Wpis z mikrobloga

Na początku jak zawsze w tym miejscu i czasie. Macieju, po dłuższych przemyśleniach przyznaję Tobie rację i dzisiejszy wpis będzie stanowił może nie odpowiedzieć, ale spore nawiązanie do Twojego komentarza. Dariuszu ciekawie prawisz, ale ja na razie jeszcze na dietę tłuszczową się nie piszę. Mam swoje „wizje” odchudzające i będę się ich trzymał.

Jak pisałem wcześniej, w ostatnim roku moje bieganie parę razy było przerwane różnymi urazami. O ile w pierwszych latach mojej biegowej pasji urazy i kontuzje omijały mnie szerokim łukiem, to w ostatnim roku nadrobiły sobie wszystko z nawiązką. Muszę przyznać, że zastanawiałem się nad przyczyną i chyba ją znalazłem. Ostatnie dwa lata trochę popuściłem mój rygor żywieniowy i chyłkiem, boczkiem, a moja waga zaczęła przybierać. Może aż tak bardzo tego nie widziałem, w każdym razie brzuch nie przesłaniał jeszcze widoku stóp, ani innych części ciała, kiedy zerkałem w dół, ale kilogramy przypływały powolnym, ale stałym rytmem.

No i te 3 tygodnie temu coś mnie pokusiło i wszedłem na wagę. Jak był tego efekt już pisałem, więc tylko nadmienię, że przeżyłem wcale nie mały szok wagowo – osobowościowy. Zrozumiałem skąd moje urazy i już wiem, że dopóki nie zjadę co najmniej poniżej 80 kg, to o bieganiu normalnym, interwałowym czy podbiegowym mogę zapomnieć. Na razie wracam do Gallowaya i dopóki nie schudnę o innej metodzie mogę zapomnieć. Martwi mnie jedno: półmaraton za miesiąc, a przy obecnej mojej wadze, nie mam co śnić, by z tym dystansem się zmierzyć. I to mówimy tu o wytrzymałości kolan, a nawet nie wspominam o czasie, których chciałbym uzyskać.

Jeżeli do startu nie zbiegnę poniżej 84 kg, to nie wiem, czy jest sens startować. A jak uda się zbiec poniżej tej wagi, to wtedy zacznę się zastanawiać jak przebiec. Na razie truchtanie Gallowayem co drugi dzień, jutro na spokojnie na parkrun, a co z tego wybiegnie się dopiero okaże. Zaczynam wyścig bez trzymanki: brzuch, wytrzymałość, półmaraton, start. Co zwycięży okaże się niedługo.

Na koniec jeszcze taka ogólna uwaga. Jeżeli ktoś chce zacząć biegać, bo ma nadwagę, otyłość i planuje schudnąć, to nie, nie ta drogą. Odchudzanie przez bieganie jest obciążone zbyt dużym ryzykiem wystąpienia poważnego urazu. Natomiast jeżeli ktoś chce się odchudzić, bo planuje zacząć biegać, to jak najbardziej. Możny napisać, że jest to świetna forma motywacji. Chcę zacząć biegać? Chcę poczuć smak adrenaliny i ten nie do opisania entuzjazm, który porywa nas w chwili startu? W takim razie muszę schudnąć, bo inaczej nigdy tego nie poczuję.

Podsumowując: dopóki nie zgubimy takiej ilości kilogramów, by nasza waga ie była zabójczym przeciążeniem dla naszych kolan, to odpuszczamy bieganie. Ruch tak, aktywność, spacery, ale bieganie, to artystyczna forma destrukcji kolan.: