Wpis z mikrobloga

Dzisiaj byłem chyba świadkiem próby porzucenia psa w lesie. Wybrałem sobie trasę nieopodal Polanicy Zdrój. Jadąc zauważyłem w oddali jak samochód powoli oddala się od psa biegnącego za nim. Był to jakiś taki mały mieszaniec. No nic, myślę sobie wyminąłem ich, spojrzałem tylko na tablice rejestracyjne. Pies miał język wywalony jak po dłuższej eskapadzie.

Po kilkuset metrach ten samochód mnie wyminął, pies dalej za nim biegnie. Podjechałem bliżej, pokazuję kierowcy aby opuścił szybę i wywiązuję się taka oto rozmowa,
Ja: Dzień dobry, to Pański pies?
K: Tak
Ja: Nie lepiej go oddać do schroniska, niż tak zostawić w lesie.
K: A co cię to obchodzi?
Ja: Bo widzę jak za Państwem biegnie, ma język wywalony.
K: tutaj nie zrozumiałem, ale dalej coś, co cię to obchodzi
Ja: Życzę Państwu miłego dnia, i odjechałem

Chciałem się gdzieś schować dalej, co by wrócić, jakby psa już by przy nich nie było. Nie wiem, co mogłem wtedy zrobić. Zadupie totalne w lesie. Mam nadzieję, że psu nic się nie stało. Tablice rejestracyjne pamiętam i samochód.
  • 2
@JakTamCoTam: Jak? Na rower miałem tego psa wziąć? Nie doszło do porzucenia w 100% psa w lesie, więc mogłem tylko podejrzewać. Co innego, gdyby go przywiązali, to wtedy bym tak zareagował.