Wpis z mikrobloga

Kończymy właśnie zajebisty 2018 rok. Rok który w naszej pamięci zapisze się jak ostatni obejrzany odcinek popularnego polskiego serialu telewizyjnego "Na dobre i na złe". Będziemy wiedzieć że go obejrzeliśmy, że ktoś był chory albo umierający i że każdą minutą oglądania doświadczaliśmy coraz boleśniejszej obstrukcji i traciliśmy nadzieję że akcja się jeszcze rozkręci. Taki też był ociekający oszałamiającą i piszczącą biedą meteorologiczną rok w którym Maryla Rodowicz skończyła 73 lata.

Musimy jednak wyraźnie przyznać, że sezon rozpoczął się z hukiem jak rok szkolny 1939/1940 we Wieluniu. Druga połowa kwietnia i początek maja przyniosła nam (w sumie to mi przyniosła na was mam #!$%@? biedaki) wyjątkowo aktywne i liczne jak na tę porę roku burze. Napływające z południa ciepłe masy powietrza zapewniały nam wiosenną rozrywkę w postaci ubóstwianych przez miłośników chmur szelfowych stacjonarek. Niestety, to co niezwykle mocno radowało na początku sezonu, miało się utrzymać aż do jego końca. Taki #!$%@? stan rzeczy nie mógł oczywiście nawet w minimalnym stopniu sprawić że sezon będzie sezonem udanym. Każdorazowo w lipcu i sierpniu przy silniejszym incydencie dostawaliśmy CAPE podchodzące pod 2500, dobrą wilgotność, a to wszystko wspomagane POTĘŻNĄ dynamiką w postaci DLSu i LLSu osiągająch obłędne wartości od 2 do 6. Kończyło się to zawsze niszczycielskimi superkomórkami i MSC-ami latającymi przez połowę Polski. A nie, przepraszam #!$%@?ło mi się z 2017. Kończyło się to oczywiście #!$%@? zdychającymi po 30 minutach stacjonarkami, przebywającymi w porywach dystans między Czeladzią a Będzinem.

Oprócz całkowitej posuchy burzowej rok 2018 był rokiem wyjątkowo ciepłym i słonecznym. W tym konkretnym fakcie wielu mniejszych i większych znawców tematu widziało zapowiedź jesieni, która miała uratować sezon. I chyba większość środowiska liczyła że wraz z końcem lata nasz cudotwórca Atlantyk przebudzi się ze snu niczym Cthulhu i da nam kawał dobrej zabawy. Oczywiście, dał nam #!$%@? po naszej pryszczatej, meteorologicznej mordzie. Jakoś w okolicy 20 września, dostaliśmy jedyny minionej jesieni bardzo obiecująco na papierze wyglądający niż. Skończył się rzecz jasna wielką klapą jak występ reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata w kraju środka byłego bloku sowieckiego. Oczywiście niż nie wypalił tylko u nas bo w samych Niemczech liniówki #!$%@?ły aż miło. Po tym reszta jesieni upłynęła na dosyć przyjemnym ciepełku, a pod jej koniec na oglądaniu najbardziej cenionej przez łowców Stratusa formacji.

Co przyniesie 2019? Na moje posiekane bimbrem usta cisną się słowa "Gorzej być już przecież nie może", ale rok ten dobotnie pokazał że nie należy jednak rzucać takich odważnych deklaracji.

W każdym razie. Wszystkim osobom związanymi z tak misterną branżą jak meteorologia, życzę w 2019 solidnego ataku zimy, w lato superkomórek, szelfów i całonocnych MCSów, a na jesieni solidnego wietrzenia made by Atlantyk.

#burza #pogoda #podsumowanie2018 #polska #biedablogqcyka
  • 2