Wpis z mikrobloga

Jak ja szkaluję cmentarz w okolicach 1 listopada.
W każdym normalny dzień (w przeciwieństwie do #!$%@? 1 listopada) można leźć na cmentarz normalnie. Wchodzisz, nikogo nie ma prócz truposzy. Ewentualnie jak świeży grób albo ktoś ma rocznicę umarcia, to masz dwie osoby w zasięgu wzroku, o ile nagrobki są niskie. Możesz porobić wtedy rzeczy, które się robi na cmentarzu, tj. podumać, pogadać do truposzy albo nawet pomodlić się, jak ktos ma taki fetysz.
A potem, kurna, przychodzi 1 listopada.
Powiedzmy, że cię coś w łeb przywaliło i akurat nie wiesz, jaki to #!$%@? dzień i w swojej głupocie myślisz "se może pojadę na cmentarz pogadać z truposzami". A gówno, nie pojedziesz. Znaczy, pojedziesz z prędkością 21,37 km/h, zakorkowana pomiędzy passeratti sąsiada a bmw drugiego sąsiadka. Parkujesz zajebiste półtora kilometra od cmentarza i zaraz koło ciebie sąsiad.
Sąsiad cię widzi. Otwiera bagażnik a tam, kurna, ogródek. Serio, kurna, ogródek taki, jaki trzymają w fikuśnych biurach, coby było bardziej zielono, a przy tym plastikowo, więc nawet stażysta nie musi podlewać. W każdym razie, sąsiad na ciebie patrzy i wypakowuje ten ogródek. Wieniec jeden. Drugi. Trzeci. Chwyta je jak opony, wstążki latają mu doookoła nóg. Przez te 1,5km #!$%@? się ze trzy razy, ale to nic. Patrzy na ciebie i wie, że wygrał.
- Paaani sąsiadko, jak pani chce coś kupić, to szybciuchno! - cieszy się sąsiad. Wyjebuje z bagażnika teraz pięćdziesiąt rodzajów zniczów, w tym taki w kształcie papieża, matki boskiej, herbu Legii, głowy znanego polskiego jutjubera Klocucha, wszystkich księżyców Urana w odpowiedniej skali i #!$%@? wie jeszcze czego. Wszystko próbuje unieść na raz.
No więc idziesz te półtora kilometra. Obok ludzie #!$%@?ą się o wstążki i #!$%@? znicze Legii Warszawa. Chytrzy sprzedawcy dopisują na twoich oczach zera do ceny zniczy, siadają na krzesełkach i czekają.
W międzyczasie musisz lawirować pomiędzy syfem. Okazuje się, że najwidoczniej o piątej rano była pierwsza tura syfiarzy, co #!$%@? wszystkie wstążki, kawałki wieńców itp. po drodze. Krążą pomiędzy tobą i innymi hieny, patrząc, czy w tych odpadkach nie znajdzie się może coś, co wypadło po drodze i nada się go walnięcia na nagrobek babci Lodzi.
Półtora kilometra zajmuje ci jakieś czterdzieści pięć minut. Gdy dochodzisz do bramy, już wiesz - jeśli chcesz dzisiaj gadać z trupami, będziesz się musiała bardzo głośno drzeć.
  • 6
@SomeoneFromPoland
@WujaAndzej
@nietuzinkowy_anon
@vladek a co się #!$%@? jak się mieszka przy dużym cmentarzu... Tu nawet nie " a pójdę pogadać z trupami bo to wycisza" a "pójdę do nie wiem portu by marzyć o rejsie czy coś" i "taki #!$%@?" jak #!$%@? z buta to idzie się przecisnąć między ludźmi, ale #!$%@? o rowerze czy nie daj Boże samochodzie bo trzeba coś za miastem załatwić zapomnij. Co prawda fajnie wygląda jak