Wpis z mikrobloga

38 lat temu pewien chłopiec stworzył zabójcze combo. Takie, którego nawet ja bym się nie odważył spróbować przetestować ;v Stroszek und Idiot stało się wręcz kultowym połączeniem w środowisku muzycznym. Na tyle silnym, że nawet dziś przez ten wypadek wspomina się dwie rzeczy jako całość. Mimo, że daleko im od samobójstwa. Jednak pominę dziś kwestię samego filmu Herzoga a skupię się lekko na samej płycie. Płyta stworzyła historię, jest zapamiętana po tych 41 latach(jezu ale ten czas zapieprza). Jednak samo jej stworzenie też zostało poprzedzone innymi wydarzeniami i procesem tworzenia. A w tym wypadku, jest to bardzo ciekawe. Szybki wpisik na temat samego The Idiot od Iggy’ego Popa.

No dobra, płyta wychodzi w 1977 roku. Co do tego czasu mamy? Ledwo żywego zaćpanego Iggy’ego, bez perspektyw na sukces, wizji. Oby tylko był hajs na działkę i jakoś to będzie. Znajomości były, wspomnienia sławy sprzed kilku lat jeszcze się odbijały ale to było powoli za mało by móc się odbić. Gnił w tej zasranej(pewnie swoim gównem, Ray Manzarek z The Doors próbował z nim grać i to było bardzo trudne i pojawiały się plotki że nie trzymał zbytnio swoich fekaliów w kontroli ;v) Kaliforni. Po bójce dostał pewien warunek: albo komisariat albo zakład psychiatryczny. Wybrał drugie bo łatwiej wyjść xD Przez cały okres wywczasu odwiedziło go parę osób(w tym Ola Hudson z synem Saulem, za kilkadziesiąt lat znanym jako Slash :>) ale jak sam potem stwierdził:,,Nikt więcej mnie nie odwiedził, nikt. Nawet moi tak zwani przyjaciele z los Angeles. Ale David przyszedł.’’ No właśnie, David Bowie nie zapomniał o tym, jak był zafascynowany jego osobą kilka lat temu. Bowie spędzał czas w LA na przygotowywaniu się do roli w filmie:,,Człowiek, który spadł na ziemię’’ i przy okazji nagrywająć album Station to Station. O tym albumie kiedy indziej ale sama dosyć mroczna otoczka nagrywania płyty i wykrystalizowania się postaci Thin White Duke dała też kopa Jimmy’emu. Na szybkości, Bowie zaproponował wyrwanie się z LA, wyjazd do Europy na trasę płyty i przy okazji zabawienia się w życiu. Sprawy poszły bardzo szybko, spakowali manatki z Nowego Jorku, Iggy zaczął się hamować ze swoimi odpałami. Trafili do studia pod Paryżem i tam nastąpił początek nagrywania jednego z dwóch albumów. To dzięki staraniom Bowiego, Iggy dostał kontrakt od RCA na nagranie i ,,ostatnią szansę’’. Szybki przeskok do Monachium na dogranie wokali w studiu Gorgio Morodera, po czym sam Tom Visconti zabrał za organizowanie tego chaosu w Berlinie. Sama płyta dopracowana została wydana 18 marca 1977. O sukcesie nie powiem, bo to masa biografii Bowiego i Popa na raz. Ale skupmy się na walorach płyty.

Sama płyta jest pewnym eksperymentem Davida. Chciał przetestować swoje pomysły na nachodzący koncept w głowie. Oczywiście chodzi o przyszłą trylogię berlińską. I The Idiot jest takim preludium do tych płyt. Czuć w nich chłód i niepewność. Od samego początku można wyłapać parę bardzo chwytliwych metafor muzycznych. Głeboki bas i na pozór bardzo ,,Lowowa’’ piosenka jaką jest Sister Midnight jest początkiem i dobrym wprowadzeniem do Nightclubbing. Tutaj czujesz chłód berlińskich neonów połączoną z bulwarem Miasta Aniołów. Równoczesnie możesz iść na impreze totalnie załadowany narkotykami albo wracać właśnie w atmosferze pewnej szalonej nocy o 4 nad ranem. Funtime jest idealnym mixem krautrockowej inspiracj chłodu gitar i delikatnej konsekwencji sentyzatorów od Kraftwerku. Baby jest kolejnym chłodem na równi ze wspominanym Nightclubbing z detalem osłuchawinego przez chłopaków Tomem Waitsem. China Girl czyli fantastyczna historia tej dziwnej miłości. I z tym utworem po latach stwierdzam, ze Iggy miał rację, jego wersja jest lepsza. Posłuchajcie co się dzieje w 1:32 te klawisze robią wszystko w tej historii, lekki dramat a potem prawie minutowy instrumental na końcu. Dum Dum Boys, dzisiaj ktoś by powiedział ze narkotyczny i psychodeliczny hołd dla całego The Stooges(Dum Dum Boys byli nazywani bracia Ashetonowie). Na Tiny Girl za bardzo ten eksperyment nie wyszedł, ten utwór był złym pomysłem starego Bowiego z początków kariery wrzucony do worka z trąbkami, totalnie niewypał. Ale finisz w postaci Mass Production to już genialna zapowiedz nie tyle co Lust for Life ale i samego Bowiego. Czasem myślę że robiony na #!$%@? ale w tym szaleństwie jest metoda. Głos Jimmy’ego idealnie wpasowany w te klimaty, jakby dotychczasowe 7 utworów wrzucone w jedną całość. Płyta pomogła odżyć Iggy’emu a samemu Davidowi wiadomo, pozwoliło to pójść krok dalej ze swoją wizją.

