Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzyka #pjharvey #indierock

Dekada w muzyce.

#dekadawmuzyce - moje podsumowanie ostatnich 10 lat w muzyce. dwa rankingi - 30 piosenek i 30 albumów.

Piosenki.

#28
PJ Harvey - The Community of Hope (2016)

Gatunki: singer-songwriter, alternative-rock, folk-rock
RIYL: John Lennon, Patti Smith, Lou Reed, wampiry, ofertę śniadaniową w McDonalds, filmy Jarmusha

jest w moim uwielbieniu do Community of Hope, jakaś doza absurdu i skrajnie subiektywnej głupoty. już tłumaczę co mam na myśli. PJ Harvey - chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. fantastycznie przyjęte przez krytykę Let the Englad Shake z 2012 roku, wydaje się być pewnego rodzaju przypieczętowaniem jej wieloletniej kariery. a ja nie do końca potrafię się zachwycić "rozliczeniową liryką" wspomnianego albumu. historyczno-militarna istota tekstów, w połączeniu z sięganiem po tradycyjnie-muzyczne rozwiązania, po prostu mnie nuży i odstrasza. ale może to ja nie dorosłem do tego typu sztuki? albo to PJ nie potrafiła jej sprzedać, bez rezygnacji ze swoich głównych atutów znanych z poprzednich lat twórczości? kto wie...

dzisiejszy kawałek jest czymś zupełnie innym niż wspomniany wcześniej album, skupia się na tym co tu i teraz. jednak Polly Jean w tym przypadku też nie pozostaje nietykalna i role się odwracają, bo już nie moja skromna persona podważa wartość jej twórczości, a właśnie spora część krytyki. nie chce zbytnio zgłębiać tematu, bo łatwo będzie popaść w przesadną analizę i interpretatorskie zacietrzewienie, a to nie o to chodzi. opisywana piórem Harvey waszyngtońska dzielnica Ward 7 jawi się jako obraz upadającej ameryki. jedna restauracja na krzyż, bieda, bezdomni, n-------i a wokół tego ludzie niczym zombie, żyjący z nadzieją na lepsze jutro. nadzieją która cynicznie, wręcz prześmiewczo sprowadzana jest przez PJ do konsumpcyjnego rytuału, który ma być zwieńczony budową kolejnego Walmartu, w zadość uczynienie za wolnorynkowa katastrofę.

być może autorka nie rozumie, nie czuje kontekstu, nie ma zaplecza i doświadczeń nabytych na drodze zgłębiania problematyki lokalnej społeczności. ktoś może się słusznie poczuć urażony tym jak opisuje rzeczywistość. inny mogą uznać, że z pozycji uprzywilejowanej artystki wykorzystuje niedostatki i tragedie dziejące się na co dzień, jedynie w ramach kolejnej pożywki i inspiracji dla własnej twórczości. ale nie zmienia to faktu, że w tym szorstko-gorzkim tekście jest ogrom, politycznie niepoprawnej prawdy. co w połączeniu z przewrotnie-gospelowym zaśpiewem refrenów, startym głosem PJ i podniośle wykładaną goryczą daje poczucie dziwnie oczyszczającego, wzruszającego komunikatu.
a tak dla podsumowania - mam wrażenie, że na nagranie takiego kawałka mógłby się porwać Lennon w okresie tworzenia protest-songów. nawet z barwą głosu i samą muzyką mu po drodze - i to smutne, że niegdyś ta sama piosenka, byłaby równie aktualna co teraz.
KurtGodel - #godelpoleca #muzyka #pjharvey #indierock 

Dekada w muzyce.

#dekada...
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach