Aktywne Wpisy
Kamar +91
Od 2025 ma być wprowadzony w Polsce system opakowań zwrotnych. Kolejne chore rozwiązanie rodem #niedzielahandlowa - każdy z nas sortuje już plastiki czy szkło. System ten tak na prawdę jest nowym podatkiem, bo nie będzie od niego mniej smieci na ulicach, a nakłada on na nas konieczność zbierania niezgniecionych smieci i odnoszenia ich do sklepu. Dlaczego to nowy podatek? Dużo osób po prostu kupując jedna sztukę jakiegoś produktu w puszce
Kunszt +45
Pochodzę z małego miasta, ale od około 10 lat żyję w centrum dużego miasta. Studia, praca, dziewczyna i te sprawy. Mimo to, przez te lata wciąż nie mogę się przekonać do miejskiego życia. Wszędzie pełno meneli, bezdomnych, smród gówna, betonowe pustynie bez zieleni. Jeśli już jakiś park się znajdzie, to oblegany przez bezdomnych i dzieciaki wdychające m------n. Człowiek chce iść usiąść albo coś zjeść w galerii handlowej, ale nie może, bo wszędzie grupki zdemoralizowanych dzieciaków w kominiarkach (wychowanie porzucone przez rodziców, którzy są zajęci gonitwą za karierą, żeby wyprzedzić sąsiada). W bloku bez przerwy słychać kłótnie i wrzaski sąsiadów z góry, dołu, z prawej i lewej strony. W nocy co chwilę człowieka budzi jakiś kretyn gazujący swoją multiplą bez tłumika, albo gówniarz grający w CS-a czy LoL-a po nocy. Ale żeby ci debile mieli cię obudzić, najpierw trzeba zasnąć. A to też niełatwe, bo na światłach są zainstalowane głośniki, które pikają non stop (wolno przy czerwonym, szybko przy zielonym). Ludzie w mieście są pozbawieni jakichkolwiek zasad społecznych, zero wstydu i kultury – myślą, że są lepsi niż ci spoza miasta. Palą fajki na klatkach i w windach. Menele śpią na klatkach i tam się też załatwiają.
Jeśli chodzi o życie w mieście, uważam, że to nie miejsce do życia, a jedynie wegetacja wśród ludzi pochłoniętych betonem, którzy nie mają pojęcia, jak życie wygląda poza miastem. Udają szczęśliwych, bo to ich mechanizm obronny, żeby nie pokazać, że utknęli w takim stylu życia, bo coś im nie wyszło.
Z plusów to tylko usługi, które są trudno dostępne w mniejszych miejscowościach, jak Luxmedy czy sklepy. I to tyle. To nie życie – to wegetacja.
Może
Jeśli chodzi o życie w mieście, uważam, że to nie miejsce do życia, a jedynie wegetacja wśród ludzi pochłoniętych betonem, którzy nie mają pojęcia, jak życie wygląda poza miastem. Udają szczęśliwych, bo to ich mechanizm obronny, żeby nie pokazać, że utknęli w takim stylu życia, bo coś im nie wyszło.
Z plusów to tylko usługi, które są trudno dostępne w mniejszych miejscowościach, jak Luxmedy czy sklepy. I to tyle. To nie życie – to wegetacja.
Może
#dekadawmuzyce - podsumowanie ostatnich 10 lat w muzyce.
Piosenki.
#23
Sun Kil Moon - Dogs
Gatunki: slowcore, americana, folk
RIYL: Magnolia Electric Co., Elliot Smith, Low, Dostojewskiego, syrop klonowy, maczanie palców w rozgrzanym wosku
tak siedzę, wspominam ulatniającą się poza horyzont dekadę i pomimo szczerej niechęci, mimo wszystko muszę wspomnieć o Kozelku.
moja posmutniała dojrzałość nakazuje żeby jednak, wypisującym się długopisem, wykreślić Benji z pożółkłego notesika. chociażby tylko i wyłącznie dla tych posępnych historii wymamrotanych przy okazji Dogs. aczkolwiek całkowicie zrozumiem oburzenie, że wyrywam pojedyncza kartkę z kompleksowej powieści. wybiórczo wydzieram ważną część spójnego wydawnictwa rozpostartego na kilka rozdziałów, spiętego i równomiernie potraktowanego oślepiającym, emocjonalnym negliżem artysty. ale po prostu tak mi wygodnie, skondensować uczucia do jednego i wyczerpującego (wycieńczającego) fragmentu pod postacią dzisiejszej piosenki. która dla dalszego usprawiedliwienia, jest przecież progresywnie, kompleksowo budowaną legendą, zakreślającą pokaźny łuk na tradycjach americany i bluesowej oszczędności, tocząc ją wirem wspomnień o kolejnych poziomach wtajemniczenia autora na ścieżce miłości, namiętności i życia...
fragment to rzeczywiście szczególny. Mark Kozelek to też postać szczególna, muzyczny pijak, włóczęga, nierozgarnięty bluesman i prorok szarej, odczarowanej ameryki, który ponad dwadzieścia lat temu wymyślił zupełnie nową drogę dla ujścia smutku w świecie muzyki. i odnoszę wrażenie, że dopiero po tylu latach w końcu trafił w sedno. dojrzał jako artysta, ale przede wszystkim jako człowiek, mówiący lekkim piórem o najtrudniejszych momentach własnego życia. przez co tragizm poezji, poupychanej i dociśniętej w nieoczywistym kameralizmie kompozycji, zostawia słuchacza w sytuacji bez wyjścia - trzeba usiąść i chociaż jeden raz w życiu dokładnie wysłuchać, co ten zgarbiony człowiek przeżył.
możliwe, że jak też będę dobijał pod pięćdziesiątkę, to całościowo Benji, będzie dla mnie albumem szczególnym. chciałbym podobnie jak Mark, w jego wieku, tak pięknie i bezpośrednio mówić o tym, co mnie w życiu ukształtowało. podsumować to co mnie zdefiniowało, to co odebrało błysk w oku, tak pięknie i przejmująco wspominać ludzi, których już przy mnie nie ma.
słuchajcie, bo tak brzmi prawda, właśnie w taki sposób trzeba sobie radzić z ciężarem narodzin, życia i śmierci...