Aktywne Wpisy
Dzisiaj zdałem sobie sprawe, że pc jest co najwyżej do przeglądania neta i klikania w excel, a jak grać to tylko na konsoli. Sterowanie klawiaturą i myszką to najwiekszy archaizm jaki przetrwał do teraźniejszych czasów. Kupiłem Rtx 4060 i szkoda mi wywalonych 1300 zł bo za to mógłbym mieć ps5 z olx. Sorry pececiarze, ale dla mnie jestescie podludzmi którzy nie ogarniają oczywistych życiowych prawd, a konsolowcy to giga chady i sigmy
mirko_anonim +33
✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Zauważyliście, że dzieci są bardzo nieporadne w dzisiejszych czasach? Spotkałam się z przyjaciółkami ostatnio i jedna śpi w jednym łóżku z 5 - letnią córką. Ja w wieku 5 lat zostawałam w domu sama z 3 - letnim bratem i musiałam się nim opiekować. Dzisiaj nie do pomyślenia.
Rodzice a w szczególności matki stały się tak nadopiekuńcze, że dzieciaki nie mogą zostać same na chwilę, bo od razu płaczą. Ja umiałam się sama bawić, a teraz dzieckiem się trzeba zajmować 24/7.
Z czego to wynika?
Widzę też, że dzieci zdecydowanie później zaczynają czytać. Moja siostrzenica skończyła 1 klasę podstawówki i niewiele dzieci umie płynnie czytać ze zrozumieniem. Ja czytałam sama książki już w zerówce, a znam dzieci, które płynnie nauczyły się czytać w przedszkolu.
Niektóre dzieci w 1 klasie podstawówki nie umieją same sobie zawiązać sznurowadeł.
Zauważyliście, że dzieci są bardzo nieporadne w dzisiejszych czasach? Spotkałam się z przyjaciółkami ostatnio i jedna śpi w jednym łóżku z 5 - letnią córką. Ja w wieku 5 lat zostawałam w domu sama z 3 - letnim bratem i musiałam się nim opiekować. Dzisiaj nie do pomyślenia.
Rodzice a w szczególności matki stały się tak nadopiekuńcze, że dzieciaki nie mogą zostać same na chwilę, bo od razu płaczą. Ja umiałam się sama bawić, a teraz dzieckiem się trzeba zajmować 24/7.
Z czego to wynika?
Widzę też, że dzieci zdecydowanie później zaczynają czytać. Moja siostrzenica skończyła 1 klasę podstawówki i niewiele dzieci umie płynnie czytać ze zrozumieniem. Ja czytałam sama książki już w zerówce, a znam dzieci, które płynnie nauczyły się czytać w przedszkolu.
Niektóre dzieci w 1 klasie podstawówki nie umieją same sobie zawiązać sznurowadeł.
Początkowo to była moja odpowiedź w innym wątku, ale że jest ona długa i z lekkim tzw. "napracowaniem", umieszczę w osobnym wpisie to, co chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. IMO odnosi się to do wielu licznych problemów współczesnych młodych ludzi, a być może po części odpowiada na pytania, skąd wokół nagle tyle depresji i innych zaburzeń emocjonalnych. I jakby co to tak, wiem, że to, co tutaj piszę, nie jest wcale oryginalne - podobne teksty krążą po necie od dawna. Być może dla niektórych będzie to wręcz trywialne.
Żyjemy w świecie natychmiastowej gratyfikacji. Masz chcicę? Włączasz porno i oglądasz w negliżu laski, o których 95% naszych przodków mogło pomarzyć. Jesteś głodny? Zamawiasz pyszną pizzę, która jest Ci dowożona pod sam nosek. Nudzi Ci się? Odpalasz grę, nad którą cały sztab specjalistów ślęczał latami, by uczynić ją jak najbardziej angażującą i ciekawą.
Na te wszystkie sytuacje mózg reaguje tak samo - pobudzająca dopamina zalewa region, który jest nazywany "układem nagrody". Jest to mechanizm, który w mniejszej lub większej części jest odpowiedzialny za wszystkie uzależnienia. W myśl hedonizmu im więcej pobudzamy sobie ten układ, tym lepiej, bo przyjemniej, prawda? Niestety, w rzeczywistości ma to marne skutki dalekosiężne, nawet jeżeli to, czym się "pobudzamy", samo w sobie nie jest szkodliwe (jak np. porno).
Receptory dopaminowe przyzwyczają się poprzez desensytyzację na tak częste wyrzuty neuroprzekaźnika. Powoduje to, że potrzebujemy więcej i więcej, by osiągnąć ten sam efekt. Doskonale widać to na przykładzie porno - nałogowcowi kiedyś wystarczał sam widok gołej pani, a obecnie bez hardkorowo fetyszystycznych filmików ze szczaniem na twarz i okładaniem pejczami ani rusz. Desperackie poszukiwanie pobudzenia.
W miarę postępującej desensytyzacji nasz układ nagrody będzie się domagał coraz intensywniejszych doznań, ale my w końcu dochodzimy do punktu, w którym już nie jesteśmy w stanie dać więcej pożywki naszemu łakomemu mózgowi - i wtedy już nawet to, co było dla nas źródłem przyjemności, przestaje nas cieszyć. A najgorsze jest to, że tym bardziej żadnej satysfakcji nie sprawiają nam zwyczajne radości życia codziennego - coś, co dla zdrowego człowieka jest wystarczającym powodem, by wstać rano z łóżka. Tracimy motywację do jakiejkowiek aktywności, a to z kolei prowadzi do depresji.
Dlatego moim zdaniem szkodliwe jest typowe dla współczesności hedonistyczne podejście do życia. Więcej nie znaczy lepiej. Przyjemniej nie znaczy szczęśliwiej. Nasi przodkowie, z których tak często się wyśmiewamy, rozumieli to zaskakująco lepiej i dojrzalej od nas.
Moim zdaniem trudną prawdą o życiu jest to, że żebyśmy mogli je doceniać i czerpać zeń szczęście w sposób trwały i długoterminowy (i to na poziomie zarówno filozoficznym, jak i czysto neurofizjologicznym, co opisałem wcześniej), musimy mieć w nim także miejsce na deprywację, ból i cierpienie. To są naturalne elementy żywota, które należy zaakceptować i nauczyć się je właściwie przeżywać, a nie unikać za wszelką cenę. Jeszcze parę pokoleń temu powszechne były ścisłe posty, a nawet samoumartwianie się. Obecnie ludzie patrzą na takie praktyki z pogardą, a wydaje mi się, że nasi pradziadkowie wiedzieli, co robili. Może nie rozumieli tego na poziomie naukowym, a bardziej duchowym (co jest wkładem chrześcijaństwa), ale obserwowali, że na dłuższą metę jest to prozdrowotne dla psychiki. Myślę, że w każdym człowieku istnieje popęd cierpienia, a tłumiony przez współczesną kulturę znajduje on niekiedy ujście w patologiczny sposób - np. w formie cięcia się żyletką przez nastolatkę z borderem.
Na zakończenie polecam utwór Kaczmarskiego pt. "Wojna postu z karnawałem". Najważniejsze w utworze, rzecz jasna, ostatnie zdanie.
https://www.youtube.com/watch?v=clr9gqqZ6jg
XDDDDD miałem tego aż za dużo i co? Jakoś nie widzę pozytywnych skutków