Wpis z mikrobloga

Mirki, Mirabelki,
Jeśli się spodoba będę wrzucał dalsze części.

______________________________________

Cisza panująca w kościele była nie do zniesienia. Ksiądz, walcząc z odruchami wymiotnymi szedł między ławami. Obraz małej, zrozpaczonej dziewczynki wrył mu się w podświadomość. Jej ogromne niebieskie oczy nie dawały spokoju. Minął posępną rzeźbę Jezusa, drżącymi rękami otworzył zakrystię. Pomacał ścianę, znalazł przełącznik. Nacisnął i mrok pokoju rozjaśniła żarówka. Usiadł ciężko na stołku, podwijając rękawy szaty otworzył leżącą obok Biblię. Zaczął wertować księgę w poszukiwaniu pocieszenia. Palący ból głowy nie pozwalał się skupić, sceny przelatywały mu przez umysł z szybkością światła. Festyn, ubikacja, szamotanina i wreszcie małe jeziorko. Zrezygnowany odłożył opasły wolumin. Przetarł chusteczką spocone czoło i nalał sobie wina. W milczeniu popijał bordowy trunek, próbując dojść do siebie. Z każdym łykiem przychodziła ulga, wyrzuty sumienia oddalały się w niepamięć.

Ksiądz Tomasz Terbiński urodził się w małej, zapadniętej wiosce na wschodzie kraju. Od dziecka miał problemy z akceptacją ze strony rówieśników. Powoli, trwało to latami, kwitła w nim nienawiść. Do wszystkiego, ludzi, świata, najbliższego otoczenia. Jako nastolatek próbował znaleźć dla siebie miejsce, chciał być przez kogoś zaakceptowanym. W końcu, choć trwało to długo, odnalazł swój prawdziwy dom. Miłość do Boga pozwoliła mu pogodzić się z sobą i światem.
Przyjął święcenia dwadzieścia lat temu, jako świeżo upieczony ksiądz znalazł posadę w przytulnej plebanii na drugim końcu Polski, z dala od wszystkich źle życzących mu ludzi. Wreszcie mógł zacząć wszystko od nowa, być kimś kim zawsze chciał być.

Sielanka skończyła się niedługo później, jak to zwykle w życiu bywa, niespodziewanie nastąpił koniec. Tomasz odnalazł w sobie głębokie, skrywane przed wszystkimi pragnienia, szepty namawiające do strasznych rzeczy. Tomasz Terbiński uległ pokusom, złamany niczym gałązka zupełnie pogrążył się w paskudnym, odrażającym świecie grzechu.

Pierwszą ofiarą księdza był ośmioletni chłopczyk, Jakub Topielczyk, młody członek parafii, przychodzący co niedzielę na zajęcia. Od momentu gdy go zobaczył, młody ksiądz nie potrafił odpędzić od siebie strasznych wizji. Pewnego sierpniowego wieczoru spotkał młodego Kubę samego, bawiącego się przy małym stawie. Tomasz upewnił się, że w pobliżu nie ma żadnego z rodziców chłopaka. Podszedł do dziecka i zaprosił go do plebanii, na herbatę. Jakub zgodził się od razu, przecież znał księdza już od ponad roku, nic nie zwiastowało zagrożenia. To co zrobił chłopcu na zawsze zapadło w umyśle księdza, tego czynu nie był w stanie wymazać żaden alkohol czy używka.

Dziwny szelest wyrwał księdza z zadumy, rozejrzał się wokół, przerażony, jak gdyby jego myśli mogły wypłynąć na zewnątrz jego czaszki. Wstał z krzesła, stawy kolanowe okropnie chrupnęły, stękając dotarł do drzwi. Zapalił światło, rozejrzał się po przestronnym sali, nigdzie nie było żywego ducha. Ksiądz ponownie przetarł chustką spocone czoło, wrócił do zakrystii. Miał zamiar upić się od nieprzytomności.

Kolejne lata księdza Tomasza Terbińskiego były przesączone pasmem grzesznych, obrzydliwych występków. Przenoszono go sześć razy, sam nie wiedział dlaczego Kościół toleruje jego zachowanie, musieli się domyślać. Sam podczas swojej kariery poznał wielu mu podobnych. O takich sprawach zawsze było wiadomo.

Kolejny napełniony kielich wypełnił mu żołądek, promieniując ciepłem na całe ciało. Rozparł się odrobinie wygodniej, rozcierając palcami skronie. Spojrzał przeciągle na biblię, zastanawiając się czy kiedykolwiek odpowie przed Bogiem za swoje czyny.

Nie usłyszał kroków. Drzwi otworzyły się bezszelestnie, do środka wskoczył mężczyzna. Pewnym ciosem pięści obalił klechę na podłogę. Kopniakiem pozbawił go tchu.

- Zgrzeszyłeś, ojcze - wyszeptał. Złapał go za poły szaty i cisnął nim o ścianę. Kapłan próbował się bronić, zasłonił twarz dłońmi i zwinął się w kłębek. Nieznajomy wyciągnął z kieszeni marynarki mały nóż. Podszedł do prezbitera złapał go i wygiął mu kark. Uderzył nasadą dłoni w nos, który głośno trzasnął. Krew zalała twarz duchownego.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał na tyle głośno by przebić odgłosy charczenia wydawane przez zranionego księdza. - Odpowiedz.
- Idź do diabła.
- To zabawne - poprawił chwyt - bo właśnie tam się wybierasz.
Szybkim cięciem rozpłatał mu gardło. Przetarł ostrze ścierką i schował. Wyszedł z zakrystii, popatrzył przez chwilę na Jezusa i otworzył torbę leżącą na ołtarzu. Z miną dzikiej satysfakcji zabrał się do krwawego dzieła.

_______________________________________________________________________________

#tworczoscwlasna #opowiadanie #fantastyka #gerwantopowiada
  • 1