Wpis z mikrobloga

Cześć Mirki. Krótko: od roku mieszkam i pracuje w Maroko,a oto jedna z histori jaka mi się przytrafiła.

O Maroko. O zakupach, „biednych dzieciach”, staniu w kolejce i staniu w kolejce.

Moja wysłała mnie do sklepu po pieczywo i coś tam. Mieszkamy w jednej z ładniejszej części miasta, gdzie jest sporo turystów więc przez to też hoteli/galerii itp., więc raczej na bogato wszędzie, żeby się turystom podobało i żeby #!$%@? pieniążki. Wychodząc z mojej ulicy zamiast do supermarketu i miejsca, gdzie zazwyczaj robie zakupy udaję się w przeciwnym kierunku, czyli na osiedle gdzie mieszkają główne Marokańczycy, bo tam trochę bliżej, więc szybciej więc zaoszczędzę czasu. Naprzeciwko sklepu przy murze siedzi troje dzieciaków na ziemi, a czwarty najmniejszy (na oko 10-12lat) podbiega i prosi o jednego dirhama (40gr) i wykonuje gest ręką, który ma oznaczać, że na jedzenie... Nie myślcie sobie, że to scenka jak z filmów o tych chudych dzieciakach z dużymi brzuszkami. Normalne dzieciaki tyle, że trochę brudniejsze. Żebranie tutaj to normalka, bo Muzułmanie mają powiedziane w swojej religii, żeby pomagać ubogim. Dlatego dużo ludzi żebra (ale nie dużo więcej niż np. w Birmingham w centrum), bo im się to opłaca, bo ludzie dają po tym dirhamie.żeby żyć w zgodzie ze swoją religią. Nie mnie to oceniać. Ja jednak gardzę dawaniem pieniędzy za nic, bo to uczy lenistwa i sprzyja nieróbstwu. Potem, zamiast do roboty ktoś woli siedzieć na zasiłku albo robić dzieci, bo 500+. Dlatego #!$%@? mnie jeszcze bardziej, kiedy żebrzą dzieci, bo zamiast pracy są uczone żebrania od małego, ale to już innym temat, mniejsza z tym. Skoro gardzę to nie daję i teraz też nie dałem.

Wchodzę do sklepu. W kolejce dwie osoby. Biorę dwie bagietki, pięć jajek (niektóre osrane, czyli z wolnego wybiegu, czyli zdrowe, czyli smaczne, czyli zajebiście) i staje w kolejce. Marokańczycy nigdy nigdzie się nie śpieszą, a ja jestem Polakiem i ja jak każdy Polak, jeśli ktoś przede mną w kolejce nie załatwi wszystkiego w 30 sekund to go nienawidzę. Więc wychylam się i patrze co tam się #!$%@?, a się #!$%@?. Gość, który obsługuje w tymże sklepie spożywczym wyciąga nóż, bierze bułkę (na zdjęciu), kroi ją na pół, potem obiera jajko, które wcześniej miał już ugotowane, potem je kroi do bułki, czyli robi chłopu śniadanie w spożywczym. Wszystko to robi w wolno jak cholera, bo mu się nie śpieszy, a przy tym #!$%@? do tego klienta po swojemu. Biorę głęboki wdech i staram się nie #!$%@?ć. Trochę już tu jestem więc uczę się od nich cierpliwości. Gość prawie skończył dziabać mu to jajko, ale tamten coś powiedział więc ten obraca się, czegoś szuka i wyciąga jakiegoś flaka. U nas w takim flaku sprzedają np. pasztetową czy inne dziadostwo. Okazuje się, że to flak z czymś, co przypomina szynkę. Otwiera to i kroi do tej bułki... Ja już mam #!$%@? i nigdzie się nie śpieszę. Patrze z zaciekawieniem i uśmiecham się pod nosem, bo wiem, że gdybym poszedł do supermarketu to już byłbym w drodze do domu z tańszymi bagietkami i nieosranymi jajkami. Tymczasem stoję i patrze jak gość szykuje drugiemu śniadanie i modle się, żeby ten drugi gość w kolejce nie podszedł i nie powiedział, że chce to samo. W tym samym czasie do sklepu wchodzi babka i zaczyna macać wszystkie bagietki i kopie, i kopie. Dokopała się do tych na samym dole i staje za mną. Staram się nie myśleć o tym ile osób zmacało w ten sam sposób moje bagietki. Gość numer jeden bierze swoją kanapkę i wychodzi, gość numer dwa Bogu dziękować bierze tylko wodę... i w tym momencie przypominam sobie, że też miałem kupić wodę więc szybko cofam się po zgrzewkę, która stoi przy wejściu. Wracam, a babeczka od macania bagietek już #!$%@?ła się na moje miejsce i zaczęła trajkotać po swojemu do sprzedawcy. Większość z tych, którzy dotrwali do tego momentu historii pewnie już domyśla się, że szanowna pani oprócz pieczywa wzięła sobie jeszcze bułkę na wynos z jajkiem i tym czymś z flaka... jak już przyszła moja kolej i gość liczył mi zakupy to wszedł jakiś gnojek ,zapakował siatkę mięty i rzucił chłopu za to dirhama(Czyli w cholerę świeżej mięty = 40gr) jeszcze zamienił z nim kilka zdań co też trwało cennych kilkanaście cennych sekund mojego życia.

