Wpis z mikrobloga

https://www.facebook.com/RobertBiedron/photos/a.223608334343190/2626798107357522/

Robert Biedroń, któremu nie starczyło onegdaj odwagi, żeby podjąć moje wyzwanie do debaty o UE, raczył obszczekać mnie na swoim profilu — z właściwą sobie arogancją i brakiem zrozumienia tematu. Z powodu awarii komputera i serii innych niefortunnych zdarzeń nie miałem okazji jeszcze na to odpowiedzieć. Zrobię to teraz. Ponieważ jednak na skutek licznych urągań po wpisie o OC (oraz po komentarzach, którze zdradzały niewiedzę na temat treści) wiem, że zbyt długie wpisy wywołują efekt „tl;dr”, postanowiłem podzielić go na trzy części — i będę liczył, że dzięki temu wszystkie będą się cieszyły pełnym skupieniem czytelników. :)

CZĘŚĆ 1/3

Niestety p. Biedroń to nie jest jeden niechlubny wyjątek w naszym politycznym grajdole. Moje obserwacje z pierwszych tygodni intensywnego udziału w politycznym życiu medialnym głównego ścieku są, szczerze mówiąc, nieco przygnębiające. Programy publicystyczne, do których jestem zapraszany, są zdominowane przez tematy błahe i ulotne, a 90% publicznej debaty polega na naprzemiennym szkalowaniu in personam przez jedną stronę kogoś z przeciwnej strony sceny politycznej. Dyskusja na tematy zasadnicze to rzadkość. Jest tylko cyrk i zapasy w błocie. A w błocie z radością taplają się wybrańcy narodu, obrzucając się tym, co najbardziej śmierdzącego wpadnie im w ręce. I kiedy próbujesz nie wchodzić do tego bagna, oni i tak będą chlapać w Ciebie na przemian i pytać, czyje błoto bardziej śmierdzi.

W tym chlewie nie da się być merytorycznym, bo oni albo kolejnymi prowokacjami sprowadzają Cię do swojego poziomu, albo zinterpretują Twoją niechęć do rzucania się błotem jako przyznanie się do możliwie najgłupszej wymyślonej przez siebie tezy.

A ja uparcie nie chcę wchodzić w personalne połajanki, bo to zwykle w niczym nie przybliża nas do odpowiedzi, jak powinniśmy zmieniać Polskę. Bądźmy szczerzy — w każdej partii trafi się ktoś nieuczciwy i to naprawdę nie jest największy problem. Na bagnach krokodyle walczą z aligatorami i czasem któryś gryzie poniżej pasa — ale my chcemy osuszyć bagno, a nie komentować zapasy w błocie.

W dodatku jest to wszystko śmiertelnie nudne. Bo każda taka dyskusja wygląda w ten sam, przewidywalny sposób. Jeśli aferzysta pojawia się w partii A, to partia B traktuje to oczywiście jako niezbity dowód na totalne zepsucie partii A, a partia A mówi, że w B jest/było/będzie jeszcze gorzej.
— „Za naszych czasów to by było nie do pomyślenia.”
— „Wy to tak kradliście, że ludzie mieli dosyć.”
— „Wy kradniecie bardziej. To są wasze standardy moralności.”
— „O nie, my przynajmniej potrafimy się szybko oczyścić.”
Kiedy skandal dotyczy przeciwnika, to jego wina jest od razu oczywista. Kiedy dotyczy swojego, to wtedy paść musi sakramentalne „poczekajmy na wyrok sądu, każdy jest niewinny dopóki nie udowodni się winy”...
„A ja lubie szypko !” „A ja lubie wooolmo...” — debaty nie są mądrzejsze niż w Kucach z Bronksu.

I oczywiście każdy ma potrzebę się wypowiedzieć — tym bardziej, im bardziej sprawa jest nieistotna. Natychmiast wszyscy stają się ekspertami od danego przypadku — nie muszą przy tym czytać stert akt, przesłuchiwać świadków, zasięgać ekspertyz — wystąrczą im nagłówki w gazetach.

Więc tak, to jest potworna żenada i ja nie zamierzam brać w tym udziału. Niezależnie od tego, czy to będzie polityk Konfederacji, czy PiS-u, czy Partii Razem, co do zasady nie będę komentował indywidualnych zdarzeń z udziałem polityków, zwłaszcza zdarzeń prywatnych, chyba że mam na ten akurat temat bardziej szczegółową wiedzę albo uznaję dany przypadek za szczególnie istotny dla publicznej debaty. A istotny jest przede wszystkim wtedy, kiedy ilustruje źle działające prawo, a nie tylko fakt, że ktoś je złamał. Ludzie czasem łamią prawo, nawet to najlepsze, nie jest to samo w sobie powodem do otwierania kolejnej dyskusji.

