Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Zdecydowałem, że podzielę się z Wami moim listem pożegnalnym, który pisałem w tym roku. Finał tej historii skończyłby się tragicznie, jednak przez swój błąd (otworzyłem tabletki i wyspałem zawartość do jogurtu, zamiast je po prostu zjeść i popić alkoholem oraz zmieszać z benzo) przeżyłem. Cieszę się z tego i jestem za to wdzięczny. Cierpienie, które przeżyłem podczas 40 godzin męki, wymiotowania, leżenia w łazience i błagania, żeby ten koszmar się skończył były lekcją, którą zapamiętam na całe życie. Nie chciałem zabić się przez nieszczęśliwą miłość, ani przez sytuację życiową. Mam całkiem udane życie, dobrze wyglądam, mam znajomych i ludzi na których mogę liczyć. Cierpię też na chorobę afektywną dwubiegunową, a poniższy list i decyzja była spowodowana zaprzestaniem przyjmowania leków oraz głębokim poczuciem samotności, bólu i anhedoni.

17 KWIETNIA 2019
Piszę to po nieprzespanej nocy. Mania, depresja, mania, depresja i tak w kółko - czasami zmiana faz zdarza się kilka razy w ciągu dnia. Nie chcę już tak dalej żyć, mam dość tych skrajnych stanów i emocji, które mnie wykańczają. W manii czuję się jak król życia, jak młody bóg. Pewność siebie i ego #!$%@? mi poza skalę. Hamulce mormalne, jak i jakikolwiek strach w relacjach międzyludzkich znika. Jestem wtedy najlepszy, najprzystojny, pewny siebie, znakomity, super zajebisty. Tylko po to by bez żadnego podowy chwilę później pogrążać się coraz bardziej w mroku. Czuć się jak najgorsze gówno, być ciągle zmęczonym, myśleć o samobójstwie cały dzień i pogodzić się ze śmiercią. By za chwilę dziwić się jak mogłem mieć w ogóle takie myśli i wrócić do króla życia. Nie mogę przez to normalnie żyć, funkcjonować, rozwijać się. Nie chcę się rozwodzić nad wszystkimi stanami jakie przeżywa osoba w chorobie afektywnej dwubiegunowej. Czasami mam silne poczucie depersonalizacji i derealizacji.
W pracy mam wrażenie jakby reszta świata nie istniała, a moje życie ograniczało się tylko do budynku w którym pracuję. Mam urojenia, że ludzie przyjeżdżają, żeby się że mnie pośmiać i dziwnie się na mnie patrzą, jakby całe moje życie nie należało do mnie. Jakbym bym upośledzony i nikt mi o tym nie mówi. Czasami spędzam na podłodze długi czas płacząc, kiwając się, zawodząc, łkając, śmiejąc się histerycznie i mając w głowie gonitwę myśli. Głos, który zewsząd mówi, że nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie potrzebuję, jestem tylko problemem dla innych, wszyscy się że mną męczą, nic nie osiągnę. Ze mam zerową wartość dla społeczeństwa. Czasami rozmawiam ze sobą na głos, z moim wyimaginowanym przyjacielem, który jest jeszcze bardziej samotny niż ja, ale to jedyna osoba przy której mogę być na prawdę sobą i nie wstydzić się tego co to robię, gdy nikt nie patrzy. Czasami mam wrażenie, że moje życie toczy się gdzieś z boku. Włączam autopilot, jestem zagubiony, nie wiem co robię, co mówię, nic nie ma sensu, powodu i celu, jednak robię to wszystko i funkcjonuje normalnie. Czasami ukrywam głęboki skutek, ale czasami mrok jest zbyt silny, żeby sobie z tym poradzić i w ogóle przejmować się tym, że jestem wśród ludzi. Boję się, że jakbym chciał wylać wszystkie te emocje z siebie i przekazać je komuś to zostałbym odebrany jako słaby i bezsilny. Bałbym się reakcji, że wyolbrzymiam wszystkie swoje problemy. Czasami wydaje mi się, że tak na prawdę ja sobie wymyślam to wszytko.
Ignoruj rzeczywiść.
Ludzie, którzy są zdrowi nigdy mnie nie zrozumieją. Pojawią się krzyki, niezrozumienie i odrzucenie społeczne.

Wezmę tabletki z kofeiną. Dużo tabletek. Około 12g kofeiny. Śmierć nie będzie należeć do najprzyjemniejszych, ale inaczej nie potrafię się zabić. Próbowałem już tyle razy, miałem już tyle prób samobójczych, których nie udało mi się zrealizować.
Mrok następuje coraz bardziej.
Oto co zrobię. Ten ostatni raz wrócę do siebie. Zobaczę ostatni raz moich rodziców, znajomych. Ostatni raz pochodzę po lesie, spędzę czas z moimi piesełkami i kitku. Wrócę do Poznania, wezmę tabsy i się zabiję. Śmierć przez migotanie przedsionków.