Wychodzę ze sklepu w sumie rozbawiony cała tą sytuacją i moją żałosną próbą zaoszczędzenia czasu. Przed sklepem dalej siedzą dzieciaki. Najmłodszy znowu podchodzi i pokazuje na bagietkę i na siebie. Czyli w wolnym tłumaczeniu „daj". Patrze, na niego, na jego brudne ubranie, patrze w jego smutne głodne oczy... i mówię mu, że ni #!$%@? nic nie dostanie.
Nie będę uczył dziadostwa.

Jednak nie jestem (a przynajmniej tak mi się wydaję) złym człowiekiem. Pokazuje mu na zgrzewkę wody i migowo-francusko-angielskim tłumaczę mu, że jak zaniesie tę zgrzewkę do mnie do domu (300m) to mu zapłacę 10 dirhamów, a za to może sobie kupić 20 zmacanych bagietek. Ku mojemu zdziwieniu dzieciak daje lajka i bierze ode mnie zgrzewkę. Z grupki przy murze wstaje trochę starsza od niego dziewczyna i pyta, czy ona też może sobie w taki sposób dorobić. Puchnę z dumy, że uczę dzieci pracy zamiast żebrania, zostawiam jej zakupy i idę do sklepu po drugą zgrzewkę wody. Wracam a tych małych #!$%@? i moich zakupów już nie ma!

-
-
-
-
-
-
-
-

Dobra żartowałem. Wróciłem z drugą zgrzewką, dałem tej dziewczynie i oboje zarobili na stos bagietek. Dodam tylko, że żadne z nich nie było na tyle małe, żeby mieć problem z przeniesieniem zgrzewki wody taki mały kawałek. Dwóch najstarszych chłopaków nie ruszyło się, z miejsca, ale dla tych dwoje dzieciaków, którzy chcieli uczciwie zarobić jest jeszcze nadzieja ;)

Gratulacje, jeśli dotrwaliście do końca. Jeśli podobała się historia to zapraszam do polubienia na Facebooku strony SpokoMaroko.pl
https://m.facebook.com/SpokoMarocco/

Wkrótce więcej!
  • 5
  • Odpowiedz
@ruchacz6969: w Maroko jest głównie Haszysz. Produkują go na ogromna skale. Jeśli kiedykolwiek paliłeś dobry haszysz to na 90% był on z Maroko. Mniej więcej 90% wyprodukowanego haszyszu na świecie pochodzi z Maroko. Polubicie stronę na Fb. Tam będzie dużo ciekawych info i więcej odpowiedzi na pytania.
  • Odpowiedz