I powiedzcie mi serio — jaki jest sens pytać polityków w studiu telewizyjnym np. o wypadek posła Zawiszy ? O jaką wiedzę na ten temat, poza przeczytaniem krótkiej notatki w internecie, ich podejrzewamy ? Jakich wartościowych refleksyj poza wrzaskiem o „wincyj regulacji” możemy się po nich spodziewać ? Zwłaszcza, że temat nie był wcześniej sygnalizowany przez wydawcę, więc nie sądzę, żeby ktoś z obecnych w studiu wnikliwie się z nim zapoznał. Można wię przewidzies, że panowie po prostu będą się wymądrzać, jak lubi się wymądrzać każdy, kto się jeszcze dzisiaj nie potknął, o tym, że trzeba uważać, jak się chodzi i patrzeć pod nogi. Komu i do czego jest potrzebna taka pożal się Boże moralistyka panów posłów nt. wypadku samochodowego jakiegoś mało popularnego eks-polityka ?

Ja w każdym razie nie miałem w tej sprawie żadnej wiedzy poza tym, że był jakiś wypadek. A wypowiadając się na wątłych podstawach, można nie tylko z siebie zrobić durnia, co jest w przypadku pozostałych uczestników „debaty” nawet wskazane, ale też wyrządzić komuś nieodwracalną szkodę wizerunkową. Ile razy okazywało się, że sprawa nie jest taka prosta, jak się początkowo wydawało ? Najpierw cała Polska płakała nad mamą Madzi z Sosnowca, a ostatecznie to mama wylądowała w pudle — tak było,
prawda ? A nawet po czasie nie zawsze łatwo ocenić, która z przeciwstawnych opinij jest bardziej godna wiary. Czy Najsztub ordynarnie rozjechał babę na pasach, jak chcą jedni, czy ona wtargnęła mu pod koła, zachęcona przez kogoś z innego pasa, jak chcą drudzy — nie mam pojęcia. Od rozstrzygania tego są sądy, a nie członkowie ogólnopolskiego parlamentu !

A nawet gdybyśmy widzieli całe zdarzenie z czterech kamer, to nadal nie oznacza, że musimy o tym mówić w programie politycznym. Upolitycznianie błahych (z politycznego punktu widzenia) zdarzeń losowych, jest świadectwem infantylizacji naszej polityki i dostosowywania przekazu do najmniej wymagającego odbiorcy. Tworzenie sporów politycznych wokół plotek i sensacyj nie jest godne męża stanu, zwłaszcza członka legislatywy, która z zasady powinna patrzeć globalnie i długodystansowo, a nie pisać
kazuistyczne prawo pod pojedyncze incydenty.

Międlenie spraw personalnych nie tylko nie pomaga w refleksji nad prawem — ale skutecznie ją zastępuje, bo odwraca uwagę od prawdziwych problemów. Stwarza iluzję, że jeśli odwołamy Kuchcińskiego / Banasia / Neumanna / Schetynę — to dalej system będzie już działał dobrze. Wystarczy zastąpić złych dobrymi, czarnych białymi, brzydkich ładnymi — i to zwalnia nas z myślenia, czy to czasem nie okazja czyni złodzieja, czy czasem nie jest tak, że każdy kto wejdzie w to bagno, umaże się błotem. To jest właśnie nieśmiertelna mrzonka socjalizmu — że można go oddzielić od wypaczeń. Nie można. Biurokracja powoduje wypaczenia, regulacjonizm powoduje korupcję, władza psuje każdego. Przestańmy się dziwić, że do koryta zlatują się świnie — po prostu zlikwidujmy koryto.

O ile jednak przypadek nieuczciwego urzędnika może być przykładem złego działania państwa, to upolitycznianie prywatnego życia byłych posłów, nie ma już w ogóle żadnego usprawiedliwienia. Zdecydujmy się wreszcie — czy polityk jest politykiem nawet jak śpi, czy tylko, kiedy zajmuje się polityką. Bo jeśli nie ma żadnych granic prywatności, to dlaczego Kuchciński nie miał prawa do rządowego samolotu, kiedy leciał z żoną do domu ? Jeśli pojechałby autem i potrącił kogoś po drodze, to zapewne mówiono by, że to marszałek Sejmu, a nie obywatel Marek K. spowodował wypadek. Pewnie byłby za to grillowany na salonach — i pewnie poleciałby ze stanowiska. Ale w takim razie również jako marszałek wracał do domu i miał prawo do wszystkich wynikających z tego przywilejów.

KONIEC CZĘŚCI 1 — c.d.n.