Aktywne Wpisy
Zawiera treści 18+
Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.
Darthal +75
Nie daje rady tak żyć. Nie mam rodziny, przyjaciół, dziewczyny, dobrego wykształcenia, samochodu. Jestem sam, zwykłym zerem. Małe miasteczko w którym żyje tętni życiem. Wskoczyłem na rower i jeździłem na nim przez kilka godzin obserwując jak ludzie normalnie żyją. Jak chodzą na spacery, jak w sklepie biorą piwa i przekąski na wieczór bo piątek, jakieś dziewczyny rozmawiały o tym że idą wieczorem do kina i będzie super. Obok matka z dwoma kilku
Błądzący wzrok Tomasza wędrował wokół pogorzeliska w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby stanowić poszlakę, lub choćby marną podpowiedź w sprawie. Zatrzymał się na pręcie, którym technik penetrował zgliszcza.
- A to gdzie znalazłeś? – zapytał, wskazując na przedmiot.
- Pogrzebacz? Gdzieś tu leżał. A o co chodzi?
- Pokaż, to może być nawet narzędzie zbrodni – powiedział Uglēnbërg zakładając rękawiczki.
- Chyba pan żartuje, kto mógłby być aż tak głupi? – roześmiał się technik.
- Widzę, że krótko tu pracujesz. Jeśli planujesz dłuższą karierę w policji, musisz zawsze sprawdzać każdą ewentualność, nawet najdurniejszą – poradził po ojcowsku Tomasz.
Z wozu strażackiego, który właśnie nadjechał, wyszło trzech ludzi ze sprzętem alpinistycznym i hydraulicznym, oraz podstawowymi narzędziami warsztatowymi. Zebrawszy się przy kominie – jedynym elemencie konstrukcji starego, drewnianego budynku, który pozostał w całości – debatowali nad najmniej inwazyjną metodą wydobycia ciała z przewodu. Komisarz Uglēnbërg udał się w ich kierunku.
- Jaki jest plan, panie kapitanie? – zagadał najwyższego stopniem strażaka prowadzącego akcję.
- Nikt z naszych ludzi nie zmieści się w środku, a ciało utkwiło dosyć głęboko, musimy delikatnie zburzyć część komina od góry – mówił gestykulując - po czym ostrożnie wyjąć truchło.
- Profesjonalne podejście, może nawet uda się zebrać jakieś materiały, ułatwiacie mi zadanie.
- Zawsze staramy się działać w ten sposób. Rodziny ofiar wypadków niezbyt dobrze znoszą widok ciał dostarczanych po kawałku, więc młot i kula raczej odpadają.
- Myślicie, że to mógł być zwykły wypadek? Po co ktoś miałby pchać się do komina?
- Wciskanie sobie żarówki w odbyt również nie należy do zachowań standardowych, ale koledzy z SOR-u ciągle opowiadają o tego typu przypadkach.
- Co racja, to racja – przyznał Uglēnbërg kiwając głową– róbcie swoje.
Oddalił się o kilka kroków i usiadł na niedopalonej belce stropu Oleńki, przyglądając się dokładnie pogrzebaczowi. Centymetr po centymetrze wodził wzrokiem po powierzchni starego pręta pokrytego sadzą i popiołem. Przybrał niezadowoloną minę, nie znajdując ani śladu krwi. Sierżant Proporczyk najwyraźniej udało się oswobodzić z sideł hien dziennikarskich, bo dołączyła do Uglēnbërga.
- Co tam masz? – spytała.
- Pogrzebacz. Leżał w tych gruzach.
- I czemu się tak przyglądasz? Znalazłeś coś na nim?
-Tak, zobacz. To tlenek żelaza – odpowiedział Tomasz tonem alchemika, który właśnie pozyskał złoto z gówna.
Policjantka entuzjastycznie schyliła się nad przedmiotem otwierając szeroko oczy.
- Nie widzę tu nic niezwykłego.
- Wiem. Gdyby ci kretyni nie grzebali nim w popiele, może pozostałby choćby ślad krwi i odcisków palców. O ile rzecz jasna jest on narzędziem zbrodni.
- Bez jaj, kto mógłby być aż tak głupi? – roześmiała się Proporczyk.
- Następna mądra. Doświadczenie uczy, że czasem najprostsze rozwiązania okazują się właściwe. Może na przykład jakiś buńczuczny pijak zabił tę dziewczynę pod wpływem alkoholu, pogubił co miał przy sobie, ciało niezdarnie wrzucił do komina, a Oleńkę podpalił. Pytanie tylko po co?
Pogrążył się w rozważaniach. Pijakowi ciężko byłoby wnieść ciało na dach, by wrzucić je do komina. Mógł raczej cisnąć zwłokami byle gdzie, skoro i tak podpalił GOK. Zresztą w kominie ciało zdawało się być najbardziej chronione przed płomieniami. Wiadomo, że prawdopodobnie nie tylko nie spłonęłoby, ale i szybko się znalazło. Z drugiej strony zostawił ewentualne narzędzie zbrodni na miejscu, ale może właśnie o to mu chodziło? Może chciał coś zamanifestować? Przemyślenia przerwała mu Jowita:
- A co z tym tlenkiem żelaza? Może dałoby się ustalić skąd pochodzi?
