Wpis z mikrobloga

Takie tam po piątku

Tego dnia denaturat smakował wybornie… Wlewając do słoika resztkę szlachetnego trunku, myślami nurzałem się już w jego subtelnej, zniewalającej woni. Czegóż pyszniejszego mógłby chcieć od życia taki gość jak ja, wszak pieniądzem nigdy nie śmierdziałem, a i z rodziną kontakty były nazbyt skomplikowane, by w ogóle próbować je podtrzymywać. Tylko ja i moje skromne cztery ściany opuszczonego mieszkania komunalnego, ulokowanego nieopodal świątyni słowiańskich pradawnych bóstw – sklepu monopolowego. To tam składałem hojne ofiary z pordzewiałych groszówek, zdobytych w wyniku transakcji „złom-pieniądz”. Dzisiejszego wieczoru, być może w wyniku nadmiernego dawkowania eliksiru o smaku purpury, a co i równie niewykluczone, zwyczajnej polskiej wrażliwości, świątynia bożka pragnienia wydawała się podejrzanie dziwna. Blado-zielonkawy neon zazwyczaj figlarnie mrugający do mnie, niczym dziewczyny z utraconych lat młodzieńczych, zdawał się ponury, jakby chciał powiadomić mnie o nieuchronnym fatum ciążącym nad moją osobą, jednocześnie oskarżając o zmarnowanie każdego, nawet najmarniejszego talentu jaki kiedykolwiek w życiu otrzymałem. O tak, dziewczyny z lat przedspirytusowych, te z lekko wymalowanymi rzęsami, podkreślonymi delikatnie ustami i talią, z włosami ułożonymi przez wiatr w cud chaosu… Dziś nawet te brzydkie i grube wydają się piękne i nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale brakuje mi ich chyba bardziej. Włócząc leniwie wzrokiem po nierównej tafli napisu w wymownym kolorze nadziei, zacząłem tęsknić beznadziejnie po słowiańsku, za utraconą potęgą, wolnością i właściwie - nie wiadomo czym…
#gownowpis #tworczoscwlasna #cwiercinteligjenci #nostalgia