Za bardzo odbiegłem od meritum. Czemu ta płyta mogła spowodować samobójstwo Curtisa? Teksty czy sama płyta jest bardzo mroczna z trzech powodów:
1. Przesiąkniecie Bowiem. Jego jeszcze trzymało po LA z tymi wizjami na satanizm, narkotyzm, szukania inspiracji w nazistowskich zbrodniarzach. Jest dobijająca pod tą płaszczyzną fascynacji mrokiem i złem.
2. Odżywający trup w postaci Iggy’ego. Nie tego się spodziewali odbiorcy znający jego dotychczasowe nie tyle co wydawnictwa a co… styl życia. Jest nasycona tymi doświadczeniami z ostatnich 5/6 lat gdzie niekiedy zostawał sam na pastwę losu nocując u byle kurtyzany na materacu gdy pracowała. To szokowało ludzi po drugiej stronie Atlantyku. Już wtedy stwierdzono, że jest nie do zdarcia i jednak budził podziw. Sam narcyzm Popa tez podbijał fakt powstawanie punku, gdzie mówiono o nim wprost jako ojcu chrzestnym. Czuł się doceniony i chciał w końcu pokazać:,,NO #!$%@? W KOŃCU’’
3. Inspiracje berlińskie. Życie chłopaków przelewające się na ich materiał bywały dosyć trudne. Na Bowiem zrobił ogromne wrażenie polski robotnik pracujący przy Dworcu gdańskum w Warszawie jak jechali do Moskwy. Życie w bloku obok strefy zdemilitaryzowanej w Berlinie, surowość i bieda w mieście dawała ten ponury klimat że jeśli nawet czujesz w tym materiale chwile tańca to nadal tańczysz w szarym obskurnym magazynie bez okien.

I teraz spójrzmy na Iana. 23 lata, dziecko, żona, której nie kocha. Kochanka, która na niego liczy. Coraz większy sukces płyt, trasa w USA i jego strach przed wylotem Stanów. Brak umiejętności poradzenia sobie z życiem i na końcu ataki padaczki. One się wtedy nasiliły, każdy dobry fan JD o tym wie. Ale rozmawiałem kiedyś ze znajomym który ma padaczkę. Powiedział coś w ten deseń:,,Z czasem się przyzwyczajasz, nawet jakoś sobie radzisz. Ale po każdym ataku jest to tak mocna dawka złych emocji. Że znów masz atak, że znów zawiodłeś, że miało być lepiej, że znów robisz sobą problem, że znów cos nie wyszło, że znów to się powtarza, że znów to przechodzisz. Czasem masz już #!$%@? po prostu dość.’’ I Ian miał dość. Zestawmy to z Popem. Czy Iggy też nie miał dość kilka lat wcześniej zanim wydano album? Czy nie jest to nawarstwione złymi emocjami? Ian wybrał, niestety, ale najlepszy do tego wówczas album.

I chyba lepiej że odszedłeś. Zrobiłeś więcej niż myślałeś w muzyce przez dwa lata mordo.
A Iggy Pop? ,,…tylko Iggy Pop miałby szanse, dwadzieściakilkalat…’’

Iggy Pop - China Girl

#muzyka #zimniokpoleca #iggypop #davidbowie #joydivision
A.....h - 38 lat temu pewien chłopiec stworzył zabójcze combo. Takie, którego nawet j...
  • 2
  • Odpowiedz
18+

Zawiera treści 18+

Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.