- Tlenek żelaza to rdza idiotko – nie wytrzymał Uglēnbërg. A ty zdobyłaś jakieś informacje?
- Tak, rozmawiałam z jej mężem – odpowiedziała nieśmiało.
- Dowiedziałaś się czegoś poza tym, że mieli, albo nie mieli dzieci?
- Tak, pracowała w Gminnym Ośrodku Kultury w Poprzecznej, czyli tutaj. Podobno często odwiedzała to miejsce również w czasie wolnym. Przywiązała się do tego niego, chciała spędzić tu jak najwięcej czasu, nacieszyć się klimatem przed rozbiórką. Twój telefon dzwoni, nie odbierzesz?
- Uglēnbërg, słucham?
- To ja, Osa. Mamy tu dziwne zgłoszenie, przyjedź szybko na komendę.
- W tej chwili? Zaraz mam oględziny zwłok.
- Myślę, że ten człowiek może mieć związek z twoją sprawą, a nie sądzę, żeby chciał długo czekać.
Tomasz i oficer dyżurny Leonard Osa darzyli się wyjątkowym szacunkiem, niezwykle też szanowali swój czas. Jeśli miał jakąś sprawę, z pewnością zasługiwała ona na uwagę.
- Dobra, zaraz będę, bez odbioru – rozłączył się – Jowita, gdzie ten mąż? Zabieramy go na komendę, trzeba ustalić szczegóły, strażakom jeszcze chwilę zejdzie z tym trupem.
Korek trochę się przerzedził, dotarli więc na miejsce w mniej, niż godzinę. Tomasz wolał w pierwszej kolejności dowiedzieć się, po co został ściągnięty na komendę, później dopiero porozmawiać z mężem denatki. W gabinecie - oprócz Osy - siedział bardzo zdenerwowany mężczyzna o owalnej, umorusanej twarzy, potężnej posturze i nieuczciwych, świdrujących oczkach. Był cały czerwony. Rytmicznie stukając obcasem o podłogę sapał ze złości i mamrotał coś pod nosem.
- Cześć, mamy gościa – powiedział dyżurny – ten jegomość chciałby zgłosić kradzież.
- Mam nadzieję że nie to jest powodem mojego przyjazdu tutaj?
- Cóż, pośrednio…
- Skradziono mój najlepszy szapoklak! – przerwał im wrzaskiem interesant, wstając z krzesła. Miał dobry metr dziewięćdziesiąt pięć, choć gdy siedział – wydawał się całkiem niski. Tomasz nie zdążył jednak przeanalizować tej iluzji, gdyż musiał uspokoić dziwnego gościa. Ten jednak nie chciał dać za wygraną. Potrząsał Uglēnbërgiem jak kukłą, nie przestając wrzeszczeć.
-Jak mam przystąpić do egzaminu na mistrza kominiarskiego bez szpokaka! Co to za policja, gdzie okradają ludzi w biały dzień, co to za kraj!
Osa i Uglēnbërg z nielada trudem obezwładnili ociężałego napastnika i usadzili z powrotem na krześle. Kiedy wreszcie się uspokoił, stanęli przed nim obaj, a Tomasz spojrzał na kolegę porozumiewawczo.
- Proszę zaczekać i siedzieć spokojnie, bo będziemy musieli pana zatrzymać. Myślę, że znaleźliśmy pański kapelusz.
Tomasz poszedł do samochodu, po cylinder znaleziony przy miejscu zbrodni. Gdy wrócił, położył brudny przedmiot na biurku przed kominiarzem. Zwalisty mężczyzna porwał go natychmiast tak, jakby był utkany z antymaterii parskając, niczym rozpłodowy odyniec.
- Gdzie go znaleźliście?! Co za drań śmiał mi go ukraść! - uniósł się świętym gniewem, wiercąc świńskimi oczami wszystko, na co patrzył.
- Na miejscu zbrodni, panie… jak pan w ogóle się nazywa? - spytał Tomasz.
- Korsarz. Mariusz Korsarz. Kominiarz z zawodu. Jakiej zbrodni!?
Bazyliszkowy wzrok skakał to na Uglēnbërga, to na Osę.
- A zatem panie Korsarz… ma pan świadomość, że ani ja, ani Osa nie urodziliśmy sie wczoraj i...
- To nie wszystko! Skradziono również mój pogrzebacz!!! - warknął gniewnie, ignorując wyraźne sugestie, że wpadł w kłopoty i to poważne.
Tomasz zbaraniał. Czyżby ten przerośnięty półgłówek właśnie upomniał się o kolejny dowód w sprawie morderstwa?
to z pewnością nie koniec...
#heheszki , #parodia , #historia , #kryminal , #szydera
Nie chcesz czekać na kolejną część? Zajrzyj na https://www.facebook.com/Supertrzmiel/