Wpis z mikrobloga

Dziwny Isiratuu

W końcu dotarł do tego słynnego rdzenia w Zigguracie Sina. Wszystko jaśniało, buczało, charczało. Ogólnie jakieś dziwne takie tam sprawy się działy, których Isiratuu nie do końca rozumiał, ale wiedział, że rozwiązanie może być jedno. Nie ma innego wyjścia. Jak nie teraz, to kiedy?

Odwrócił się do rdzenia, zdjął spodnie i... przekonał się, że dieta z bobu jednak tak cudowna nie jest. Szybko podniósł swoje dzieło życia i rzucił w rdzeń, mimo protestów oraz - nie wiadomo czemu - zniesmaczonej miny Gorna. Coś tam nagle pękło, coś cicho huknęło. Isiratuu w sumie nie wiedział co się dzieje, ale zadowolił go spokój, który nagle nastąpił. Nie było tych niepokojących dźwięków, zabrakło zielonkawego nieba, które prześladowało go od lat. Szczęśliwy pobiegł, o ile można powiedzieć o biegu przy spodniach plączących się u kostek. Zauważył, że po drodze kila osób patrzy na niego zniesmaczona, na co wypiął się w ich stronę i krzyknął:

- No co? TEMI ZWIERACZAMY BARIERĘ OBALYŁEM!

Po krótkiej rozmowie z Keksławem i szybkiej ceremonii wyniesienia na tron, mimo że nie za bardzo rozumiał co czyta - chociaż nawet nie był świadom, że posiada tą umiejętność - stał dumnie obok, obserwując swoją żabę. Swojego Keksia, który obejmuje władzę. Jak się okazuje nie tylko nad miastem, ale i również światem. Wszyscy skandowali jego nowe imię. Bogato zdobiona korona, która w sumie przypominała śmieszną, spiczastą czapkę ułożona została na jego głowie. Otrzymał wyjątkowo długie berło i łańcuch, który mienił się blaskiem tysiąca stawów. To był dzień, dla którego żył. Powód, dlaczego się nie zabił lata temu. Żaba na tronie, władająca każdym. Jedna by wszystkimi rządzić. Jedna, by wszystkich odnaleźć. Jedna by wszystkich zebrać i w śluzie związać. W mieście Ur, gdzie upadła bariera.

#lacunafabularniereptilianie #lacunafabularnieczarnolisto