Wpis z mikrobloga

Pierwsza część do poczytania tutaj

______________

Winda z hałasem zatrzymała się na 15. piętrze budynku. Oficer Peason zdecydowanym krokiem opuścił ją ciągnąc za sobą obłok szaroburego dymu. Zgasił papierosa na najbliższej ścianie. Na korytarzu czekało na niego kilkoro ludzi. Kapitan Corr podszedł i na jednym wydechu wydusił z siebie kilka słów:

- My... My nie wiemy kto to jest...

- Jak to nie wiecie? Sąsiedzi, pracownicy z pobliskich sklepów, biegające wszędzie dzieci... #!$%@?, ktokolwiek... Nikt nie wie z kim mamy do czynienia?! - rozsierdził się Peason.

- No... no właśnie... sam zobaczysz... on jest... dziwny...

Dziwny. Spotykał się z wieloma określeniami potencjalnych plam na chodnikach - szalony, zdesperowany, w depresji, w finalnym stadium raka... "Dziwny... pierwsze słyszę..." pomyślał John. Spojrzał w kierunku końca korytarza, gdzie mieściła się wąska drabina prowadząca do otworu w suficie. Jakby na potwierdzenie słów kapitana Corra sprawiała wrażenie zupełnie nie zachęcającej do wspinaczki po niej. Gdyby drabiny potrafiły mówić, ta odezwałaby się słowami "no dalej, wejdź... wejdź i żałuj". Ale drabiny na szczęście nie potrafią mówić. Mimo wszystko krok Peasona stał się niepewny. Jakby na dodanie animuszu sięgnął mimowolnie po kolejnego papierosa. Na domiar złego - ostatniego. Rzucił szybkim - "niech ktoś leci na dół po Goldy, mocne bez filtra" - i już jego noga zdążała w kierunku pierwszego szczebla. Spojrzał w górę widząc jedynie ciemne, burzowe chmury, które chyba jak na zamówienie przybyły z całego hrabstwa i spotkały się dokładnie nad jego głową. Wyjrzał na dach. W pierwszej chwili nie zauważył swojego "klienta", jak pieszczotliwie nazywał czasem samobójców Peason. Wychylił głowę za komin i zobaczył bodaj najdziwniejszy obrazek w życiu. Schludnie ubrany człowiek z pełnym luzem siedział na krawędzi dachu i wesoło pomachiwał nogami. Miał na sobie prawie cały garnitur, wraz z idealnie dopasowaną koszulą, spinkami w mankiecie. Gdyby tylko się dało, Peason dojrzałby wąski granatowy krawat wiszący pod szyją osobnika. Ten siedział do niego plecami. John niepewnie posuwał się na przód kilka metrów za jego plecami.

Nagle ów człowiek odezwał się niskim, dość ciepłym głosem:

- Witaj John. Czekałem na ciebie.

Zszokowany negocjator zatrzymał się w pół kroku.

- Co? Ty do mnie to... mówisz? - papieros bezwładnie opadł na podłoże.

Siedzący na krawędzi człowiek odwrócił się powoli i obdarzył Johna najdziwniejszym uśmiechem, jaki ten w życiu widział.

- Witaj - powiedział raz jeszcze - czekałem...

#spokojnemysli #piszzwykopem

@lobek: @Dexty: @JoLemon: @JesterRaiin: wołam tych, którzy zainteresowali się pierwszym wpisem :)
  • 17
@bardzospokojnyczlowiek:

Jest bardzo w porządku, jedynie naprawdę takie drobne pierdoły, których i tak nikt nie będzie się czepiał, prócz buraków. ;]

- gdzie mieściła się wąska drabina -> stała. Mieszczą się siedziby czegoś tam.

- Mimo wszystko krok Peasona stał się niepewny -> Mimo TO. Mimo wszystko to stwierdzenie, które rzucasz po wymnie, wyjmie, wymiemie... po zaprezentowaniu kilku argumentów ;]

- które chyba jak na zamówienie -> "chyba" nie jest potrzebne
@JesterRaiin: rzeczywiście pierdoły, ale mogą wpłynąć na odbiór :) dzięki, nie chce mi się poprawiać, niech tym razem będzie tak jak jest ;)

Co do Eco i Lema - trochę czytałem, niemniej jednak do obu trochę mi brakuje (zwłaszcza do zdań na pół strony Umberto).

PS. nie wiadomo w jakim kierunku to pójdzie ;)