Wpis z mikrobloga

Czas na #mordercychrystusa

Miły, słodki chłopiec. Tak małego Dariusza pamiętają mieszkańcy jastrzębskiego osiedla, na którym się wychowywał. Pochodził z górniczej rodziny. Ojciec pracował w kopalni, matka była gospodynią domową.

Darek był oczkiem w głowie ojca. Mężczyzna bardzo ciężko pracował w kopalni. W wolnych chwilach majsterkował. Pomagał mu syn. W pewnym czasie obaj zaangażowali się w budowę kościoła. W ten właśnie sposób mały Darek zaczął przebywać w towarzystwie osób duchownych. Z biegiem czasu poświęcał Kościołowi coraz więcej czasu. Jeździł na oazy. Był też szafarzem, udzielał komunii wiernym.

Ksiądz Bogusław Zalewski (53 l.) poznał Dariusza P., gdy ponad 9 lat temu trafił do Ruptawy, dzielnicy Jastrzębia-Zdroju. P. mieszkali tam całą liczną już rodziną. Już wtedy był szafarzem komunii św. w kościele parafialnym. Mężczyzna zrobił na księdzu jak najlepsze wrażenie.

- Chodzili całą familią do kościoła, ludzie nawet na kolędzie zwracali na to uwagę, mówili mi, jaka to zgodna, porządna rodzina. Zazdrościli tego nawet. On sam był bardzo życzliwy. Chętny do pomocy. Służył samochodem, jeśli ktoś potrzebował, naprawiał maszyny, wstawiał okna - twierdzi duchowny.

To w kościele poznał przyszłą żonę, Joannę (†40 l.). Bardzo szybko wzięli ślub. Dariusz miał wtedy zaledwie 20 lat. Wesele było oczywiście bezalkoholowe. Podobnie jak późniejsze życie całej rodziny Dariusza P.

10 maja 2013 r. w Jastrzębiu-Zdroju straż dostała zgłoszenie o pożarze domu jednorodzinnego. Akcja ratunkowa była dramatyczna. Strażacy musieli wyłamać drzwi. Pracowali w maskach, bo cały budynek tonął w dymie i trujących gazach wydzielanych przez topiące się plastiki. W płomieniach zginęła 18-letnia Justyna, a 4-letnia Agnieszka zmarła w karetce. Ich 40-letnia matka umarła kilkanaście godzin później w szpitalu. Podobnie jak 10-letni Marcin i 13-letnia Małgosia. Pożar przeżył tylko 18-letni Wojtek. Dariusza P., męża i ojca ofiar, nie było wtedy domu. – Pracowałem w swoim warsztacie w Pawłowicach, miałem ekstrazlecenie na meble – wyjaśniał tuż po tragedii.

Początkowo wydawało się, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. Prokuratura uznała jednak, że Dariusz P. celowo podpalił dom z bliskimi. Śledczy ustalili, że mężczyzna od samego początku kłamał, twierdząc, że w momencie tragedii pracował w oddalonym o kilkanaście kilometrów warsztacie. Skąd to wiadomo? Jeszcze przed przybyciem straży syn kilka razy dzwonił do ojca. Dariusz P. nie odebrał, ale nadajnik GSM złapał sygnał jego komórki. Specjaliści wyliczyli, że na pewno nie był on w Pawłowicach. Potem biegli z zakresu pożarnictwa stwierdzili, że płomienie w domu pojawiły się w kilku miejscach jednocześnie. Ktoś podpalił firankę w pokoju, szafę z ubraniami na półpiętrze oraz wielki worek z butelkami po napojach. Ogień błyskawicznie objął też plastikowe elementy wyposażenia.

W jednym z pokoi znaleziono martwą mysz nad uszkodzoną instalacją elektryczną. Wyglądała tak, jakby przegryzła kable i wywołała zwarcie. Biegli ustalili, że kable zostały przecięte nożem, a myszy ktoś obciął głowę jeszcze przed pożarem.

Kiedy Dariusz P. dowiedział się, że policja wypytuje o niego ludzi, przybiegł na komendę i pokazał, iż dostał dziwne SMS-y wysyłane od rzekomego podpalacza. Potem przyniósł 5 tys. zł nadanych na poczcie w Opolu. – Dostałem to przekazem od podpalacza – powiedział. Kryminalni sprawdzili więc monitoring na poczcie. Okazało się, że pieniądze wysłał Dariusz P.

Prokurator postawił Dariuszowi P. zarzut wielokrotnego zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Twierdzi, że mężczyzna drobiazgowo zaplanował zbrodnię. Chciał dostać bowiem milion złotych z polisy, którą wykupił trzy tygodnie przed tragedią.

Matka wierzy, że Dariusz P. nie zgładził całej rodziny: Mój syn jest niewinny

- Nie wierzę w to, co mówi prokurator. To na pewno jakaś pomyłka - mówi pani Urszula, matka Dariusza P. oskarżanego o zamordowanie czwórki dzieci i żony.

Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności dla Dariusza P. z Jastrzębia-Zdroju. - Kara za podpalenie domu i zabicie rodziny nie mogła być inna - podkreślił sędzia Marek Charuza, przewodniczący składu orzekającego.

Motyw zbrodni - kasa z ubezpieczeń i chęć rozpoczęcia nowego życia z kochanką.
#bekazkatoli
lakukaracza_ - Czas na #mordercychrystusa 

Miły, słodki chłopiec. Tak małego Dariu...

źródło: comment_Vlx83oOYaQSBILyMJMiTrTnK1TAFWOrz.jpg

Pobierz
  • 17
  • Odpowiedz
@lakukaracza_: drobiazgowo może zaplanował, ale jak debil albo przedszkolak.

Ale ja nie o tym - wierzcie lub nie, kilka dni po tej tragedii koleś pokazał się w TV i dość spokojnym tonem mówił w wywiadzie, że cierpi po stracie najbliższych i w ogóle, no ale jeśli bóg tak zarządził, to on się godzi z tym zarządzeniem!!! Potem też lansował się w kościele przy tych białych trumnach, okropne to było. Pomyślałam wtedy,
  • Odpowiedz
@lakukaracza_: Nie chciałabym być Wojtkiem w tym wszystkim. Jak pozbierać się po utracie dosłownie wszystkich bliskich i jeszcze ze świadomością, że twój ojciec jest potworem.
  • Odpowiedz
@lakukaracza_: bądź jak @kvoka dawaj źródła.
@Achaa: może to dość skrajny przykład. Ale jest dużo osób które grzecznie chodzą do kościoła a poza nim są gorsi niż ateiści. Dlatego nie chciałem być powiązany z tą religią i takimi ludźmi. Mam teraz swoją własną ideologię ( )
  • Odpowiedz
Osobiście znałam Justynę. Właśnie z rekolekcji oazowych. Najbardziej uderzające jest to, że w wyniku pożaru ich dom spłonął kilka lat wcześniej. Justyna tym właśnie dzieliła się jako swoją trudnością z wiarą, miała pretensje do Boga czemu właśnie ich to spotkało. Cała wspólnota bardzo im pomogła i szybko zebrali środki na odbudowę domu, ubrania, pomoce szkolne itd. Prawdopodobnie stąd zrodził się pomysł na podpalenie. Nie mam na to źródeł, a jedynie relacje bliższych
  • Odpowiedz