Wpis z mikrobloga

Tak to powinno wyglądać. Legia znów zrobiła swoje, wygrała bez większych problemów, obyło się bez kontuzji i kartek. Może należało dać odpocząć jeszcze kilku zawodnikom, ale i tak chyba bardziej należy docenić to, że znów w pucharze wystawiony został poważny skład i nastawienie od początku do końca też było na serio.

Na razie to i tak tylko wyrównanie wyniku z zeszłego sezonu, kiedy zresztą i tak mieliśmy trudniej, bo w tamtej ścieżce było dwóch I-ligowców i Piast z Ekstraklasy. Legii tej jesieni w Pucharze Polski dopisało losowanie, ale już nie takie drużyny potrafiły sprawiać niespodzianki. Tutaj, poza Widzewem w drugiej połowie, nie było potencjału na taką niespodziankę. Górnik Łęczna też jest w gazie, ma dobre wyniki w II lidze i będzie walczył o awans. Mimo to Legia nie pozwoliła mu niemalże na nic, mając rozstrzygnięty mecz już na początku drugiej połowy. Co ważne, mimo tego koncentracja była do końca i choć nie było już więcej goli, to przynajmniej nie było znowu takiej niepotrzebnej nerwówki jak w Łodzi.

Oczywiście nie wszystko wychodziło, to wcale nie był perfekcyjny mecz. Znów bardzo powolne wejście w spotkanie, potrzeba było około 20 minut, aby zaczęło się to zazębiać. Podkręcenie tempa, agresywniejszy pressing i lepsze wykonanie ostatnich podań sprawiało, że Legia była coraz bliżej gola. Niestety skuteczność znowu wołała o pomstę do nieba. Gol Gwilii tak naprawdę powinien pieczętować hat-tricka tego piłkarza, bo już wcześniej mając czyste pozycje nie trafiał nawet w bramkę. Podobnie Wszołek, jego podania w pole karne, głównie właśnie do Gwilii, były groźne, ale jakby tak długo nie zwlekał ze strzałami, miałby dziś ze dwa gole. Luquinhas nie trafił do pustej bramki, Kante kilka razy zablokowany, Martins nadal nie może się wstrzelić, groźny strzał miał nawet Stolarski. Kolejny raz, mimo pozytywnego wyniku, możemy narzekać na skuteczność, bo goli powinno być co najmniej dwa razy tyle. Przy tak wielu strzałach bardzo niewielka ich liczba jest celna, należy w ogóle zacząć od trafiania w bramkę, bo często nawet nie dajemy się wykazać bramkarzowi rywali. Zresztą tutaj te gole też przyszły z pewnym trudem, Gwilia na dwa razy, a drugi gol to wyciągnięcie absolutnego maksa ze słabego podania Gwilii przez Kante.

W drugiej połowie Legia nie chciała się nadmiernie przemęczać, ale jednocześnie nie do końca odpuszczała Górnikowi. Pojawiły się jakieś sytuacje ze strony gospodarzy, ale podobnie jak ostatnio z Koroną, żadnego realnego zagrożenia tak naprawdę nie było. Legia udowodniła też, jak bardzo jest groźna z kontry, i to nawet mając tak wolnych zawodników z przodu jak Gwilia i Wszołek. Można było mieć wątpliwości, czy ten drugi nie powinien zostać zmieniony, w końcówce miał już chyba dość. Nie do końca wiem czemu brakowało Agry i Nagya, mimo wszystko przy absencji Novikovasa (miły akcent od drużyny w jego kierunku) trzeba starać się oszczędzać skrzydłowych, jeżeli jest taka możliwość.

W tym meczu cieszy mnie też, że szansę dostał wreszcie Stolarski, również minuty dla Praszelika nie poszły na marne, Cierzniaka na bramce w pucharze traktuję jako oczywistość. W sumie niewiele udało się oszczędzić z podstawowego składu, ale jak wspomniałem na początku, może to lepiej. Może tych zawodników ten mecz jeszcze dodatkowo podbuduje. Zakładam, że kto miał odpocząć, ten odpoczął. Najbardziej będzie zastanawiać mnie postawa linii pomocy we Wrocławiu, bo w tej formacji zmieniło się najmniej, a ci zawodnicy grają cały czas. To będzie test dla nich, czy są teraz dobrze przygotowani.

