Wpis z mikrobloga

  • 553
To jest straszne jak ludzie idą w góry! Nie zdają sobie sprawy z zagrożenia! Ja wchodziłem w zeszłym roku na Giewont, lipiec, skwar, wszyscy w krótkich spodenkach, japonki, klapki, małe dzieci - koszmar! Ja jedyny byłem przygotowany: dwa czekany, raki, profesjonalna odzież, specjalistyczny mocno spłaszczony namiot (żeby opierał się wiatrom), butle z tlenem - najgorsze były te ich drwiące spojrzenia ignorantów. A przecież to GÓRY i wszystko może się zmienić w sekundę! Wejście podzieliłem na 4 dni, co paręset metrów obóz, aklimatyzacja, oczywiście poręczówki na każdym etapie i ostatniego dnia atak na szczyt. Co dzień rano znajdowałem w przedsionku mojego namiotu puszki po Coli i opakowania po chipsach! Przeklęci amatorzy! W końcu zdobyłem szczyt, zużyte butle zostawiłem w pod krzyżem w strefie śmierci, gdzie -o zgrozo! - spotkałem babcię z dwójką wnucząt! Schodziłem kolejne 4 dni, ale przeżyłem tę próbę umiejętności i charakteru. Pod koniec sierpnia planuję wejść na Kopiec Kościuszki, w stylu alpejskim - ale jak zobaczę turystów z dziećmi i watą cukrową, to dzwonię na policję.
~Prawdziwy człowiek gór, alpinista, profesjonalsta 

#pasta #heheszki
  • 12
via Wykop Mobilny (Android)
  • 5
@Ryzu17: Ty się #!$%@? śmiejesz, a ja parę lat temu takiego właśnie alpinistę w drodze na Giewont spotkałem. Nie szedłem w klapkach czy krótkich spodenkach, tylko tak normalnie - buty, dżinsy, koszyka, w plecaku jakaś bluza, trochę picia i jakieś duperele. Spotkaliśmy się jakoś na początku drogi jakiś tak tuż przed południem i pierwsze o co zaczął się mądrzyć, to to, że za późno wyszedłem, że później mnie nic w górach
@Ryzu17: Co ty wiesz! Aklimatyzacja to podstawa, chwila nieuwagi, choroba wysokościowa, obrzęk mózgu i chłopa nie ma. Tak straciłem partnera na Jurze Krakowsko Częstochowskiej, a też był kozak i mówił: " Nie wygłupiaj się, tu płasko jak na stole" - a teraz pomagam jego żonie i dzieciaki do szkoły wyprawiam, ech, szkoda mówić, to jest ta gorycz z którą obcuje tylko człowiek gór.