Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
72/100

Gosenzo-sama Banbanzai! (1989), OVA, 6 odc.
studio Pierrot

Dzisiaj krótko o produkcji, która się zazwyczaj w publicystyce tematycznej najzwyczajniej nie pojawia. Mowa o drobnym projekcie legendy branży, p. Mamoru Oshii, kilkuodcinkowej eksperymentalnej OVA w formie teatralnego przedstawienia, Gosenzo-sama Banbanzai! Filmowa wersja tej produkcji, okrojona o połowę, nosi nazwę Maroko – nie dane mi było jej porównać z oryginałem. Czym tłumaczyć małą popularność tej świetnej produkcji? Jakoś zeszły się czasy emisji jej i Patlabora…

Oglądamy de facto spektakl, tragikomedię o tematyce starej jak antyk grecki – upadek rodziny Yomota. Jej członkowie dowiadują się pewnego pięknego dnia, że z przyszłości przybyła do nich w odwiedziny Maroko, przedstawiająca się jako wnuczka Inumaru, siedemnastoletniego jedynaka rodziny. Szczególnie matka, Tamiko, nie jest w stanie zaakceptować Maroko, przez co rodzinę opuszcza, najmując po drodze detektywa Tatarę, by ten potwierdził tożsamość dziewczyny. A tymczasem znikąd pojawia się odziany w ciasny spandeks Bunmei, przedstawiający się jako agent Ministerstwa Zdrowia z przyszłości, który przybył aresztować Maroko za złamanie praw rządzących podróżą w czasie. Twierdzi mianowicie, że Maroko pocznie z Inumaru syna…

Nie dziwcie się strukturze tej OVA – to jest autentyczna sztuka teatralna, pełna potoczystych dialogów, wygłaszanych często bezpośrednio w kierunku widowni. Wszystko, co leży bohaterom na sercu, bez wątpienia w końcu powiedzą. Dużo jest tutaj arthouse’u i zabawy formą, a ta sztuka przybiera raz po raz wymiar czy to teatru absurdu, czy musicalu. A każdy odcinek poprzedza animowany opis zwyczajów jednego z gatunku ptaków, uosabiający także jednego z członków rodziny. Czyste wariactwo, i to bez nadętej pozy, czy przerośniętej wizualnej metafory (Angel’s Egg to nie jest, kochani Czytelnicy).

Ekipa głosowa to wszyscy bez wyjątku weterani z lat 80-tych, często spotykani razem na planie Urusei Yatsura. Ba, trafił się nawet młody wciąż p. Yamadera jako niezastąpiony Tatara (z genialną wstawką muzyczną), o dziwo bez p. Hayashibary. Trafia się natomiast inna gratka – p. Machiko Washio, która nie grała w żadnym anime, poza właśnie serią Urusei Yatsura. Tutaj gra zaborczą matkę, a gra przy tym iście teatralnie, aż wióry lecą. Oprawa muzyczna – p. Kenji Kawai, solidna firma, dla p. Oshii element niezastąpiony każdej ważniejszej produkcji.

Pozwolę sobie jeszcze wtrącić kilka słów nt. stylu graficznego produkcji – wydawać by się mogło, będziemy mieli nieruchawe gadające głowy na teatralnych niby-scenach, a jednak się tego ustrzegliśmy. Animacja, gdzie występuje, jest płynna i cieszy oko. Interesujące dziwactwo projektów postaci będzie się Wam rzucało w oczy – bohaterowie są jacyś kukiełkowaci, o wyraźnie zaznaczonych przegubach. Trochę to nachalna metafora wizualna, ale mam to serdecznie w nosie.

Tę OVA obejrzeć może nawet należy, jeżeli cenicie sobie anime jako medium kreatywne. Jest niedługa, jednak może się dłużyć ze względu na obfitość dialogów. Pewna to dawka przemyśleń reżysera nt. rodziny, podróży w czasie, ale też grubaśna warstwa formalizmu i sztuki dla sztuki. Oto gratka dla prawdziwego snoba, a nie jakieś Tatami Galaxy.
Pobierz tobaccotobacco - #anime #bajeksto
72/100

Gosenzo-sama Banbanzai! (1989), OVA, 6 o...
źródło: comment_K01BEbsw7v0kyLcHQ1iHRDEs3Taphfb9.jpg