scenami i ten poziom nawet przez kilka odcinków trzymał, by wreszcie upaść pod własnym ciężarem.

Windy Tales to reprezentant bardzo dojrzałego stylu graficznego, świadomego i nienachalnego. Sylwetki postaci są dość niskie i szerokie w biodrach, częstokroć kanciaste, o raczej pobieżnie narysowanych twarzach. Ta pobieżność pozwala na wysoce wymowne minki i grymasy, nieograniczone modelem. Kolory wżynają się w niebieściutkie niebo nad głowami i nie bawią w żadne skomplikowane cieniowanie, fałdy na ubraniach i tym podobne farmazony. Wciąż i na różne sposoby ukazuje się wiatr, miotający w co drugiej scenie jak nie włosami i odzieżą, to liśćmi (obowiązkowy odcinek o kwitnących wiśniach), to deszczem, to śniegiem, i tak do upadłego. Świetnie się to ogląda, i nawet ta wesolutka muzyka do kotleta pasuje tu jak ulał, równie bezpretensjonalna, co i reszta serialu.

Nie ma żadnej potrzeby się nt. Windy Tales nadmiernie produkować. To serial to powolnego oglądania w chwilach domagających się relaksu, wizualnie nietypowy, ale w tej nietypowości wielce zręczny i ze smakiem rysowany. Nie jest tak doskonale epizodyczny jak choćby Mushishi, jednak nie cierpi również na pasujący jak pięść do nosa dramatyzm i tanie fabularne wolty. Seans na pierwszy rzut oka udziwniony, a jednak po nadgryzieniu przepysznie typowy i skuteczny. Jako lek na chandrę, ciekawa propozycja.
tobaccotobacco - #anime #animedyskusja

Fuujin Monogatari (2004), TV, 1-cour
studi...

źródło: comment_1582395486tioJWsh301XZE1H0nGaLMb.jpg

Pobierz
  • 9
  • Odpowiedz
@tobaccotobacco: nie no ale fakt faktem jak już ktoś zwróci uwagę to wypada założyć, mi akurat długie recki nie przeszkadzają (najwyżej ich nie czytam) ale jakbyś np. zaczął masowo wrzucać jakieś nieśmieszne gówno z fejsbuka to też zaproponowałbym ci swój tag przed podjęciem opcji nuklearnej / czarnolisty
  • Odpowiedz
@tobaccotobacco: seria dla mnie była dla mnie jak wietrzenie dusznego pokoju. Zapomniałem już co to znaczy czerpać przyjemność, bawić się i mieć frajdę z samego faktu robienia zwykłych rzeczy. Seria do niczego nie zmusza, nie wciska Ci na siłę kitu i narzuconej wizji świata. Wierzysz albo nie, bawisz się albo i nie bawisz. Nie ma oczekiwań, nie ma presji a jest sporo o dojrzewaniu i posiadaniu silnych i słabych stron. Zdecydowanie
  • Odpowiedz