Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#zwiazki
Na wykopie przeczytałem, że zabranienie dziewczynie wychodzenia na piwo z kolegą to rak, przegryw i w ogóle brak zaufania.
W tym przypadku jednak ciężko jest mi nie być zazdrosnym o nią i tak po prostu powiedzieć: spoko, nic mi do tego.

Zostałem zapytany czy nie mam nic przeciwko temu by się umówiła na piwo z kolegą. Z którym kolegą, zapytałem.
Nooo... z Michałem.
Jakim Michałem?! Nie słyszałem wcześniej o żadnym koledze Michale.

No i w sumie nic dziwnego, że nie słyszałem, bo znają się od dwóch tygodni.
Skąd go zna? No... w zasadzie to jest kolega jej siostry.
Brnąłem dalej z pytaniami. Gdzie się poznaliście? Tak osobiście to w zasadzie nie mieli jeszcze okazji, rozmawiali do tej pory tylko na Facebooku.
Przeglądał znajomych jej siostry i ponoć natrafił na jej profil. Z początku nawet próbował ją podrywać, ale od razu miała mu oznajmić że ma chłopaka i nie jest zainteresowana. Kontynuowała rozmowę, bo w sumie miło się gadało i okazało się, że mają wspólne zainteresowania.

Byłem, #!$%@?, WŚCIEKŁY.
Oczywiście, że się nie zgodziłem. Czułem, że jej tak nie wypada.
Pokłóciliśmy się, po czym ona się popłakała i zamknęła w pokoju.

Jej argumenty:
- ona ma tylko jedną przyjaciółkę, z którą i tak się mało widuje, bo tamta ma bliższe, "fajniejsze" przyjaciółki. Oprócz tego nie ma dosłownie żadnych znajomych.
- widujemy się często ze znajomymi, ale to są w zasadzie sami moi znajomi. Ona chciałaby też mieć jakiegoś swojego znajomego.
- ja też się widuję z koleżankami na piwie bez jej udziału. No tak, ale to są koleżanki z pracy, ona już je spotkała i nigdy nie była zazdrosna, bo nie miała o co. Tak się złożyło, że pracuję w miejscu gdzie są prawie same kobiety, więc tak wychodzi.
- teraz wie jakie mam zaufanie do niej.
Zaproponowałem, że może pójdę z nią, spotkamy się we trójkę. Usłyszałem: "Ja się na twoje piwo z laskami sama nie wpraszam."

Dużo czasu myślałem nad jej argumentami i powoli wewnętrznie przyznałem jej rację. Nie chcę ograniczać jej znajomych, do tego jej ufam że nie ma złych zamiarów, bardziej martwię się o "kolegę".
Przyznałem jej się, że zmieniłem zdanie i mogą się spotkać. Usłyszałem: "Dobra, już nieważne".
Zacząłem nalegać, ona na to: "Daj już mi spokój. Może masz rację, pewnie nie powinnam się z nim spotykać".

Mam ból głowy i dylemat. Chcę dla niej jak najlepiej, kocham ją. Jeśli bardzo doskwiera jej brak znajomych to nie chciałbym dodatkowo tego pogarszać. Może gość nie jest dla mnie zagrożeniem? Nie wiem, ale mimo to jestem MEGA zazdrosny.
Mam wrażenie, że balansuję na cienkiej nitce, którą ona kołysze. Z jednej strony zgadzając się pokazuję jak dobrym jestem partnerem, jak bardzo mi na niej zależy. Z drugiej strony równie dobrze mogę wystawiać ją do odbicia nowemu "koledze" i powoli zaczynają mi rosnąć rogi.

Podsumowując, wydaje mi się, że:
- ja trzeźwo myślę i mam uzasadnione obawy
- "kolega" ma plan i dla niego to będzie raczej randka
- ona rzeczywiście ma problem ze znajomymi, który chciałbym jej pomóc rozwiązać, ale mimo wszystko jest naiwna jeśli myśli, że "kolega" traktuje ją jak koleżankę

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
  • 41
  • Odpowiedz