Wpis z mikrobloga

Damaszek - nieznośny sąsiad

Siedem lat temu przeprowadziłam się do 11-piętrowego bloku w dzielnicy Yarmouk na obrzeżach Damaszku. Moje mieszkanie jest na przedostatnim piętrze. Po jakimś czasie w odległości około 200 metrów wybudowano kolejny blok. Jest tak daleko, że nie zwróciłam na niego uwagi. W międzyczasie wybuchły protesty jakiejś umiarkowanej opozycji. Chcieli chyba obalić rząd i wprowadzić jakiś szariat w całym Lewancie, czy coś takiego. Nigdy nie interesowałam się polityką krajową i pewnie by tak zostało do dzisiaj, gdyby nie pewne zdarzenie, które miało miejsce ostatniego lata.

Był piątek, około 22:00. Czekałam na koleżankę i miałyśmy razem wyjść do Halal Kauflandu na weekendowe zakupy. Nagle usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Kiedy otworzyłam, zobaczyłam, że to nie moja koleżanka, tylko jakiś mężczyzna. Był raczej po trzydziestce, czarna piżamo-spódnica, ruda, długa po pas broda, czarna opaska na czole z jakimiś białymi szlaczkami i #!$%@? w przekrwionych oczach. Pomyślałam sobie wtedy: gdzie ten facet się ubiera? Do tego śmierdział jakimiś chemikaliami czy raczej tak jak cuchnie powietrze w nowy rok po północy, kiedy wszyscy naraz odpalają fajerwerki. Uprzejmie zapytał, czy mogę zgasić światło, bo ma pilną robotę do skończenia na jutro i to światło sprawia, że on nie może pracować. I tak szykowałam się do wyjścia, więc powiedziałam, że "tak, tak, oczywiście". Facet poszedł, więc myślałam, że sprawa załatwiona.

Koleżanka się spóźniała, więc pół godziny później światło u mnie wciąż było zapalone. Usłyszałam tym razem nie pukanie, ale walenie pięścią w drzwi. Sąsiad wrócił i aż pienił się z wściekłości. Mówił coś w rodzaju: "Mówiłem ci, że masz zgasić to światło, albo pójdziesz w niewolę alawicka suko!". Krzyczał, a ja zaczęłam się zastanawiać, gdzie on mieszka. Akurat znałam swoich sąsiadów – nade mną mieszka dziewczyna, która rzadko bywa w domu. Pode mną znajoma znajomej. Nie kojarzyłam tego typa.

Sąsiad wyjaśnił, że mieszka w bloku naprzeciwko, tym oddalonym o co najmniej 200 metrów. Poza tym tamten blok jest niższy, a ja mieszkałam na przedostatnim piętrze, więc nie było możliwości, żebym mogła świecić komuś w okno. To oddzielne osiedla, oddzielne trawniki, a pozatym oddzielone ziemią niczyją - po jednej stronie wojska rządowe, a po drugiej umiarkowana opozycja itd. Swoją drogą nie wiem jak on się tu dostał, ponieważ każdego dnia w dzień i nocy trwa ostrzał snajperski z obydwóch stron, ale tak jak pisałam na początku - polityką nigdy się nie interesowałam. On powiedział, że "świecę mu, bo nie mam zasłonek". Rzeczywiście nie miałam zasłon, bo lubię widok z okna. Mieszkając tak wysoko, nie ma niebezpieczeństwa, że ktoś mnie zobaczy czy nawet ostrzela mi okna.

Udało mi się go pozbyć i przyszła moja koleżanka. Byłam już roztrzęsiona i opowiedziałam jej wszystko. Posiedziałyśmy chwilę i wtedy zaczęły się uporczywe domofony. Ktoś dzwonił, jestem pewna, że to on, a gdy pytałam, "kto tam?", nie odpowiadał. Dopiero za szóstym czy siódmym razem powiedział: "Wyłączaj to światło asadowska #!$%@?!".

Może bym o tym zapomniała, ale następnego dnia wieczorem wszystko zaczęło się od nowa. Dzwonił domofonem, a potem jakoś dostał się do bloku i walił pięścią w moje drzwi. Zasłaniał ręką wizjer i uderzał. Krzyczał, żebym wyłączyła światło, bo mi podjedzie jakimś pięcio tonowym SVBIEDem pod blok i że dołączę do reszty hurys w raju. To było przerażające. Nie wiedziałam, co robić. Nie potrafiłam ustalić, gdzie on mieszka. Mama radziła mi zadzwonić na Mukhabarat, ale się na to nie zdecydowałam – co miałam im powiedzieć? Później wieczorem przyszli do mnie znajomi i zrobiliśmy bardzo głupią rzecz. Pozapalaliśmy światła w całym mieszkaniu. Włączyliśmy wszystkie lampki, jakie tylko miałam, łącznie z choinkowymi i zostawiliśmy tak do bardzo późna, do jakiejś 2:00 w nocy.

O dziwo, to zadziałało. Domofony i wizyty już się nie powtórzyły. To niestety nie był koniec tej przykrej historii. Po jakimś czasie zaczęłam czuć smród na klatce schodowej. Okazało się, że pod moją wycieraczką były rozgniecione napletki. Leżały tam przynajmniej tydzień. Śmierdziało tak strasznie, że nie dało się jej uratować i musiałam ją wyrzucić. To była obrzydliwa, sąsiedzka zemsta, choć ja przecież nic nie zrobiłam! Dlaczego ja?

Odpowiedzi na moje pytanie zaczęłam szukać w internecie. W końcu natrafilam na #syria na wykopie. Opisałam całą swoją historię przemiłym Mireczkom, którzy nazwali mnie swoją Mirabelką. Co za sympatyczne chłopaki. Dowiedziałam się od nich, że mój natrętny sąsiad spełniał wszystkie kryteria niejakiego Mareczka, którego oni doskonale znają z podobnych zachowań na tagu. Zaproponowani mi żebym zmieniła kod w domofonie oraz, że wyślą po niego ich secjalny oddział o nazwie "Mareczek Hunters Club". Grzecznie im podziękowałam za pomoc, ale od takich spraw jest u nas Mukhabarat albo odziały Tygrysa. Dostałam tak wiele propozycji matrymonialnych na PW i do tego stopnia było to miłe z ich strony, że w końcu musiałam usunąć tam konto.

A po jakimś czasie zauważyłam, że w oknach jednego z mieszkań w tym bloku naprzeciwko pojawiły się rolety zaciemniające. Może to mieszanie "miłego" sąsiada? Niestety, ale tego już się nigdy nie dowiedziałam, ponieważ niedługo potem jego blok został wysadzony bombą tunelową, którą wojska rządowe drążyły od wiosny.

https://kobieta.wp.pl/list-od-czytelniczki-sasiad-zemscil-sie-na-mnie-w-obrzydliwy-sposob-6222078340245633a
  • 3