Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Tl;dr Jestem 21 letnim studentem, mam borderline i się cholernie tego wstydzę.

Mam nadzieję że post nie będzie nadmiernie chaotyczny i w końcu uda mi się to napisać. Poprzednie próby kończył się na połowie wpisu, i skasowaniu wszystkiego, z powodu narastającego poczucia wstydu (już w tym momencie czuję jak się zwiększa)

W każdym razie, mam 21 lat, praktycznie nie mam rodziny. Technicznie ją posiadam. Moja rodzina to w połowie alkoholicy, a jedyna osoba, którą w jakimkolwiek stopniu się związałem, jest na ostatniej prostej z powodu stwardnienia rozsianego. Jest jeszcze moja mama, które ma dobre serce, ale sama ledwo sobie daję radę, więc nie mam serca zrzucać swoich problemów na nią. Do czasu wyprowadzki na studia, przeżywałem w domu piekło. Ciągłe kłótnie, wyzwiska, bicie, zero radości z moich sukcesów. Wszystko zgarniał mój brat, który był oczkiem w głowie całej rodziny. Nikt spoza nie wierzył w moją krzywdę, co więcej, często też dostawałem #!$%@? że oczerniam swoją rodzinę, mimo wszystkiego co dla mnie robią. Nauczyciele, znajomi, dalsza rodzina, nawet mama. Wszyscy mówili to samo, że przesadzam.

Miewałem ataki paniki. Za to też byłem ganiony, bo cytując "zachowywałem się jak #!$%@?". Dopiero niedawno zrozumiałem że ataki paniki wynikały z poczucia odosobnienia, odrealnienia. Zawsze przy tym przyśpieszał mi oddech i przez to ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, co mnie jeszcze bardziej stresowało. Na szczęście udaje mi się obecnie to kontrolować; zamykam to w "bańce" racjonalizmu i tak się uspokajam.

Moje podboje miłosne również nie były najlepsze. Byłem, najprawdopodobniej do tej pory jestem niepełnosprawny emocjonalnie. Ostatni związek skończył się najgorzej. Przeprowadziłem się dla dziewczyny, do innego miasta. Chciałem w końcu mieć namiastkę rodziny, opieki, jakiegoś poczucia tego że komuś na mnie zależy. Skończyło się na tym, że zostawiła mnie, bo nie miałem czasu. Tłumaczenia że staram się wiązać koniec z końcem (na tygodniu studia, w weekend praca, po godzinach staram się rozwijać, żeby w końcu się odbić chociaż materialnie) nie dawały nic. Ostatecznie jestem sam w praktycznie obcym mieście. Mam co prawda znajomych na studiach, ale to nie to samo.

Do psychiatry, psychologa nie chcę iść. Nie jestem w stanie zmienić myślenie, że jest to człowiek który tam siedzi i mi słucha bo musi, bo mu za to płacą, a nie z chęci pomocy. I gdyby mógł, miałby mnie w dupie.

No i pozostaje też wstyd. Czemu wstyd? Bardzo proste. Brak społecznej akceptacji. Ile razy czytałem choćby tutaj na wykopie kwestie w stylu "typowe objawy borderline, uciekaj póki możesz". I wiem że w realnym życiu jest bardzo podobne. Kto chciałby wziąć na barki partnera z problemami psychicznymi? Szczególnie w kwestii męskich problemów psychicznych akceptacja jest dosyć niska.

Żeby nie pozostawiać wrażenia, że jestem od krok od samobójstwa, to cóż. Nie, nie jestem. Nie chcę się wieszać. Jestem wybitnym studentem, praktycznie non stop udzielam korepetycji. Pracodawca jest zadowolony z moich wyników pracy. Sam nauczyłem się żyć z moimi problemami, mieszkam sam od półtorej roku i jeszcze nie miałem żadnych poważnych podrygów samobójczych. Z ludźmi się dogaduje, co prawda jestem specyficzny bo mam najczęściej przysłowiowego kija w dupie, jeśli rozmawiam z kimś kogo nie znam, ale nie jestem odludkiem. Mam również pasję, głównie w nauce. Chciałbym jedynie się dopytać jak to jeszcze bardziej opanować? Najbardziej ponownie boli mnie to poczucie odrealnienia. Po prostu coś robię, i mam wrażenie że zaraz zemdleję i wszyscy w okół będą mnie wytykać palcami. Chciałbym też być bardziej odporny na wahania emocjonalne, które się pojawiają szczególnie gdy siedzę za długo sam w domu i skupiam się na moim myśleniu.

Przypomniało mi się. Jest jedna rzecz która zawsze sprawia mi ulgę. Kiedy pomagam innym. Stąd często nauczam, choćby za darmo, byleby kogoś wspomóc. Tak samo, kiedy spotykam kogoś z problemami psychicznymi, staram się do niego podejść jak najlepiej i okazać mu wsparcie. Więc jeśli znalazłby się ktoś, kto chciałby pogadać, bardzo proszę, chętnie porozmawiam.

I dziękuję wszystkim którzy to przeczytają że mogłem wam się wyżalić. Nie wiecie nawet jak ogromną ulgę mi to sprawiło.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 7
  • Odpowiedz
Terapia to nie płacenie komuś za słuchanie. Sam zauwwżysz, czy ta osoba lub terapia Ci pomaga. Ile znasz osób takich co możesz ze wszystkiego się wygadac? Często sama spowiedź dużo daje, a jak terapia jest konkretna i przynosi chociaż małe poprawy to warto. Nie jesteś sam w tym syfie, znam mnóstwo osób z podobną historią i objawami, taka reakcja organizmu na to co Cie w życiu spotkało. Super że chcesz walczyć, kiedyś
  • Odpowiedz
hmmm. nie chce być chamski ale czym do licha różni się terapeuta, który miałby cię w dupie gdybys mu nie zapłacił a korepetytor, który miałby cię w dupie gdybys mu nie zapłacił. nie bój się, dla mnie terapeuta to jedyna osoba, przy której w pełni wyjmuje kij w dupie.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Przeczytałem i uważam, że naprawdę nie masz się czego wstydzić. Jeżeli wygadanie się przynosi Ci ulgę to tym bardziej warto porozmawiać z terapeutą, może trafisz na osobę, która naprawdę chce i potrafi wysłuchać - są takie.
Trzymaj się Mireczku, masz kilka mocnych punktów oparcia, na których możesz powoli, cierpliwie zbudować dobre życie.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania:

Nie bój się terapeuty, on chce Ci pomóc i po to tam też jest, pieniądze swoją sprawą, ale wielu jest takich co pomagają z chęcią, nie dla pieniędzy.

Łatwo pisać mi z pozycji zdrowego, ale spróbuj obserwować swoje emocje i nie wpadać w pułapkę myślenia o sobie w negatywny sposób, dużo obserwuj świata, jak funkcjonują inni ludzie i jeżeli nauka Cię kręci to rozkmiń sobie świat w naukowy sposób,
  • Odpowiedz