Wpis z mikrobloga

via Wykop Mobilny (Android)
  • 14
#!$%@? Anony, zaraz się zrzygam.

Moi rodzice poznali się w liceum. Nie mieli pieniędzy, więc kiedy ojciec dowiedział się o ciąży
namawiał mamę na przeprowadzenie aborcji. Ta nie chciała nawet o tym słyszeć, więc po serii awantur
spakował się i uciekł za granicę.
Byłem jej jedynym dzieckiem, do tego wcześniakiem, dlatego była na moim punkcie bardzo przewrażliwiona.
Zabraniała mi chodzić po drzewach, skakać po kałużach i brudzić rąk w piaskownicy więc jako dziecko nie
wyrobiłem sobie naturalnej odporności, co ciągnęło się za mną przez całe późniejsze życie.
Infekcje bakteryjne, grzybicze, zapalenia skóry. W książeczce zdrowia doklejono mi cztery kartki na dodatkowe szczepienia.
Mój organizm był poligonem doświadczalnym dla nieznanych wcześniej chorób.

Najgorsze były anginy ropne.
Przechodziłem je trzy-cztery razy do roku co skutkowało tym, że moje migdały zamieniły się w sito.
W dziurach po przebytych anginach odkładały się resztki jedzenia, które gnijąc powodowały stan zapalny i
nawrót choroby. Choroba powiększała dziury i koło się zamykało. Stanom zapalnym towarzyszyła ropa, chyba nie
muszę tłumaczyć, że nie pachniało to najlepiej. Miałem na tym punkcie straszne kompleksy i chciałem usunąć migdały,
ale mama zabroniła, twierdząc, że to naturalna bariera ochronna organizmu.
Unikałem więc rozmów w cztery oczy, a gdy już naprawdę musiałem z kimś porozmawiać zasłaniałem usta dłonią.
W liceum wycofałem się do tego stopnia, że na przerwach chodziłem z słuchawkami w uszach, żeby nie musieć
rozmawiać z rówieśnikami. Stałem się całkiem apsołeczny.

Jednocześnie prowadziłem drugie życie.
Kocham gotować i od lat udzielałem się na forum kulinarnym, na którym dorobiłem się statusu eksperta.
Moje internetowe alter ego było pewne siebie, wygadane i chętnie służyło radą.
Właśnie tam poznałem Magdalenę. Napisała do mnie czy kolejność mieszania składników w cieście naleśnikowym ma jakieś
znaczenie i że to ja pokazałem jej na czym polega różnica pomiędzy makaronem al dente i tym drugim.
Od słowa do słowa przegadaliśmy kilka kolejnych nocy. Ostrzegłem, że na żywo może czekać ją rozczarowanie, ale jej to nie przeszkadzało.
Naciskała na spotkanie. Bałem się, ale zależało mi żeby nie dać plamy, więc postanowiłem szukać pomocy u psychologa.

Psycholog uznał, że kluczem do zbudowania pewności siebie jest pozbycie się źródła kompleksów.
Zalecił wycięcie migdałów, co usunie problem, a postawienie się mamie przetnie mentalną pępowinę.
"Czas puścić matczyną spódnicę, panie kolego." - powiedział.
Wycięte migdały nosiłem przy sobie w małym słoiczku, stanowiły symbol zamknięcia pewnego etapu.
Kolejnym krokiem miało być przeniesienie mojej internetowej pewności siebie do realnego życia.
Zachęcał mnie do nawiązywania nowych relacji i publicznych wystąpień. Najswobodniej czułem się w gotowaniu,
więc zgłosiłem się do szkolnego konkursu talentów. Nie liczyłem na wygraną. Kucharz nigdy nie wygra w starciu z efekciarskimi
połykaczami ognia czy tancerzami breakdance, ale dla mnie ważny był udział. Zaczynałem nowe życie.
Z Magdą układało się jak w bajce.
Zaczęliśmy się spotykać, wkrótce zdobyłem się na pierwszy pocałunek. Obiecała wspierać mnie podczas szkolnych zawodów.
Mama pękała z dumy gdy pierwszy raz przyprowadziłem do domu dziewczynę.

W niedzielę wieczorem zdałem sobie sprawę, że w całym tym miłosnym uniesieniu na śmierć zapomniałem o jutrzejszym konkursie.
Nie miałem bladego pojęcia co przygotować, a zawody zaczynały się z samego rana. Musiałem improwizować.
Po drodze do szkoły wstąpiłem do sklepu i kupiłem najbardziej uniwersalne produkty, cały przekrój warzyw i kilka rodzajów mięs.
Wystarczyło coś z tego wyrzeźbić. Krzysiek z klasy matematycznej popisywał się właśnie umiejętnościami żonglerskimi,
a ja poszedłem się wysrać. Szukałem inspiracji w internecie, kiedy trafiłem na bloga zawierającego moje autorskie przepisy,
podpisane przez Magdę. Nie mogłem uwierzyć. Ta suka nie miała pojęcia o gotowaniu więc przychodząc do mojego domu ukradkiem robiła zdjęcia
co lepszym przepisom i publikowała jako swoje. Nie wiedziała, że ja wiem, więc robiłem dobrą mine do złej gry.

Postawiłem na danie tradycyjne w nowoczesnym wydaniu, czyli kurze płucka z serem bursztyn, smażonymi kurkami i bezą buraczaną.
Zaserwowałem danie szanownej komisji, jak również skromny poczęstunek na małych talerzykach dla wszystkich zgromadzonych.
Komisja z uznaniem pokiwała głowami, dając mi przepustkę do kolejnego etapu konkursu, jednak dla mnie najważniejsze było zdanie jednej osoby.

- co myślisz, Madziu?

Nieświadoma, że zamiast płucek trzyma na talerzu moje wycięte migdały zabrała się do konsumpcji.
Łapczywie nabrała na widelec kurkę, następnie ukroiła kawałek buraczanej bezy równoczeście nadziewając na widelec chory migdał.
Zniecierpliwiony patrzyłem jak przeżuwa pokarm, oczekując na moment kulminacyjny.
Trzask! Jeden z migdałów pękł i ciepła ropa wypełniła usta Magdy. Jej twarz przybierała coraz to nowe kształty,
od szoku, przez obrzydzenie do kompletnej dezorientacji.

- to ser. - upewniłem się, że połknie.

Smród stanu zapalnego wypełnił pomieszczenie. Ktoś zwymiotował, jeszcze inni opuścili pomieszczenie.
Sam prawie puściłem pawia, jedynie Magda zdawała się nie rozumieć co się właśnie stało.

- dodałeś kminu? - spytała.

Faktycznie, dzień przed zabiegiem jadłem kminek, więc kawałek mógł utknąć w jednej z dziur.

- tak, Ty to masz nosa.

- jak nazwiesz to danie? - spytała wylizując talerz.

- Kuchenne Rewolucje. - rzuciłem.

- genialne.

Nie zdziwiłem się, gdy któregoś dnia trafiłem na autorski program Magdy w TVN.
Lata mijają, a ona wciąż okłamuje ludzi, że zna się na dobrej kuchni.

#pasta #kuchennerewolucje
  • 4
  • Odpowiedz