Wpis z mikrobloga

#dolinablotnicy
Mówi się się, że drzewa umierają stojąc. Nie u nas. Przed chwilą znowu rozległ się huk i ziemia aż sapnęła od upadku drzewa, które nie wytrzymało naporu wiatru. Te silne, które tym razem się nie poddadzą nie będą się kołysały na wietrze. Dzisiaj drzewa będą stały zgięte i będą łopotać, jak chorągiewki w szalonym pędzie przez kosmos.
Wichura ryczy, oślepia strugami wody i knebluje, a każdy krzyk wciskany jest z powrotem do gardła.
Chałupa trzeszczy, niczym drewniana łódź na oceanie, belki strzelają i jęczą, dach piszczy i dudni, woda chlusta w szyby.
Jeszcze jest prąd, bo nowe, stalowe słupy elektryczne dzielnie znoszą porywy wiatru. Poprzednie połamały się jak zapałki i energii nie było tutaj przez trzy doby. Ale w lesie druty nadal biegną wśród gałęzi, więc tylko czekać, aż światło zgaśnie. To nic, bo przecież mamy świece i latarki.
Większym problemem jest brak wody. Przepompownia bez prądu nie ruszy, a stare studnie kryją zbyt wiele tajemnic, żeby można było z nich pić. Dlatego w piwnicy czekają butle z wodą do spłukania w kibelku, a w kuchni świeża woda do picia i mycia. Trzeba o niej pamiętać. Trzeba się przygotować. Na przysiółkach patrzy się na mapy burz i czyta alarmy o wichurach oraz oblodzeniach. Wypatruje się zwiastunów.
Najgorzej mają ci, co ulegli cywilizacji i założyli piece centralnego ogrzewania. Oni marzną, bo brak prądu zmienia wygodne paleniska w bezużyteczna kupę stali. Piękne, wypolerowane płyty grzewcze nie zagotują wody ani nie podgrzeją zupy. W takie dni zdobycze cywilizacji stanowią tylko kosztowną ozdobę z lepszego, mniej brutalnego świata.
  • 9
@wonsz_smieszek: Moje.To zdarzenia z mojej chałupki. Zresztą widać, że literacko nieobrobione, bez kontekstu fabularnego i luźne.
Po prostu czasem się tu u mnie coś przytrafia, a nie mam komu o tym opowiedzieć. Więc użyłam Mirko z nadzieją, że może komuś się spodoba, albo zainspiruje.
Niestety ostatnio nic się nie dzieje.