Mamo, tato,
Nie ma sensu was za to wszytko przepraszać. Słowa nic nie zmienią, skoro będę martwy. To nie wasza wina, byliście super rodzicami, bardzo Wam za wszytko dziękuję. Kocham Was. Wyję teraz jak dziecko na myśl jak bardzo egoistycznie się zachowałem i jak bardzo o was nie myślałem, tylko o sobie. Wasze życie już nigdy nie będzie takie samo, wydałem na was niesprawiedliwy wyrok. Nie zasługuje na nic.

Wszystkie rzeczy, które siedzą mi w głowie, jest ich tak dużo, cóż. Nie będę pisał o wszystkim. Za duża lawina myśli przetacza się przez moją głowę. Nie wiem do kogo one należą.

Corsz większa ciemność, coraz większy mrok. Nic nie ma już wartości. Niczym się nie przejmuję. Nie czuję żadnej odpowiedzialności. Chciałbym już nie czuć niczego.

Istniejąca przestrzeń, zachodząc w głowę staje się nicością. Wiatr zmiana na jednolity kolor światła, zmierzając ku końcowi. Dotrzemy tam wszyscy i ponownie odejdziemy. Opuszczając źródło, strumień doskonałości.

S, to były fajne miesiące mieszkania z Tobą. Traktowałem Cię jak moją młodszą siostrę, chociaż Wiem, że dla Ciebie nie byłem aż tak ważny. Cieszę się, że mogłem Cię poznać i mieszać. Dużo się działo i było wiele dobrej zabawy. Piszę krótko, bo masz to wszytko w swojej głowie. Wspomnienia i wszystkie dobre chwile. Chciałbym, żebyś czasami o mnie pomyślała i przypomniała. PS. Znajdź sobie w końcu faceta, bo zostaniesz starą panną z kotem. Jesteś najbardziej naturalną osobą jaką poznałem. Masz znaleźć kogoś równie dobrego.

A tymczasem, godzina 4:51 nad ranem. Kiedy wstanie słońce, będę taki jak zazwyczaj, nikt nie będzie widział pustki i mroku. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.

Długie życie nigdy nie było mi pisane.
W życiu zapewne czekałoby mnie jeszcze wiele pięknych chwil dla których warto żyć.
Cóż, nigdy się nie dowiem, ani tego co u was. Zabawne, że teraz znajduje setki powodów do życia. Po przedawkowaniu kofeiny, leżąc na łóżku, wtulając się w poduszkę, rozmawiając sam ze sobą i słuchając Memories Emmita Fenna zapewne też będę je miał.

18 KWIETNIA 2019
Nie poszedłem do pracy, nie wziąłem urlopu ani L4. Nie myślę o konsekwencjach. Właściwie to nie myślę o niczym. Na niczym mi nie zależy. Wszystko jest takie bezcelowe i ulotne, nie warte niczego. Cele ludzi wydają się takie nijakie.

Dzwonili do mnie z pracy, nie odbieram. Nie ma to żadnego znaczenia

Spędziłem cały dzień w łóżku. Wyszedłem tylko po maka. Zbierałem się kilkadziesiąt minut, bo bałem się wyjść z domu. Ludzie znowu się patrzyli. Dlaczego wszyscy ciągle się gapią? Czuję się jak we śnie, w którym jestem bez ubrań.

Czytam Psychozę 4.48. Widzę a tym wielką inspiracje. Godzina 3.42. Przespałem dzisiaj jakieś 16 godzin, w łóżku spędziłem ponad 30 z małymi przerwami.

Nie chcę umierać, chciałbym, żeby ktoś mi pomógł. Żeby ktoś się pojawił.

"Nie pragnę śmierci. Żaden samobójca jej nie pragnął"

Ludzie bawią się, śpiewają, krzyczą, są pijani. Cieszą się życiem i spędzają wspólnie czas. Na ten moment nie widzę w tym wszystkim żadnego sensu, a jednocześnie cholernie im zazdroszczę, że mogą być wśród ludzi i nie czuć się samotnie.

Wezmę te #!$%@? tabletki. W noc taką jak ta, kiedy będę że wszystkim pogodzony.

Krótki moment mojej historii, tak bardzo dla mnie pożądany. Tak bardzo ważna, osobista tragedia. Nic nie znaczące dla innych, patrząc przez pryzmat obserwatora. Nie dostrzegam innych. Nie czuję już niczego. Nie czuję potrzeby by znaczyć.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: [Wyjazdy dla młodzieży](https://st.pl/$xvynkdla)
  • 4
Niezwykle wrażliwa osoba stworzyła ten poruszający wpis. Wiem, że niewiele by to zmieniło, ale zwyczajnie mam ochotę przytulić tego człowieka. Współczuję, naprawdę.