Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
76/100

Kaze no Tani no Nausicaa (1984), film, 117 min.
studio Topcraft

Niech Was nie zwiedzie studio – Topcraft wkrótce po premierze tego filmu się przekręcił, a cały ten interes podkupił chwilę później reżyser Nausiki, niesławny p. Hayao Miyazaki. Nowy twór nazwano Ghibli. Można zatem na film patrzeć jako na mit założycielski Ghibli, a można jako na grabarza Topcraftu – w zasadzie obie wersje się wybronią. Nosi Nausicaa wszelkie znaki firmowe twórcy i gdyby nie metryka, sprawiałoby nie lada problem rozróżnić film od innych akcyjniaków p. Miyazakiego, takich jak Mononoke Hime, czy Laputa. Czy poza wartością historyczną Nausicaa się broni?

Opisując film niejako wymienia się osobiste obsesje p. Miyazakiego. Obserwujemy zatem losy księżniczki Nausiki, nad wiek poważnej i odpowiedzialnej, pochodzącej z żyjącej w harmonii z naturą Doliny Wiatru. Krajobraz mamy post-apokaliptyczny i ludzkość tłucze się o skrawki ziemi wciąż nietoksycznej, niezarośniętej przez zmutowaną dżunglę i niezajętej przez wielkie owady – na Dolinę naciera mocno industrialna Tolmekia, której armią kieruje córka tolmekskiego cesarza, Kuszana. Kuszana szanuje siłę charakteru Nausiki, jednak szczerze uważa, że wojaczka to jedyna droga dla ludzkości, a zmutowane owady nienawidzi z powodów osobistych. Dźwięczy późniejszą Mononoke Hime, prawda?

Obie księżniczki walczą o władzę nad odkrytym (odbitym ogniem i mieczem) przez Tolmekię gigantycznym mutantem, jednym z tych, których rękoma rozpętało się Siedem Dni Ognia - Kuszana chce z jego pomocą wybić owady, a Nausicaa temu zapobiec. W międzyczasie Nausicaa odkryje prawdę na temat wszędobylskiej zmutowanej dżungli i będzie się starała odżegnać agresję ze strony wspomnianych wyżej wielkich owadów, rozsierdzonych ludzkim zachowaniem. Obowiązkowo dla reżysera pojawią się i harce okrętów powietrznych, i walka na miecze, a natura, mimo wszystko, jakoś sobie z przemijalnym zagrożeniem ze strony ludzi poradzi.

Mamy młodą dziewczynę o zrzuconej na grzbiet odpowiedzialności, mamy eko morał, mamy samoloty, rażący kontrast natury/industrializmu, knypowatego głównego bohatera męskiego, niepokojąco mrówkowatą animację przemieszczających się szybko mas ludzkich – mamy reżysera w pigułce. Dodam do tego, że w ciągu ponad trzydziestu lat nigdy nie zmienia się podstawowy design twarzy postaci przede wszystkim. P. Miyazaki wyjawił kiedyś, że w ten sposób promuje ‘system gwiazdorski,’ tj. powtarzające się na ekranie twarze powinniśmy traktować tak samo, jak powtarzające się twarze żywych aktorów na filmach live-action. Anime to fikcja – p. Miyazaki zawsze obstawał za tym stwierdzeniem dużo silniej, niż wczesny Gainax.

P. Anno, jeden z założycieli Gainaxa, praktykował zresztą przy Nausice, a konkretnie animował sekwencję z gigantycznym, radioaktywnym żołnierzem. Jego sylwetka powraca po latach jako podstawa designu Evangelionów. W innych aspektach Nausicaa jest rysowana raczej dokładnie tak, jak lubi Ghiblowski tyran, pardon, reżyser. Nie są to jeszcze wyżyny, a sam film wygląda często dosyć biednie, jednak zachowuje swoją spójną estetykę bez zmiłowania. Podobnie ma się ścieżka dźwiękowa – raczej nieduża, zakochana we wszelkiego rodzaju trąbkach i piszczałkach.

Mam z tym filmem zgryz, bowiem przyszło mi go oglądać już po Mononoke Hime. W przypadku tego reżysera możemy mówić raczej śmiało o kolejnych wydaniach tego samego filmu, tak więc rysowana przez drobne, koszmarnie zadłużone studio Topcraft Nausicaa wypada bezsprzecznie słabiej, niż hity ze złotej ery już właściwego studio Ghibli. Nie ma w tym filmie być może tej nerwowej, irytującej wręcz bieganiny, typowej dla późnego p. Miyazakiego, i za to zasługuje na co najmniej oczko wyżej. Niby obejrzeć warto, choćby po to, by przejść na stronę wielbicieli p. Takahaty.
Pobierz
źródło: comment_BUyTMMxyPXjpw1EgEQ7VSJRBAoQMCu9g.jpg
  • 1