Po takich meczach nie bardzo jest sens wystawiać cenzurki (i tak staram się tego unikać, nie zawsze się udaje). Trochę ponarzekałem na Gwilię i Wszołka, ale oni przynajmniej znajdowali się w sytuacjach i je tworzyli. Natomiast gdybym miał kogoś wyróżnić, zdecydowanie byłby to Andre Martins. Oczywiście trzeba pamiętać o różnicy dwóch poziomów ligowych i tak dalej. Ale i tak uważam, że trzeba docenić jego postawę, kapitalnie wyglądał przede wszystkim w defensywie. Na początku meczu kilka błędów zdarzyło się Karbownikowi, ale nic się w związku z tym nie wydarzyło, bo błyskawicznie asekurował go Martins i kasował akcje na tej stronie. Jak ma się z jednej strony obok siebie Jędrzejczyka, a do tego wsparcie Martinsa i Luquinhasa, to nic dziwnego, że Karbownik może się rozwijać na tej lewej obronie. Zdecydowanie łatwiej jest wprowadzać młodych piłkarzy, gdy obok pomagają im doświadczeni koledzy.

Ale wracając do Martinsa, oprócz asekuracji i skutecznego odbioru podchodził też bardzo wysoko do pressingu, a w rozgrywaniu tym razem to przez niego przechodziła większość akcji. Na ogół robi to Antolić, tym razem był zupełnie w cieniu Portugalczyka, który napędzał większość ataków. Jedyne czego brakowało, i dzieje się to już kolejny raz, to konkretu w ofensywie w postaci gola lub asysty. Antolić przynajmniej może mieć je ze stałych fragmentów, albo tak jak dziś – duży udział przy golu, poprawiając swoje własne dośrodkowanie. Martins, mimo że podłącza się teraz częściej do ataku, co najwyżej raz na mecz uderzy z dystansu. Szkoda, ale za ten występ i tak brawa, bo często jest trochę w cieniu, a teraz wreszcie zwrócił na siebie uwagę. Obaj z Antoliciem dopiero bardzo powoli zaczynają być doceniani, trochę to zajęło, a ich dobrą formę, zwłaszcza odbudowanie Chorwata, trzeba chyba przypisać Vukoviciowi, no bo właściwie komu?

W przypadku trenera, jak pisałem wyżej, mam pewne zastrzeżenia jeśli chodzi o skład i zmiany w trakcie meczu (czy właściwie ich brak), ale mam nadzieję, że po prostu wiedział co w tym momencie robi. Wyniki oraz znaczna poprawa stylu gry (zwłaszcza, gdy są długie momenty pełnej kontroli, w ten sposób Legia nie grała już od dłuższego czasu) dają jakiś kredyt zaufania Vukoviciowi, któremu jak wiemy brakuje przede wszystkim dwóch rzeczy – trofeów oraz lepszych wyników z czołowymi zespołami ligi. Na razie nic nie wygrał, a przegrał wszystkie rozgrywki oprócz właśnie Pucharu Polski. Co mnie cieszy, to fakt, że przynajmniej jest sens go oceniać, bo pracuje od ośmiu miesięcy i zdążył poprowadzić Legię już w 38 meczach w tej kadencji. Z tym jednak wstrzymam się do końca rundy jesiennej.

Bardzo poważna weryfikacja czeka nas w niedzielę we Wrocławiu, to nie ulega wątpliwości. Na razie ważne, że nie ma znów nerwowej atmosfery z powodu wyników czy słabszej gry. Poprawia się też sytuacja kadrowa, dopiero problemy Novikovasa trochę ją popsuły, ale większość kontuzjowanych wróciła do gry lub niedługo wróci. Ci, którzy do tej pory często mieli problemy ze zdrowiem, teraz – odpukać – wytrzymali już długo bez nowych urazów. To są warunki, w których zdecydowanie stać nas na zwycięstwo ze Śląskiem, ale nawet jeśli się uda, zapewne nie będzie łatwo. To jeszcze nie jest koniec i to nie powinno być jechanie na oparach. Można jeszcze sporo zrobić w tym roku, bo 9 punktów to poważna stawka, zatem do roboty.

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Od siebie mogę dodać, że bramka Kante zrobiła na mnie duże wrażenie. Lewandowski mijał w ten sposób obrońców przerzucając nad nimi piłkę. Ile w tym było farta nie wiem :D
  • Odpowiedz
Nie do końca wiem czemu brakowało Agry i Nagya,


@Kimbaloula:

Może zagraliby inni, ale przed meczem trwało nerwowe wertowanie przepisów i wymienianie pism z PZPN. W klubie nie byli do końca pewni czy Inaki Astiz, Dominik Nagy i Salvador Agra, którzy w poprzednich rundach PP grali (Astiz, Nagy) lub byli zgłoszeni do gry w pierwszym zespole (Agra), mogą teraz wystąpić w rezerwach. Nie wystąpił żaden z nich. Najbliżej był Agra,
  • Odpowiedz
@matixrr: Szkoda, że nie ogarnęli tego przed wtorkiem, bo tak to nie zagrali nigdzie i najbardziej stracili. Dobrze, że nie ryzykowali Ostrowskiej bis, ale jakby podjęli decyzję przed wyjazdem do Łęcznej, to przynajmniej pierwszy zespół miałby więcej opcji na ławce.
  • Odpowiedz